Nie jest psychologiem. Jest trenerem mentalnym sportowców. Jakub Mikuś - człowiek, który pobierał nauki od twórcy NLP Johna Grindera. - Sprawiam, by dobry sportowiec stał się jeszcze lepszy - mówi mi w wywiadzie. Imponują mu ludzie bezczelni i pewni siebie, jak Muhammad Ali czy Jose Mourinho. - Sportowiec musi być jakiś - przekonuje. Gdy dostaję od niego maila z autoryzacją, zawarte jest w nim motto: "Nie pozwól, by sukces trafił do twojej głowy. Nie pozwól też, by porażka trafiła do jego serca"
Na Twitterze napisałeś o sobie: "Międzynarodowy Trener NLP, certyfikowany przez Johna Grindera". Grinder to legenda, twórca Programowania Neurolingwistycznego. Poznaliście się?
Tak.
Jaki jest?
To człowiek już w konkretnym wieku, ale o energii do życia 20,30-latka. Kocha to, co robi. Pracował już z NASA, z wywiadem. Ma doświadczenie - po ruchach, mowie ciała człowieka, określi jego stan. Szuka w innych ludziach odpowiedzi, pomaga wydobyć z nich to, co najważniejsze.
Dzięki doświadczeniom zebranym w Wielkiej Brytanii dziś jesteś trenerem mentalnym sportowców. Trener mentalny? To już nie mówi się po prostu "psycholog"?
Psychologia nie przepada za NLP. Często można znaleźć takie określenie, że to, co stworzył Grinder, po prostu nie działa. Że on wychodzi z takiego założenia: "Jak będziesz długo myślał o posiadaniu Ferrari, to je w końcu posiądziesz". Nic bardziej mylnego. To tylko jedna z technik, wizualizacja.
Jesteś po psychologii?
Właśnie kończę prawo (śmiech). Żeby być psychologiem, musisz skończyć właśnie ten kierunek. Tutaj tak nie ma. Jestem samoukiem, rozwijającym wiedzę podczas szkoleń. Pasjonuję się tym.
Skąd popyt na takie usługi?
Stąd, że dla wielu osób, nie tylko sportowców, korzystanie z usług psychologa jest czymś wstydliwym. Piłkarz nie lubi mówić o tym, że ma jakieś problemy. A trener mentalny? to brzmi dużo lepiej, dla wielu tak normalnie. Poza tym my działamy trochę inaczej. Naszym zadaniem jest sprawić, by ktoś dobry stał się jeszcze lepszy. Albo by ktoś wrócił do dawnej dyspozycji. Nie zakładamy, że przychodzi do nas wrak człowieka.
Podam dyscypliny. Strzelectwo, rajdy samochodowe, do tego piłkarz, koszykarz. Z jednymi spotykam się raz w miesiącu, z innymi częściej. Różne też są problemy. Często przychodzi zawodnik, który na treningu jest świetny, a w meczu dużo słabszy. Albo ktoś, kto kiedyś strzelał gola za golem, a teraz się zablokował. Jeszcze inna sytuacja, z którą się często spotykam - zdolny junior, który kompletnie gubi się, gdy po raz pierwszy pojawia się presja. Jedzie na ważny turniej, gra mecz, a na trybunach masa znajomych. I taki młody człowiek sobie nie radzi.
Oglądałem ostatnio parę odcinków serialu "Bez tajemnic". Jesteś trochę jak Jerzy Radziwiłłowicz? Słuchasz, a potem doradzasz?
Nie jestem po to, by dawać rady. Znam pewne techniki, narzędzia terapeutyczne, których używam. Kluczowa jest ta właśnie wizualizacja, czyli wyobrażanie sobie pewnych rzeczy.
Na przykład?
Na przykład kibiców, którzy krzyczą w trakcie spotkania. Dopingują cię albo przeciwnie - robią wszystko, by zdeprymować.
Wielu sportowców tego ostatniego nie lubi.
