"Transfery pieniężne do różnych grup społecznych" – to najważniejsza według Polaków kwestia, która zdecyduje o zwycięstwie w wyborach Sejmu. Wskazało ją 43,1 proc. ankietowanych przez United Surveys. Jednak są istotne różnice pomiędzy elektoratami władzy i opozycji. – Diabeł tkwi w szczegółach – mówi naTemat Kamil Smogorzewski, dyrektor ds. komunikacji IBRiS.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najważniejsze obietnice lub tematy, które według ankietowanych zdecydują o tym, kto wygra wybory do Sejmu, to: transfery pieniężne do różnych grup społecznych (43,1 proc.), poprawa usług publicznych, (18 proc.), bezpieczeństwo państwa (12 proc.), kwestie światopoglądowe (11,8 proc.), krytykowanie przeciwników politycznych (4,8 proc.), inne (3,8 proc.). Niezdecydowanych było 6,5 proc. badanych
Kamil Smogorzewski zwraca uwagę na to, jak wielką przewagę mają "transfery pieniężne" nad innymi tematami wyborczymi.
– 43,1 proc. wskazań to bardzo dużo. To nie tylko najczęściej wybierana odpowiedź, ale i taka, po której długo nie ma nic. Następną kwestię, czyli poprawę usług publicznych, takich jak zdrowie czy edukację, wskazało zaledwie 18 proc., czyli ponad dwa razy mniej ankietowanych – zaznacza ekspert z IBRiS.
Wyniki sondażu a cynizm społeczny
Dr hab. Anna Siewierska–Chmaj z Uniwersytetu Rzeszowskiego mówi, że rezultaty sondażu są dowodem wysokiego poziomu cynizmu społecznego.
– To bardzo smutny, ale przewidywalny wynik. Pokazuje dużą obywatelską niedojrzałość społeczeństwa. To niestety nie dziwi, bo inne badania systematycznie dowodzą, że w Polsce mamy jeden z najniższych w Europie poziomów kapitału społecznego, a to przekłada się na wiele innych kwestii. Ten wynik to wskaźnik cynizmu społecznego – w tym przypadku przekonania, że wszystko i wszystkich można kupić – tłumaczy w naTemat politolożka.
Ekspertka zaznacza, że wyniki sondażu mogą zarówno świadczyć o tym, co jest najważniejsze dla nas, jak i o tym, co naszym zdaniem jest najważniejsze dla innych.
– Wśród tych 43,1 proc. są zarówno osoby, dla których najważniejszą obietnicą są pieniądze, które dostaną do ręki, jak i te, które oceniają to krytycznie, ale ich zdaniem będzie to ważny czynnik dla innych osób. To ludzie z obu stron barykady – podkreśla dr hab. Siewierska–Chmaj.
Wyborcy PiS i wyborcy opozycji
Kamil Smogorzewski wskazuje, że to sympatie partyjne były czynnikiem, który wpływał na wskazywanie danej opcji.
– Diabeł tkwi w szczegółach. Jak wejdziemy w odpowiedzi wyborców poszczególnych partii to widzimy, że znacząco się różnią – mówi dyrektor ds. komunikacji IBRiS.
Linia podziału przebiega między zwolennikami władzy i opozycji.
– Co ciekawe, o decydującym znaczeniu transferów pieniężnych są przekonani głównie wyborcy opozycji. Aż 60 proc. z nich uważa, że tym tematem można wygrać wybory. Tymczasem w grupie wyborców Zjednoczonej Prawicy odpowiedź tę wskazuje tylko 29 proc. badanych – zaznacza Smogorzewski.
Ta ciekawostka ma jednak wyjaśnienie – przekonuje rozmówca naTemat.
– Ten sondaż pokazuje lęk wyborców opozycji. To obawa dwojakiego rodzaju: po pierwsze, że PiS może sobie kupić wyborców pieniędzmi z budżetu państwa. Po drugie, że sprzeda mu się także część wyborców innych partii – mówi przedstawiciel IBRiS.
