nt_logo

Dlaczego nikt nie reagował na dramat 8-letniego Kamila? "Jest przyzwolenie na patologię"

redakcja naTemat

13 kwietnia 2023, 12:48 · 4 minuty czytania
– Życie rodzin wygląda zupełnie inaczej wieczorem. Wtedy na wierzch wyciągane są butelki i wszystko to, co chowa się podczas zapowiedzianych wizyt dziennych. To właśnie wtedy powinny być prowadzone kontrole pracowników socjalnych – komentuje w naTemat Andrzej Falkiewicz, pracownik socjalny bytomskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Jak wyjaśnia, pomogłaby zmiana w ustawie, która nie zakłada kontroli rodzin w godzinach wieczornych. Dodaje, że niezmiennie problemem jest też podejście Polaków do bicia dzieci.


Dlaczego nikt nie reagował na dramat 8-letniego Kamila? "Jest przyzwolenie na patologię"

redakcja naTemat
13 kwietnia 2023, 12:48 • 1 minuta czytania
– Życie rodzin wygląda zupełnie inaczej wieczorem. Wtedy na wierzch wyciągane są butelki i wszystko to, co chowa się podczas zapowiedzianych wizyt dziennych. To właśnie wtedy powinny być prowadzone kontrole pracowników socjalnych – komentuje w naTemat Andrzej Falkiewicz, pracownik socjalny bytomskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Jak wyjaśnia, pomogłaby zmiana w ustawie, która nie zakłada kontroli rodzin w godzinach wieczornych. Dodaje, że niezmiennie problemem jest też podejście Polaków do bicia dzieci.
Kamil z Częstochowy katowany przez ojczyma. Ciężki stan zdowia dziecka Fot. Policja w Częstochowie
  • Kamil z Częstochowy został skatowany przez ojczyma i w ciężkim stanie walczy o życie w szpitalu w Katowicach
  • Pracownik socjalny Andrzej Falkiewicz komentuje, że dzieci często nie zdają sobie sprawy, że powinny zgłosić zachowanie rodziców i szukać pomocy
  • Zdaniem Falkiewicza konieczne są zmiany systemowe, które na razie dają ciche przyzwolenie na patologię

Historia ośmioletniego Kamila, którego katował ojczym, wstrząsnęła Polską. Jak pisaliśmy w naTemat, chłopiec nie tylko był bity, ale też został poparzony wrzątkiem oraz rzucony o nagrzany piec kaflowy. Wszystko działo się za wiedzą i przyzwoleniem matki, która ukrywała bestialskie zachowanie konkubenta.

Chłopiec walczy o życie w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. O to, co musi się zmienić, by do takich historii nie dochodziło, zapytaliśmy pracownika socjalnego Andrzeja Falkiewicza.

Wieczorne wizyty pracowników opieki społecznej to konieczność?

W bytomskim MOPR, w którym pracuje Andrzej Falkiewicz, prowadzone są wieczorne patrole. To pozwala pracownikom zajrzeć pod dachy rodzin z problemami w momencie, w którym ośrodki pomocy zwykle już nie pracują.

– To wizyty, które prowadzone są bez zapowiedzi. Do takiej kontroli nie można się przygotować – ugotować czy posprzątać. Wieczorami zresztą też częściej niż rano pity jest alkohol. To w końcu wieczorem i w nocy dochodzi do najbardziej poważnych interwencji. Rodziny obnażone są z płaszczyka, w który mogą odziać się na zapowiedzianą kontrolę. Zresztą mam przekonanie, że na zapowiedzianej kontroli nie ma szans wyjść żadna patologia – wyjaśnia pracownik socjalny.

Jak tłumaczy Andrzej Falkiewicz, wieczorami pracownicy socjalni mogą też zobaczyć dzieci. – Takiej możliwości często nie mamy za dnia, bo te są w szkołach czy przedszkolach. Nie chcę tutaj nikogo bronić, bo nie znam konkretnej sytuacji katowanego Kamila, ale biorąc pod uwagę funkcjonujący system, pracownik, który przychodzi do rodziny w standardowych godzinach pracy ośrodka, może nie widzieć dziecka, nawet prowadząc kilka kontroli z rzędu.

Wieczorne patrole to jednak inicjatywa własna pracowników bytomskiego MOPR-u. – Organizowane jest to w ramach inicjatywy oddolnej. Sami pracownicy doszli do wniosku, że jeśli ma się coś poprawić, trzeba wprowadzić wieczorne patrole. Gminy nie stosują jednak co do zasady takiego rozwiązania, bo nie przewiduje go ustawa o pomocy społecznej. Ta, jeśli ma się coś zmienić, musi się znowelizować – tłumaczy Falkiewicz.

