Była Bridget Jones, była "Fleabag", powitajmy Liv Healy. Mimo że popkulturowy trop Messy Millenial Woman jest już nieco wyświechtany, to Celeste Barber, uwielbianej komiczce i regularnej krytyczce wyidealizowanego świata Instagrama udaje się w "Wellmanii" tchnąć w niego nowe życie. Komediowy serial, który podbija Netfliksa, jest jednak czymś więcej niż ciętą satyrą na branżę wellness.
Ocena redakcji:
4/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Wellmania" to australijski serial Netfliksa Brigid Delaney i Benjamina Law na podstawie książki Delaney "Wellmania. W niezdrowej pogoni za dobrostanem"
8-odcinkowy komediodramat opowiada o 39-letniej krytyczce kulinarnej, która, aby dostać upragnioną pracę, musi szybko wrócić do zdrowia i formy. Zdesperowana wkracza więc do świata wellness, jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem
Główną bohaterkę "Wellmanii" gra Celeste Barber, komiczka i gwiazda Instagrama, która zasłynęła swoimi realistycznymi parodiami modelek i celebrytek
W serialu "Wellmania" grają również m.in. JJ Fong, Genevieve Mooy, Lachlan Buchanan, Remy Hii, Alexander Hodge, a także Miranda Otto ("Władca Pierścieni")
Serial z Celeste Barber szybko podbił Netfliksa. Jak wypada? Oto recenzja "Wellmanii" Netfliksa
Obserwuje ją 9,5 miliona osób, więc istnieje spora szansa, że jesteś wśród nich. Celeste Barberciężko nie lubić, zresztą kilka lat temu nazwaliśmy ją nawet "najzabawniejszą kobietą na Instagramie". Jasne, poczucie humoru jest pojęciem względnym, ale wcale nie przesadziliśmy.
Świetnych komiczek jest sporo, ale Barber dokonała czegoś wielkiego: wyśmiewając "idealne" celebrytki oraz branżę mody, beauty i fitness, nie tylko stała się gwiazdą (która wciąż pozostaje w zgodzie ze sobą), ale również najlepszą wirtualną przyjaciółką kobiet. Masowa entuzjastyczna reakcja na jej przezabawne filmiki udowodniła, że naprawdę mamy dość wyidealizowanych treści w mediach społecznościowych i chorych standardów. Celeste Barber przekłuła balonik i pokazała, że nie trzeba mieć rozmiaru zero, namiętnie ćwiczyć jogi i seksownie wychodzić z basenu, żeby być wartościową i czuć się świetnie.
W ciągu kilku lat Celeste Barber urosła do rangi ikony "zwyczajnej" kobiecości i ciałopozytywności (chociaż wcale jej o to nie chodziło, a parodie zaczęła nagrywać w ramach zakładu z siostrą). Poczucie humoru i dystans do siebie, którego każdy może jej pozazdrościć – nie wstydzi się robić najgłupszych min i póz, tańczyć jak połamana i zakładać najdziwniejsze i najbardziej wycitę bikini – zawojowały nie tylko jej ojczystą Australię.
Efektem jej sławy jest "Wellmania", komediowo-dramatyczny serial, który właśnie podbija Netfliksa. Mimo że Barber grała już w świetnym "The Letdown", satyrze na "perfekcyjne" macierzyństwo, to produkcja na podstawie książki "Wellmania. W niezdrowej pogoni za dobrostanem" Brigid Delaney (również showrunnerki) jest jej pierwszą główną rolą.
Barber w końcu może pokazać, na co ją stać poza Instagramem i swoimi stand-upami i to w serialu, który jest wręcz dla niej stworzony: wyśmiewającym branżę wellness, która obiecuje nam bycie jeszcze lepszymi niż najlepsi. Wystarczy, że zrobimy detoks i pójdziemy na masaż.
O czym jest "Wellmania"? Liv Healy jest niczym bohaterka "Fleabag"
Liv Healy (Celeste Barber) ma 39-lat i jest krytyczką kulinarną, która pisze o jedzeniu w Nowym Jorku. Jej motto? Carpe that diem. Liv żyje jak tornado, a jej codzienność wypełniona jest najlepszym jedzeniem, szalonymi imprezami, numerkami na jedną noc i odurzającymi pigułkami.
