Nikt nie wie, gdzie mieszka, czym się zajmuje, co robi. Ale powiedzieć, że we Wrocławiu żyją jego sprawą, jak pół internetu, to przesada przez wielkie P. – Ja nawet nie wiem, o co pani mnie pyta, bo nie wiem, co nowego się pojawiło na ten temat. Nie śledzę tej sprawy – reaguje jedna z mieszkanek Wrocławia. To stąd pochodzi Tomasz Komenda. Tu mieszkają jego mama i bracia. – Bardzo żal mi jego mamy – mówi jeden z mieszkańców.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– To był prosty, zwykły chłopak – wspomina krótko osoba, która poznała Tomasza Komendę.
– Mogę tylko powiedzieć, że w obecnej sytuacji jest mi po prostu strasznie żal pani Klemańskiej, jako matki. Ona bardzo dramatycznie walczyła o to dziecko. Jednak nie wydawałbym sądów i nie rozdawał ról na pozytywnych i negatywnych bohaterów. Bo tak naprawdę nie wiemy, co się zadziało między tymi ludźmi. Oni teraz po prostu zasługują na spokój – mówi nasz rozmówca.
Podkreśla jeszcze to, co pewnie widzi wielu: – Po wyjściu z więzienia z Tomasza zrobiono gwiazdę. On powinien otrzymać pomoc. Powinien mieć psychologa pod ręką, uczestniczyć w terapii. Czy udzielono mu pomocy? A może mu ją proponowano, a on nie umiał jej przyjąć? Tego nie wiemy, ale moralną winę za to, co się teraz dzieje, ponoszą także dziennikarze.
Media o sprawie Tomasza Komendy
Od wielu dni media żyją historią Tomasza Komendy i jego rodziny, której część miał porzucić i – jak twierdzi Teresa Klemańska, jego matka – od dwóch lat nie ma kontaktu z nią i z dwoma braćmi.
To jego partnerka i matka przekazały rodzinne szczegóły mediom. Najpierw wyszło na jaw, że Tomasz Komenda ma nie chcieć płacić 4,5 tys. zł alimentów na 2-letniego syna, którego doczekał się z Anną Walter. Potem, że odizolował się od matki, że ma być pod wpływem najstarszego brata i mieć złych doradców. "Udaje, że nas nie zna" – mówiła Teresa Klemańska w rozmowie z Onetem. Pojawiła się także informacja o jego chorobie – gdy Komenda miał ujawnić, że cierpi na nowotwór.
Ostatnio znów wróciła sprawa alimentów i jego choroby. Anna Walter powiedziała w rozmowie z "Polityką": "W czerwcu rok temu Tomek powiedział mi, że jest ciężko chory. We wrześniu przedstawił w sądzie wypis ze szpitala onkologicznego, gdzie przechodził radioterapię. Dzisiaj jest w dobrej formie, mówi, że jest wyleczony. Ale kiedy sprawa trafiła do mediów po tym, co powiedział Tomek, musiałam wydać oświadczenie, żeby pokazać, jak było naprawdę".
Rodzinny serial zdaje się nie mieć końca. Choć mama Tomasza Komendy odmówiła ostatnio dziennikarzom "Polityki": "Nie będę w ogóle z wami rozmawiać. Porozmawiałam z jednym dziennikarzem, autoryzowałam wszystko, a inni to przerabiają, jak chcą, i kłamią. Mam dosyć tego wystawania pod blokiem. Dosyć sensacji!".
– Trudno dziś nie śledzić doniesień na temat Tomasza Komendy, piszą o nim kolejne portale. Obserwujemy to, ale tak naprawdę niewielu z nas pamięta, jaką oni przeżyli tragedię. Nikt nie pamięta, ale wtedy nagonka w mediach na Komendę i na jego rodzinę była nieludzka. Napaść na tych ludzi wtedy była zupełnie nieprawdopodobna. Oni wszyscy przeszli traumę, która mogła mieć wpływ na całą rodzinę. Dobrze, że nie było internetu jak dziś – zauważa jeden z mieszkańców Wrocławia.
Dziś sprawa żyje głównie w sieci. – W moim środowisku nikt o tym nie rozmawia, nie słyszę rozmów na ten temat – przyznaje nasz rozmówca. We Wrocławiu słyszę to zresztą non stop.
