
Nagranie z TikToka, na którym "ożywiono" Iwonę Wieczorek oburzyło wielu internautów. Szczególnie przejmujące było dla matki zaginionej przed laty kobiety. Zareagowała na filmik w mocnych słowach.
– Dlaczego ktoś robi sobie żarty z ludzkiej tragedii?! Dlaczego tego nie ściga się z urzędu, dlaczego to nie jest karalne? Dlaczego szasta się wizerunkiem mojej córki i rodzinną tragedią? – zastanawiała się w rozmowie z "Faktem" pani Iwona, matka zaginionej Iwony Wieczorek.
Kobieta zdecydowała się wypowiedzieć dla tabloidu po obejrzeniu wspomnianego nagrania z TikToka. Można się tylko domyślać, jak bardzo było dla niej bolesne, kiedy zobaczyła na nim swoją córkę.
Nagranie na TikToku z Iwoną Wieczorek
Chodzi o materiał, który pojawił się na TikToku i błyskawicznie zyskał popularność. Powstał dzięki animacji, której dokonała sztuczna inteligencja. Podłożony został także dźwięk z symulatora mowy. Iwona Wieczorek nie tylko rusza więc głową i ustami, ale też opowiada historię swojego zaginięcia. Do 27 kwietnia nagranie miało ponad... trzy miliony wyświetleń. Co chwilę pojawiają się pod nim nowe komentarze internautów.
– Nie poznajesz mnie? Jestem Iwona Wieczorek. Dzisiaj opowiem ci moją historię. W lipcu 2010 roku wraz z kilkoma znajomymi postanowiliśmy wybrać się na imprezę do klubu Dream Club w Sopocie. Wieczorem nie bawiłam się dobrze. Z moimi znajomymi mieliśmy kłótnię. Około 2:50 opuściłam klub i poszłam na nadmorskie bulwary. Szłam do domu. Jednak nigdy nie dotarłam do domu, ponieważ zniknęłam w niewyjaśnionych okolicznościach (...) – słyszymy w krótkim filmie.
Zobacz także
Co nowego ws. zaginięcia Iwony Wieczorek?
Ta sprawa to jedna z największych zagadek kryminalnych w ostatnich latach. Zaginięcie Iwony Wieczorek wzbudza ciągle emocje, bowiem co jakiś czas pojawiają się nowe tropy. Jednym z najnowszych głosów w sprawie jest wypowiedź babci kolegi zaginionej – Pawła P. Nasz dziennikarz rozmawiał z kobietą, która wspominała feralną noc sprzed lat.
– Wiem, że otwierał drzwi i wchodził. To było około czwartej – opowiadała. Jej zdaniem mężczyzna był wtedy sam. – On zresztą nigdy tu nikogo nie przyprowadzał. A potem uchyliłam drzwi i on już później spał. Wszystko miał wygaszone. Potem miał zamknięte albo przymknięte drzwi i nie słyszałam, czy on gdzieś dzwonił. Ja miałam w swoim pokoju zamknięte drzwi, ale mój mąż nie, on nie zamykał drzwi – kontynuowała.
Paweł P. i sprawa Iwony Wieczorek
Na początkowym etapie śledczy założyli, że skoro Paweł P. dotarł do dziadków, to musi być niewinny. Dopiero potem niektórzy z nich zaczęli podejrzewać, że mógł stamtąd wziąć zaparkowany samochód i pojechać pod dom Iwony, a potem wrócić do dziadków i od rana brać udział w poszukiwaniach dziewczyny.
Dlatego już w 2010 r. był długo podejrzanym numer jeden, śledczy wracali do jego wątku co kilka lat, a rok temu rozpoczęli szereg działań operacyjnych związanych z jego osobą. Cztery miesiące temu został zatrzymany i przewieziony do Krakowa, bo to tamtejszy wydział Prokuratury Krajowej zajmuję się teraz sprawą zaginionej gdańszczanki.