Znam przykład piłkarza, który nie mógł znieść tego, jak trener na niego krzyczy po nieudanym zagraniu. Albo inna sytuacja, częsta w naszej ekstraklasie piłkarskiej. Zawodnik ma dobry początek, notuje kilka udanych zagrań pod rząd, a po chwili go już kompletnie nie widać. On sobie wtedy podświadomie myśli tak: "Ok, wykonałem już swoje, mogę się teraz wyluzować". Coś mu nie wyszło? Przecież to dlatego, że rywal podszedł bliżej i ten gość nie miał co zrobić z piłką. Jedna z kluczowych tez NLP mówi, że umysł i ciało to jeden system. I szczególnie widać to w sporcie. Jeżeli jakiś zawodnik odczuwa stres, to automatycznie odbija się to na jego grze.
Często jest tak, że ktoś robi błąd i potem skupia się już tylko na tym, co mu nie wychodzi.
Zamiast myśleć o tym, co wyszło. Ale to taki lęk ogólnoludzki. Człowiek na przykład mówi nieprawdę a potem przejmuje się ciągle tym, co będzie, jak ktoś go przyłapie na kłamstwie. Albo student, denerwujący się tym, że nie napisze czegoś na czas. Taki piłkarz z wyjściem na boisko powinien myśleć o dobrych rzeczach z przeszłości. Powinien mieć je zakotwiczone w teraźniejszości.
Widziałem jakiś czas temu film dokumentalny o Jose Mourinho. I tam jeden z jego podopiecznych, chyba Ricardo Carvalho, tłumaczył na czym polega geniusz tego trenera. A polegać miał na tym, że Portugalczyk nastawia piłkarzy na każdą sytuację. Wiedzą, co mają zrobić, gdy stracą bramkę. Gdy strzelą. Gdy ktoś dostanie czerwoną kartkę. Gdy będą grali z przewagą. To jest taktyka. A czy takie coś też można zrobić z ich mentalnością?
Oczywiście. Są specjalne techniki, działające na strach w sytuacjach niespodziewanych. Kluczowe jest to, by nasz stan się nie zmieniał, niezależnie od okoliczności. Kiedyś, to był chyba rok 2004, czytałem wywiad z Tomaszem Frankowskim. On wtedy zaczął współpracę z profesorem Janem Blecharzem, twórcą sukcesów Adama Małysza. I Frankowski powiedział tam takie jedno zdanie: "Jeżeli zawodnik jest zestresowany, to mniej widzi na boisku". Zresztą, to dotyczy też zwykłych ludzi, np. jadących samochodem.
Już ci tłumaczę. Gość sobie siada i patrzy w jeden, określony punkt. A ja staję z boku i wykonuję ruchy rękami. Imituję sytuację, którą taki zawodnik w trakcie meczu musi zauważyć.
Musi? To każdemu można pomóc? Pytam, bo o Andrzeju Gołocie jest taka opinia, że on po prostu nie miał głowy do boksu i każdy psycholog czy - tak jak ty - trener mentalny, byłby kompletnie bezradny.
Powiem tak, jeżeli ktoś przyszedłby do mnie i powiedział, że nie, on już nie chce, nie może, już nie da rady, to nie ma sensu na siłę go przekonywać. To nie przyniesie korzyści. Jeżeli jest wola - pomożemy. Nie chcesz pomocy, to nie. Tu chodzi przede wszystkim o kreację rzeczywistości. Wiesz, kto był dla mnie mistrzem mentalnym? Muhammad Ali, też bokser. Każdemu radzę poczytać o nim, obejrzeć sobie filmiki. W 1964 roku Ali walczył o mistrzostwo świata z Sonnym Listonem, który swoją wcześniejszą walkę o tytuł wygrał w 1. rundzie. Na Alego nie stawiał nikt. Zapytano o prognozy przez walką 46 ekspertów i bodaj 43 z nich stwierdziło, że Liston wygra przed czasem.
I wtedy Ali zaczął swoją grę, te wypowiedzi.
Krzyczał, że Liston nie może tego wygrać, bo jest za brzydki. Że jest niedźwiedziem, z którego skóry on, piękny Ali, zrobi sobie dywan. To był sportowiec o nieprzeciętnej inteligencji. Poza tym jest taki mechanizm, także poza sportem, że jak spotykamy na swojej drodze wariata, to nie czujemy się pewnie.