Prof. Anna Siewierska-Chmaj uważa, że ta różnica wynika z fałszywego wyobrażenia na temat wyborców PiS, jakie żywi znaczna część sympatyków opozycji.
– Wielu wyborców opozycji postrzega elektorat PiS jako sprzedajny. To błędne przekonanie, które podziela zresztą część opozycyjnych polityków. Nie można nie doceniać innych czynników, które stoją za popieraniem PiS: emocjonalnych, światopoglądowych... – tłumaczy wykładowczyni z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Podobnie widzi to Kamil Smogorzewski. – Przez ostatnie osiem lat wśród wyborców opozycji utrwaliła się opowieść, że PiS kupuje sobie wyborców. Taką narrację nadal podtrzymują niektórzy politycy. Nie jest to do końca prawda. Widzimy, że dla elektoratu obecnej władzy ważne są także inne tematy niż świadczenia socjalne. Zaledwie 3 pkt. proc. mniej dostało od nich "bezpieczeństwo państwa" – wskazuje kierownik ds. komunikacji IBRiS.
Czy to znaczy, że dla wyborców PiS świadczenia socjalne nie mają znaczenia?
– Transfery pieniężne są oczywiście ważne dla wyborców PiS, ale nie są decydujące – mówi dr hab. Siewierska–Chmaj.
– Wyborcy PiS mogą rzadziej wskazywać transfery pieniężne, dlatego że są spokojni, że i tak je dostaną. Prawo i Sprawiedliwość dowiozło 500 plus, 300 zł wyprawki, 13 i 14 emeryturę. Osiem lat temu Platforma ustami ministra Rostowskiego przekonywała, że na 500 plus pieniędzy nie ma i nie będzie. TVP ciągle pokazuje tę wypowiedź. A pieniądze przecież się znalazły – przypomina dyrektor ds. komunikacji IBRiS.
Defetyzm zwolenników opozycji
Kamil Smogorzewski zaznacza, że wyborcy Koalicji Obywatelskiej, Lewicy, Polski 2050 i PSL nie mogą się doczekać przejęcia władzy przez opozycję, ale jednocześnie tracą wiarę w to, że będzie to możliwe w 2023 roku.
– Wyborcy opozycji bardzo chcą przegranej PiS, bo czują się upokorzeni rządami partii Jarosława Kaczyńskiego, ale też bardzo boją się, że to się nie uda – właśnie dlatego, że władza może sypnąć pieniędzmi i "kupić sobie głosy". Narracja o rozdawnictwie i sprzedajności wyborców PiS jest wśród zwolenników opozycji bardzo silna. Mają coraz mniejszą nadzieję na wygraną. W związku z tym już teraz zaczynają tłumaczyć sobie trzecią kadencję PiS, która nawet nie wiadomo czy nastąpi – mówi dyrektor ds. komunikacji IBRiS.
Nie jest to jednak jedyny powód do niepokoju dla rywali Jarosława Kaczyńskiego.
– Wyborcy opozycji są skołowani. Z jednej strony oczekiwaliby odejścia od "rozdawnictwa", z drugiej czują, że taka deklaracja to prosta droga do przegrania wyborów. Dlatego gdy słuchają o "babciowym" i kredycie 0 proc. Tuska, targają nimi sprzeczne uczucia. Coś na zasadzie "nie chcemy rozdawnictwa, ale politycy muszą to robić" – mówi Kamil Smogorzewski.
Takie emocje elektoratu – tłumaczy ekspert – nie są korzystne dla opozycji.
– Zdezorientowanie wyborców zniechęca ich do udziału w głosowaniu. Mści się narracja o tym, jak to transfery socjalne pogrążą Polskę. Skoro tak, to dlaczego proponują je "nasi"? – wyjaśnia Smogorzewski.
