– Wygląda to tak, że Polaków albo nie boli jeszcze tak mocno, jak mogłoby boleć, albo wręcz nie mają nic przeciwko – mówi w rozmowie z naTemat.pl doktor Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku politycznego, pytany, czy Polacy mogą chcieć, by od wyborów
Polską rządziły PiS i Konfederacja. Najnowszy sondaż Ipsos pokazał, że obie te partie mają coraz większe szanse na rząd większościowy. Konfederacja w grupie wiekowej mężczyzn w wieku 18-37 lat może liczyć na poparcie aż 37 proc.
Reklama.
Reklama.
– Jak czegoś jest za dużo, to szuka się odstępstw. A polaryzacja Kaczyński-Tusk jest już bardzo anachroniczna. Więc jeśli ktoś już uwierzył, że wygra wybory, to może się jeszcze okazać, że za pół roku mogą być zupełnie inne realia wyborcze – mówi dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku politycznego, komentując wyniki kolejnego już sondażu, który pokazuje rosnące poparcie dla Konfederacji.
Chodzi o opublikowane w piątek rano badanie Ipsos dla OKO.Press i TOK FM, w którym ta partia – po "odświeżeniu" i rozłamie we władzach, reprezentowana przez Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka – ma już 11 proc. poparcia i mogłaby utworzyć rząd większościowy z Prawem i Sprawiedliwością.
PiS odnotowało w nim 34 proc. – nie traci, ale też nie zyskuje – podobnie jak KO z poparciem 27 proc. Lewica i Polska 2050 odnotowały za to spadek, a sytuacji opozycji nie ratowałby nawet wariant koalicji PSL-Polska 2050.
Dr Mirosław Oczkoś o wzroście poparcia Konfederacji
Eksperta pytamy zwłaszcza o grupę młodych wyborców: we wspomnianym sondażu Konfederacja wśród młodych mężczyzn w wieku 18-39 lat ma aż 37 proc. poparcia (wśród kobiet więcej jest zwolenniczek Lewicy). Z kolei w grupie wiekowej 18-49 jest drugą najpopularniejszą partią w Polsce (wyprzedza ją Koalicja Obywatelska). Co to oznacza i jak świadczy o tym, co główne ugrupowania w Polsce mają dziś do zaoferowania młodym wyborcom?
– Część z tej grupy młodych jeszcze na wyborach nie była, dla części to, co proponuje PiS, czyli tak zwane rozdawnictwo, jest zwyczajnie głupie. I te wartości odwołujące się do wolności gospodarczej, do szeroko pojętej wolności w ogóle, są dla nich na tyle ważne, że czują się przekonani – mówi, dodając, że "mało kto zagłębia się w szczegóły programu Konfederacji".
– Do młodych propaganda rządowa też nie trafia, ona trafia do wyborców starszych, którzy i tak są przekonani przez PiS – podkreśla, dodając, że być może PiS nie ma już gdzie "szukać" więcej poparcia. – A gdy widzą na przykład polityków takich jak Władysław Kosiniak-Kamysz czy Szymon Hołownia, którzy coś zapowiadają, ale potem ciągle niewiele się z tego okazuje, to zapewne też nie są przekonani, bo "ważność" świeżości polityka też jest określona i szybko mija – zaznacza, dodając, że "młodzi wyczuwają fałsz na kilometr".
– Ale tak oni będą realnie pobudzeni do wyborów dopiero za dwa, trzy miesiące. Dla nich liczy się tu i teraz – podkreśla nasz rozmówca.
"Polaków jeszcze nie boli tak mocno, jak mogłoby boleć"
Czy wniosek z ostatniego sondażu Ipsos, ale też z poprzednich badań, które pokazują ostatnio stały trend dotyczący wzrostu poparcia dla Konfederacji, oznacza, że Polacy prawicowych rządów i koalicji Kaczyńskiego z Mentzenem mogą najzwyczajniej chcieć i nie widzieć w nich zagrożenia dot. np. łamania praworządności?
– Wygląda to tak, że Polaków albo nie boli jeszcze tak mocno, jak mogłoby boleć, albo wręcz nie mają nic przeciwko i stwierdzają: "okej, niech będzie, niech rządzą". Spójrzmy na Francję, tam na ulice wyszedł milion osób – mówi dr Oczkoś, przywołując protesty, które przetaczają się przez kraj po tym, jak rząd zaproponował wprowadzenie reformy emerytalnej.
Przypomnijmy: 23 marca na ulice całej Francji wyszły związki zawodowe, organizując całodobowe strajki protestacyjne przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Doszło do zamieszek, a w Bordeaux demonstranci podpalili m.in. budynek ratusza. Sytuacja jest tak napięta, że w piątek król Karol III odwołał swoją wizytę w tym kraju, co "Le Figaro" nazwało już "ciężkim ciosem dla wizerunku Francji za granicą".
– U nas ludzie na ulice nie wychodzą, mimo że Polska wciąż traci na przykład miliony z powodu kar nałożonych przez Komisję Europejską – kwituje nasz rozmówca.
Z informacji przekazanych przez ministra do spraw Unii Europejskiej, Szymona Szynkowskiego vel Sęka, wynika, że Komisja Europejska potrąciła dotąd Polsce ponad 369,2 miliona euro (czyli ponad 1,7 miliarda złotych) kar za brak wykonania tzw. środków tymczasowych Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).
Bloomberg w czwartek doniósł z kolei, że UE może pozbawić Polskę kolejnych pieniędzy. Do zawieszonej wypłaty środków z KPO, mogą dojść tzw. fundusze spójności na lata 2021-2027. Gra toczy się aż o 75 mld euro, które zależą od zmian w systemie sądownictwa.