Podejście Polaków do bicia dzieci ciągle się nie zmienia

Po informacji o skatowaniu Kamila w sieci pojawiły się komentarze, jak to możliwe, że ośmioletnie dziecko nie powiedziało o tym, że jest maltretowane. W Polsce nadal panuje społeczne przyzwolenie na bicie dzieci.

Jak pisaliśmy w naTemat, stosunek Polaków do bicia dzieci nadal jest przerażający. Co prawda w 2010 roku wszedł przepis, zgodnie z którym stosowanie kar cielesnych w Polsce, choć nieusankcjonowane, jest zabronione, ale nadal blisko 43 proc. Polaków akceptuje formę przemocy, jaką są klapsy, 19 proc. respondentów uznało, że zbicie dziecka w niektórych sytuacjach jest najbardziej skuteczną metodą wychowawczą, a 24 proc. ankietowanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że "lanie jeszcze nikomu specjalnie nie zaszkodziło".

Sprawę komentuje Andrzej Falkiewicz, który mówi, że same dzieci często nie zdają sobie sprawy z tego, że padają ofiarą przemocy ze strony rodziców czy opiekunów.

Miałem niedawno chłopca, który nie był w stanie zrozumieć, dlaczego odebraliśmy go z rodziny, w której ojciec go bił. Z rozmowy wyszło, że chłopak był przekonany, że jeśli rodzic nie zbije dziecka, to to dziecko nie wykona pewnych obowiązków - na nauczy się, nie posprząta... Jego zdaniem prawdziwe bicie jest wtedy, kiedy leje się krew. Chłopca zabezpieczyliśmy natomiast w momencie, w którym karnie stał na mrozie, z gołymi stopami przed klatką schodową. To jednak w jego ocenie nie było przecież żadną formą znęcania się. Andrzej Falkiewiczpracownik socjalny

Czy ktoś wiedział, że Kamil z Częstochowy jest katowany?

Opinia publiczna ciągle zadaje pytanie, jak doszło do tego, że nikt nie wykrył odpowiednio wcześniej zagrożenia, które ciążyło nad Kamilem. W końcu rodzina miała sąsiadów, a dziecko chodziło do szkoły. Jak tłumaczy Andrzej Falkiewicz, system nie jest idealny i zdarza się, że rodziny "wymykają się spod kontroli".

– Już nie chodzi tylko o to, że podczas kontroli dziecka nie ma w domu, ale niektóre rodziny mogą liczyć chociażby na "lojalność sąsiadów", którzy często boją się powiedzieć, że w domu jest przemoc, nawet jeśli mają tego świadomość – komentuje. Przykładem takiej sytuacji był przed dziewięcioma laty czteroletni Kacperek z Bytomia, nad którym ojczym znęcał się do tego stopnia, że dziecko dziś ma ciężkie niepełnosprawności.

– Rodzina mieszkała jednak w dzielnicy, w której konfident to najgorszy typ człowieka, dlatego o patologii nikt nie doniósł, nawet jeśli wiedział – tłumaczy Andrzej Falkiewicz.

Katowane dzieci poza systemem

Przypadki Kacperka i Kamila łączy jeszcze jedna kwestia. Jest nią rejestracja w systemie pomocy społecznej. Jak podaje "Dziennik Zachodni", rodzina Kamila miała przeprowadzić się do Częstochowy po okresie przerwy i dopiero od marca 2023 roku zgłoszona była do MOPS-u. Choć pracownicy w tym okresie trzykrotnie kontrolowali rodzinę, mieli utrudniony dostęp do wiedzy na jej temat niż w przypadku rodzin przebywających pod wieloletnią kontrolą.

– Podobnie było w przypadku Kacperka. Tamta rodzina również dopiero co się przeprowadziła, więc środowisko w takich sytuacjach nie jest zbytnio czujne – porównuje Andrzej Falkiewicz.

Pomocne w sytuacjach interwencji kryzysowych są również telefony interwencji kryzysowej, pod które mogą całodobowo i anonimowo dzwonić sygnaliści.

– Są ludzie, którzy nie zgłoszą się na policję, bo boją się, że zostaną zapytani o nazwisko, a dzwonią z anonimowym donosem, bo mają dosyć patologii wokół siebie – wyjaśnia pracownik socjalny. Z jego wiedzy wynika jednak, że jest on jedną z niewielu osób lub nawet jedyną, która obsługuje tego typu całodobowy numer.

Telefony zaufania oraz telefony interwencji kryzysowej w Polsce to działanie, które realizowane jest głównie w ramach zadań własnych poszczególnych gmin lub organizacji pozarządowych.