Bohaterka "Wellmanii" to żywe wcielenie popkulturowego tropu Messy Millennial Woman, czyli Chaotycznej Millenialki, o której w "Guardianie" pisała w ubiegłym roku Rachel Aroesti. Tropu, który był inspirowany naszą starszą siostrą Bridget Jones, a w serialach był już wyeksploatowany do porzygu: od "Dziewczyny" i "Fleabag" przez "Everything I Know About Love" do "Mogę cię zniszczyć".
Liv to kolejny serialowy hot mess: charyzmatyczna, autodestrukcyjna, egocentryczna, wygadana, sarkastyczna, hedonistyczna i sabotująca samą siebie. Ma głęboko zakopane traumy, bliscy z trudem mogą z nią wytrzymać, a jej życie to chaos, które może runąć w każdej chwili.
U Liv dzieje się to w pierwszym odcinku, kiedy przyjeżdża z Nowego Jorku do rodzinnego Sydney na 40. urodziny swojej najlepszej przyjaciółki Amy (JJ Fong). Na skutek wyjątkowo pechowych okoliczności bohaterka nie może wrócić do Stanów Zjednoczonych, gdzie ma być jurorką w kulinarnym show. Dlaczego? Bo jej zdrowie pozostawia wiele do życzenia, a ciśnienie i cholesterol wybiły w kosmos, co nie pozwala lekarce Liv zgodzić się na jej lot do Nowego Jorku.
Liv nie traktuje jednak swoich alarmujących wyników jako sygnału, żeby zwolnić. Wręcz przeciwnie. Zdesperowana, żeby wydostać się z Australii i zacząć swoją upragnioną pracę, rzuca się w kolejny wir: tym razem wellness, o którym chce napisać artykuł. Mam nadzieję, że ten zrobi wokół niej szum przed startem kulinarnego programu.
Detoks, "czyszczenie rury wydechowej" (nie pytajcie), kardio, weganizm, jogging. Liv zrobi wszystko, że wrócić do Nowego Jorku, co jednak wcale nie oznacza, że będzie chciała zrezygnować z alkoholu, stresu czy imprezowania. Bohaterka, która traktuje swoje ciało jak park rozrywki, chce mieć wszystko jednocześnie i jak się spodziewamy, do końca jej to nie wyjdzie.
Podróż Liv przez świat wellness to główny wątek "Wellmanii", ale kluczowe są również te boczne: jej poukładanej matki (Genevieve Mooy), która pracuje w przychodni; brata Gaza (Lachlan Buchanan), trenera osobistego, który szykuje się do ślubu z Dalbertem (Remy Hii); ustatkowanej Amy, która czuje, że jej małżeństwo z Dougiem (Johnny Carr) zaśniedziało i brakuje w nim namiętności. Relacja Liv z każdą z tych osób nie jest idealna (mówiąc łagodnie), a jest jeszcze trauma bohaterki, starannie przez nią zakopana, która co i rusz daje o sobie znać.
Seriale z Celeste Barber to satyra na świat wellness
"Wellmania" wbija szpilkę branży wellness, którą Celester Barber nazwała z rozmowie z "Guardianem": "nową formą kościoła albo zorganizowanej religii, bo dużo ludzi szuka w niej odpowiedzi".
– To warta miliardy branża, która może uratować życie. Jest tak duża i rozległa, że możesz w niej przebierać i wybrać to, co ci pomaga. Część z tych rzeczy wcale nie musi być chwilową modą – i może być nawet całkiem niezła – ale inne to po prostu bzdury – mówiła aktorka przy okazji premiery australijskiego serialu.
Wbrew pozorom "Wellmania" nie będzie ciągiem kuriozalnych starć Liv z praktykami wellness (niektóre trudno wziąć na poważnie, inne są w porządku), a serial wcale nie chce ośmieszać tego, co komuś może pasować. Jak zauważa Liv, detoks jest beznadziejny, ale czuje się po nim lepiej, mimo że lekarka nie zostawia na nim suchej nitki. Serial nie krytykuje dbania o siebie, ale trzeźwo zauważa, że we wszystkim konieczny jest umiar i rozsądek, a czasami niezbędne będą kompromisy.