Muhammad Ali na konferencjach prasowych:
Witalij Kliczko dostał od Derecka Chisory w twarz na konferencji prasowej. A potem w ringu miał bardzo duże problemy.
Dobry przykład. Kliczko to wspaniały sportowiec, ale przykład innej mentalności, którą ja nazywam skromną. Skromną mentalność reprezentuje też sobą Adam Małysz. To inne typy, inne podejścia. Często równie skuteczne. Chisora rzeczywiście zachował się trochę jak Ali. I w tym miejscu można postawić ciekawe pytania. Czy Ali był taki świetny, bo tak właśnie uważał? Czy on sobie to wmówił? Widziałem większość jego walk i nie kojarzę innego sportowca, który byłby tak pewny siebie.
Zlatan Ibrahimović?
Widziałem z nim kiedyś wywiad, jeszcze jak grał w Malmo, przed przejściem do Ajaxu Amsterdam. I to było tak - Zlatan siedział w autobusie i mówił, że on zgrywa takiego chojraka po to, by pokazać, kto rządzi, by wyrobić sobie odpowiednią pozycję. I gdy taki ktoś jak Ibrahomović trafia do Ajaxu, to rzeczywiście koledzy wiedzą już, że to ktoś, z kim trzeba się liczyć. To tak, jak ze zdolnym uczniem, który na początku nauki uczy się, dostaje same piątki i potem ma już wyrobioną opinię. A innym takim sportowcem - szaleńcem był Jose Luis Chuilavert.
Właśnie, powiedziałeś genialny. Ale czy on piłkarsko był tak znakomity? Nie wiem. Na pewno był jednym z moich ulubionych zawodników. Pewnie głównie przez respekt, który budził u ludzi. Wychodzę z założenia, że jak jesteś jakiś, to jesteś lepszy niż ten nijaki. A ci nijacy też są. Skrajnym przykładem jest Rafał Boguski, piłkarz Wisły Kraków. Może i zdolny, ale silnej osobowości nie widzę w nim wcale. Wątpię, by coś większego osiągnął, chociaż życzę mu tego.
Mourinho, o którym już rozmawialiśmy, powiedział, przychodząc do Chelsea, że jest Special One. Rzucił do dziennikarzy, że klub zatrudnił właśnie najlepszego trenera na świecie.
To gra mentalna, różnie odbierana, ale mnie się coś takiego podoba. Jestem pewny, że taki Mourinho budzi duży respekt u innych trenerów. Uwierz mi, trzeba być odważnym, by iść w tym kierunku.
Wypowiedzi Jose Mourinho:
A jeżeli ktoś jest na co dzień zupełnie innym człowiekiem? Spokojnym, opanowanym? Posiadanie dwóch osobowości musi być trudne.
Są ludzie, którzy potrafią dobrze wejść w rolę.
Taki przykład niesportowy - o Kubie Wojewódzkim mówi się, że prywatnie jest zupełnie inny.
I ma wyniki. Nie wiem, jest chyba jedynym z dziennikarzy, który jeździ ferrari (śmiech). Ale wiesz co jest częste u polskich sportowców? Przez co wielu z nich nie osiąga mistrzostwa? Oni chcą być "trochę". Trochę powygrywać, trochę coś znaczyć. A przecież tak nie można. Nie możesz być trochę w ciąży albo trochę na europejskim poziomie. "Trochę" - tak nie osiągniesz nic. Sport to nie tylko talent, szczęście, ale też ciężka praca. I wielu młodych tego nie rozumie. Spędzają czas tak, by zaimponować innym ludziom. Gdy trzeba podjąć jakąś bardzo ważną decyzję, brakuje kogoś obok.
Autorytetu?
Albo przyjaciela. Kogoś, kto powie dobre słowo. Załóżmy, że masz małe dziecko i ono próbuje narysować dom. I teraz dwie sytuacje - pierwsza, w którym patrzysz na efekt finalny i mówisz "Ale to pięknie narysowałeś, wspaniale". I druga, gdzie ironicznie pytasz, co to w ogóle ma być. Czy to jest dom czy czołg. Wiadomo, jak lepiej zareagować.