Tak reagują we Wrocławiu
– Znam tę sprawę tylko z mediów. Nie mam zielonego pojęcia, co się o niej mówi we Wrocławiu, bo chyba nigdy nie była ona traktowana jako sprawa czysto wrocławska. To był temat ogólnokrajowy, nie wydaje mi się, że we Wrocławiu na ten temat mówi się więcej niż np. w Łomży – reaguje jeden z wrocławskich polityków.
Lokalny dziennikarz: – Sprawa Tomasza Komendy to nie jest temat, który pada w rozmowach. Oczywiście widać doniesienia o nim w internecie, ale to nie jest tak, że o tym się rozmawia i dyskutuje.
Jedna z mieszkanek Wrocławia: – Ja nawet nie wiem, o co pani mnie pyta, bo nie wiem, co nowego się pojawiło na ten temat. Nie śledzę tej sprawy.
Na próżno szukać opinii wśród radnych. – To prawda, Wrocław tym nie żyje. Wydaje mi się, że sprawa Komendy ludziom się tu przejadła. Generalnie wszyscy bardzo mu współczuli, ale nie wiem, czy jakoś bardziej niż reszta kraju. Media za to szalały – wspomina inny z mieszkańców.
To we Wrocławiu rozegrał się cały dramat z aresztowaniem Komendy. Tu niesłusznie skazany mieszkał z mamą i braćmi. – Policjanci mieli tak blisko do jego mieszkania, że pewnie na piechotę mogli przyjść – mówi jeden z rozmówców.
Tu po 18 latach nastąpił wielki powrót. "Witaj w domu Tomek, po 6540 dniach" – taki transparent powitał go w rodzinnym domu. On sam dziękował wtedy ludziom, dzięki którym wyszedł na wolność. – Teraz dajcie mi po prostu żyć – powiedział.
Niedługo potem Polska usłyszała pierwsze relacje o tym, jak Tomasz Komenda poznawał Wrocław. "Nie poznał miasta. Był bardzo zdziwiony tym jak miasto się zmieniło i jak wiele budynków powstało. (...) Spacerując po centrum mówił, że wszystkie budynki wyglądają zupełnie inaczej" – mówił portalowi Gazety Wrocławskiej Krzysztof Klemański, jego brat.
Potem były m.in. relacje o tym, że podjął pracę w myjni samochodowej. "Zdjęcia chcieli, autografy, selfie, żebym im opowiadał, jak tam było, jak mi się udało wyjść" – opowiadał Komenda o klientach.
Gdzie mieszka dziś? Pewnie wiedzą tylko jego najbliżsi. – Nie mam pojęcia – to powtarza się w każdej rozmowie.
"To nie jest gwiazda show biznesu"
A jednak niektórzy swoje wiedzą.
– Został potraktowany jak celebryta. Jak gwiazda show-biznesu, która rozstaje się z kolejnym kochankiem czy mężem. Wtedy gdy był na topie mniej lub bardziej cynicznie wykorzystano jego historię z happy endem. Były książki, były filmy. A to nie jest gwiazda show-biznesu. To jest człowiek, który został skrzywdzony. Został przemielony przez cały system i wyrzucony. Nie wiem, czy ktoś był z nim cały czas, żeby mu pomagać, przechodzić przez szarą rzeczywistość, której nie znał. Ktoś taki powinien przy nim być, ktokolwiek. Ale każdy zrobił swoje i odszedł – mówi gorzko jeden z mieszkańców.
Na koniec dodaje: – To u was czytałem wywiad z panem Pawłem Moczydłowskim i mam wrażenie, że w całej tej historii to najmądrzejszy głos, jaki padł w tej sprawie. Tomasz Komenda niczemu nie jest winny. Jemu pogmatwano życie. A ja wiem, że po wyjściu z więzienia pomagał innym, pracował. Widać było, że to nie jest tak, że wyszedł i zaczął odcinać kupony od swojej sławy, tylko cały czas coś robił.
– Tak jak powiedział prof. Moczydłowski, jego to wykrzywiło. On pewnie nie był częścią podkultury więziennej, nie był bohaterem w tym więzieniu, był raczej kimś innym. Myślę, że pan profesor ma rację: trzeba tę rodzinę zostawić i sami się pogodzą. Może przydałaby się jakaś mediacja? Tylko nie wiem, czyja. I kogo z kim – zauważa.
Po ludzku jest mi smutno i przykro, bo Tomasz Komenda jest ofiarą nie swojej bajki i nie swojej historii. Wszystko, co się wokół niego dzieje budzi moją najdalej idącą empatię.