"Wellmania" tak naprawdę jest bowiem satyrą na obsesję ludzi na punkcie wellness. Liv otaczają karierowicze z klasy średniej, którzy są przekonani, że będą szczęśliwi, gdy będą ćwiczyć jogę albo pić proteinowe shake'i. "Zdrowe życie" stało się niemalże sektą, nawet jeśli ze zdrowiem nie ma wcale nic wspólnego (bo i tak bywa). Liv mogłaby po prostu zdrowiej się odżywiać, zacząć się ruszać i wysypiać, ale to przecież nie jest seksi.
Serial Netfliksa pokazuje współczesny świat, w którym trudno jest urządzić przyjęcie urodzinowe dziecka, bo jedzenie powinno być bezglutenowe, wegańskie, bez cukru i żadnych alergicznych składników, zabawy – edukacyjne, a uderzanie kijem w piniatę o kształcie osiołka promuje znęcanie się nad zwierzętami. Ludzie chcą być piękni i zdrowi, chociaż zżera ich stres, nie rozstają się ze smartfonami, a work-life balance dla większości jest mitem. Na to jednak przymykają oko.
To udowadnia też droga Liv, która – jak możemy się domyślać – ma swoje powody, dlaczego ciągle pędzi i ucieka w pracę i hedonizm. Okazuje się, że nawet najdroższe i najbardziej luksusowe praktyki wellness, żadna joga, trening kardio czy owsianka z antyoksydantami, nie naprawią tego, co mamy w głowie. I to właśnie od tego warto zacząć.
Celester Barber w "Wellmanii" jest mistrzowska
"Wellmania" jest wypełniona niuansami, które sprawiają, że serial Netfliksa jest zarówno satyryczny i cięty, jak i przenikliwy i głęboki. Zawiedzeni mogą być jednak ci, którzy spodziewają się, że wellness będzie głównym punktem programu. Owszem, jest na pierwszym planie, ale to tylko wymówka, aby zajrzeć w głąb życia Liv, które jest na skraju przepaści, bo łatwiej jest uciekać niż stawić czoła temu, przed czym się ucieka. To jej droga jest tutaj najważniejsza.
Serial Netfliksa zgrabnie łączy humor z dramatem, a ironię z absurdem. Ogląda się go lekko i szybko, chociaż niektóre żarty są po prostu niesmaczne, bo ile można śmiać się z kupy i wymiocin? "Wellmania" jest jednak aktualną, celną i naprawdę zabawną komedią, która dosadnie pokazuje, co z nami jest nie tak. Przyzwyczajeni do szybkiego życia chcemy szybkich rezultatów, a powrót do zdrowia czy odbudowanie relacje z ludźmi wymagają czasu i cierpliwości.
Dodajmy do tego wszystkiego ważkie problemy oraz złożone, dające się lubić postaci (oprócz Liv na początku, ale o tym za chwilę) i wyjdzie nam jeden z najlepszych serialów komediowych Netfliksa. Połkniemy go w jeden wieczór i będziemy chcieli więcej, a przy okazji najdzie nas autorefleksja, dlaczego sami wciąż ponosimy klęskę, gdy próbujemy się ogarnąć. Może zaczynamy od niewłaściwej strony?
Sercem "Wellmanii" jest oczywiście Celeste Barber, która w serialu Netfliksa jest w swoim żywiole: jest histerycznie zabawna, bardzo fizyczna, z czego słynie w swoich instagramowych filmikach, a jednocześnie poruszająca, gdy się tego od niej wymaga. Świetnie pokazuje podróż Liv do samopoznania oraz rozwój bohaterki, której początkowo nie da się znieść, bo jest synonimem egoizmu, a wszędzie, gdzie się pojawi, niesie chaos i... przypał.
Barber jest znakomita i pozostaje się tylko cieszyć, że w końcu może zabłysnąć poza Instagramem i sceną. Dlatego oglądajcie "Wellmanię". Pośmiejecie się, popłaczecie i spojrzycie na wellness i poradniki trzeźwym okiem. Bo magicznej recepty na szczęście naprawdę (niestety) nie ma.