Andy Murray zaczął wygrywać wielkie turnieje, gdy pojawił się autorytet w postaci trenera Ivana Lendla.
Dokładnie. Albo nasz polski przykład. Małysz. Skoki w ogóle są bardzo ciekawe. Mam wrażenie, że przygotowanie fizyczne zawodników jest w nich podobne. I decyduje psychika. Podobnie w biathlonie. Albo w darcie (rzucanie strzałkami do celu - red.). Oglądałem ostatnio mistrzostwa świata i tam częsta była sytuacja, jak ktoś regularnie trafiał sześćdziesiątki (najwyższy możliwy wynik w jednym rzucie) na tarczy i nagle, w kluczowym momencie, nie mógł. Inny zawodnik.
Wspomniałeś biathlon. W 2006 roku na igrzyskach w Turynie Tomasz Sikora zdobył srebrny medal. Wygrałby, gdyby trafił ostatni strzał. To zresztą przez cały czas, nawet gdy był w formie, stanowiło u niego problem. Cztery celne i pudło. Dałoby się nad tym pracować?
Myślę, że tak. Te ostatnie strzały były oddawane inaczej. Najpierw cztery z automatu. I potem piąty, w trakcie którego Sikora już pewnie widział siebie na najwyższym stopniu podium. Nie myślał o konkretnym celu, czy trafi, ale o tym, czy wygra. To go zgubiło.
Tomasz Sikora zdobywa srebro, a jego występ genialnie komentuje duet Jaroński/Wyrzykowski:
Dzień wcześniej Justyna Kowalczyk zdobyła brąz w biegu na 30 kilometrów. Gdy oglądam końcówkę tego biegu w powtórkach, mam dzisiaj wrażenie, że gdyby nie oglądała się co chwila na rywalki, Czeszkę Katerinę Naumanovą i Rosjankę Julię Tschepalovą, te tuż przed metą by jej nie przegoniły.
To samo. Nad takim elementem też się da pracować.
A gdybym prosił cię o wskazanie sportowca wielkim talencie, ale też wybitnie niepoukładanej głowie?
Pierwsza myśl - Artur Szpilka. Póki co, z taką psychiką, on nie ma szans, by zostać mistrzem świata. Mike Tyson został, ale on w pewnym momencie trafił na trenera, który nauczył go dyscypliny. A Szpilka? Ktoś powie, że jest jak Ali, ale nie, to nieprawda. Przecież on już na konferencji prasowej mógł zrobić rywalowi krzywdę. Cieszę się też, że do formy wraca Artur Boruc, który kiedyś był dla mnie materiałem na jednego z najlepszych bramkarzy świata. Na pewno Gołota, o którym mówiłeś. Sikora trochę też.
Marcin Dołęga w Londynie nie miał w zasadzie żadnego poważnego rywala. Miałem już gotowy tekst pod jego złoto. A spalił trzy próby.
Jego nastawienie warto porównać do podejścia Adriana Zielińskiego, który mistrzem został kilka dni wcześniej. Adrian powiedział potem, że już podchodząc do swojej próby, czuł się zwycięzcą. Czuł, że wygra igrzyska. Obawiam się, że w przypadku Dołęgi nastąpił proces odwrotny. A co będzie jak jednak nie dam rady? Jak nie wygram? Zawiodę. To jest straszny dramat człowieka, bo Dołęga nawet potem przyznał, że gdyby ktoś obudził go o 2. w nocy, to i tak zaspany spokojnie wyrwałby ten ciężar.
Duża jest przepaść między przygotowaniem mentalnym polskiego i amerykańskiego sportowca?
Ogromna. Tam to jest czymś normalnym, wprowadzanym od lat. Trener mentalny równa się zwykły członek sztabu. A u nas? Pamiętasz, jak do reprezentacji przed Euro 2012 dołączył psycholog. Robiono z tego sensację. Gość od razu udzielał kilku wywiadów.
Ale mimo tego długoletniego przygotowania, sportowcowi z USA musi być ciężko przyznać się do oszustwa przed milionami widzów.
Wiadomo, do kogo pijesz (śmiech).
Kim dla ciebie jest Armstrong?