Z kolei Prawo i Sprawiedliwość, podkreśla politolożka z UR, mistrzowsko panuje nad emocjami swojego elektoratu.
– PiS bardzo umiejętnie wzbudza, a potem zagospodarowuje lęk społeczny. Może dotyczyć kwestii ekonomicznych, ale także obyczajowych. Strach to bardzo silna emocja, która wpływa na nasze wybory – tłumaczy dr hab. Siewierska–Chmaj.
Jednocześnie, podkreśla politolożka, bardzo znaczące jest to, że tylko 4,8 proc. badanych wskazało punktowanie innych partii jako decydujący temat kampanii.
– To świadczy o tym, że ludzie nie wierzą w to, by krytyka rywali mogła istotnie coś zmienić. I trudno im się dziwić: kolejne afery w obozie Zjednoczonej Prawicy nie powodują tąpnięcia w poparciu. Wyborcy wiedzą, że scena polityczna jest bardzo spolaryzowana – mówi prof. Siewierska–Chmaj.
Usługi publiczne – dlaczego dostały tylko 18 proc. wskazań?
Według sondażu mniej niż co piąty ankietowany uważa, że najważniejszym tematem kampanii będzie poprawa systemu ochrony zdrowia czy edukacji. Kamil Smogorzewski podkreśla, że ten wynik nie jest żadną anomalią.
– W porównaniu do innych obywateli Unii Europejskiej Polacy rzadko wskazują poprawę jakości usług publicznych jako ważną kwestię. Wyszło nam to także w badaniu w ramach zrzeszenia europejskich instytutów badawczych Euroskopia. Podczas gdy zmian systemowych domagało się 10-15 proc. Europejczyków z innych państw, w Polsce było to zaledwie 3 proc. badanych – tłumaczy ekspert.
Czy to znaczy, że Polacy nie chcą lepszych szkół i szpitali?
– Długo zastanawialiśmy się, skąd ta dramatyczna różnica, ale kolejne badania pokazały nam, że to nie jest tak, że Polakom nie zależy na dobrych usługach publicznych, tylko po prostu oni już nie wierzą, że zmiana na lepsze jest możliwa. Dlatego wolą dostać pieniądze do ręki. Polacy wierzą, że państwo potrafi zrobić przelew, ale niewiele poza tym – mówi Kamil Smogorzewski z IBRiS.
To ma swoje polityczne – i wyborcze – konsekwencje.
– Kiepska jakość usług publicznych pompuje poparcie dla Konfederacji. Bo skoro za nasze podatki dostajemy za mało i za późno, to po co je płacić? Tyle że ci badani, którzy marzą o likwidacji składki zdrowotnej, nie biorą pod uwagę, że ich problemy zdrowotne mogą być czymś więcej niż skręconą kostką czy łamliwymi paznokciami. Nie biorą pod uwagę, że mogą zachorować na nowotwór i że ich leczenie będzie nieopłacalne dla prywatnych ubezpieczycieli – tłumaczy przedstawiciel IBRiS.
Nie tylko pieniądze
Zarówno ekspert jak i ekspertka podkreślają, że postrzeganie elektoratu PiS jako sprzedajnego jest poważnym błędem. W świadczeniach socjalnych nie chodzi bowiem tylko o pieniądze.
– Transfery pieniężne wzmocniły poczucie wartości wyborców PiS. Teraz te środki są w dużym stopniu zjadane przez inflację, ale wcześniej pozwalały ludziom na przykład po raz pierwszy pojechać na wakacje, albo kupować dzieciom nowe buty. Ta grupa wyborców poczuła się po pierwsze bardziej bezpieczna, a po drugie zaczęła mieć przestrzeń do marzeń i – co najważniejsze – do aspiracji. Oczekują od polityków więcej niż przed rokiem 2015 i to nie tylko w kwestiach finansowych. Poczuli wolność – podsumowuje Kamil Smogorzewski.