Od 2000 roku oglądałem Tour de France i właśnie jemu kibicowałem. Może to niepopularne co powiem, ale teraz, jak przyznał się do oszustwa, nie stracił mojej sympatii. Doping w kolarstwie brali prawie wszyscy. Ostatnio zrobiłem sobie taką listę czołowych zawodników Tour de France i potem sprawdziłem, ile z nich wpadło na dopingu. Wykreślałem te nazwiska. Z 70 na mojej kartce zostało ich 8. Ten sport jest ciekawy, ale jest też chory. Aleksander Winokurow, Kazach, wrócił po karze za doping i wygrał igrzyska w Londynie. Prześledź sobie historię kolarstwa - kiedyś etapy miały nawet po 300-400 kilometrów. Dziś są dwa razy krótsze, ale wyścig trwa 3 tygodnie. Za długo. Przecież to jest mordęga. Jak będą takie długie, to każdy będzie brał. A jak będą skuteczniejsze kontrole, będą wpadki, spadnie poziom i ludzi to przestanie interesować. Za czasów Armstronga Tour de France był piękny i efektowny. Rok temu nie było w nim ucieczek, spektakularnych akcji.
To jest pomysł, któremu wypadało się przyjrzeć, chociaż to raczej nierealne i mogłoby skończyć się tragicznie. Jeżeli już, to w pewnych jego szczątkowych formach.
Lance Armstrong przyznaje się u Oprah Winfrey:
Na Twitterze napisałeś niedawno, że czytanie gazet zaczynasz od ostatnich stron, bo tam pisze się o zwycięzcach.
Tak jest. Uwielbiam sport. A wiesz dlaczego? Bo lubię też rozwój, a on jest w sporcie kluczowy. Ktoś zaczyna od pewnego pułapu, pokonuje kolejne etapy i dochodzi na szczyt. Może nie powinienem ci tego mówić, ale bardzo nie chciałem, by Wach wygrał z Kliczką. Nie chciałbym mieć takiego mistrza świata. To byłoby niesprawiedliwe, gdyby gdzieś tam go trafił jednym ciosem. Co z tego, że Polak? Przypadkiem by to wygrał. Albo teraz ta ręczna (rozmawiamy dzień po porażce w 1/8 finału MŚ z Węgrami - red.) - byliśmy gorsi, wygrali lepsi. Nauczyłem się, by w takich przypadkach się nie denerwować.
Moim zdaniem za wcześnie się poddaliśmy.
W drugiej połowie widziałem, że nasi zawodnicy już nie wierzyli w wygraną. Nasz trener zresztą też. I tu mi jednego zabrakło. Przecież mógł wziąć czas i spokojnie powiedzieć "Panowie, może być ciężko, ale dajmy kibicom radość". To byłby realny cel, który oni, uspokojeni, mogliby zrealizować.
Było o sporcie, to na koniec będzie o telewizjach informacyjnych. Twoje spostrzeżenie z Twittera - prezenterzy mówią nam dzień dobry, by później zasypywać nas gradem złych informacji.
To jest tak - budzę się, włączam jakąś stację informacyjną i słucham o tragedii i o ofiarach. Gdzieś za granicą. Z całym szacunkiem dla ofiar, ale kompletnie nie rozumiem po co. Przecież to zdarzenie mnie nie dotyczy. Mamy wypadek samochodowy i zaraz do tego narrację. Albo powódź, w trakcie której graficy prezentują nam jakieś swoje animacje wału. I słyszymy, że zalane jest już pół Polski. Wałkowanie dołujących rzeczy, non stop. Bez sensu.
Bez sensu, ale może jednak ludzie chcą o tym właśnie słuchać?
Ale przecież mamy tylu fajnych polskich naukowców, muzyków czy wreszcie sportowców. Kiedyś miałem nawet taki pomysł, by założyć portal, który przykazywałby wyłącznie dobre informacje. Może kiedyś założę. Myślę, że takie coś mogłoby zainteresować ludzi. Choć na swój sposób staram się rozumieć mentalność gościa, który żyje za minimalną krajową, czuje się pokrzywdzony i cieszy się, jak sąsiadowi kradną Mercedesa.