Duże nachylenie, wiele skoków, ostre zakręty i duża prędkość - tak wygląda trasa w Kitzbuhel.
Duże nachylenie, wiele skoków, ostre zakręty i duża prędkość - tak wygląda trasa w Kitzbuhel. Fot. Shutterstock

Na słynnej trasie Die Streif, spowitej otoczką grozy i uwielbienia jednocześnie, rozgrywane są zawody pucharu świata w narciarstwie alpejskim. Trasa w austriackim Kitzbühel to dla narciarzy symbol. Zjazd budzi skrajne emocje, bo jest niezwykle niebezpieczny i charakterystyczny - twardy, sztucznie oblodzony, wielokrotnie zmusza do oddawania skoków. Ściana ma duże nachylenie, przez co narciarze osiągają prędkość nawet 140 km/h. Co ciekawe, gdy wpadają na metę, są już w centrum miasta.

REKLAMA
Trasa zjazdowa, która ma swój początek na Koguciej Górze, kończy się w otoczeniu kilkudziesięciu tysięcy kibiców, niemal w sercu Kitzbühel. Zjazd wywołuje niesamowite wrażenia u widzów, również tych sprzed ekranu. Zbliżenia pozwalają niemal dotknąć prędkość, poczuć pęd powietrza, a białe smugi śniegu eksplodującego spod nart ostrzą wyobrażenie o krawędzi ryzyka. Z chwilą, gdy piszę te słowa, z trasy wypada jeden z narciarzy, ląduje na siatce bezpieczeństwa. W jego przypadku wszystko skończyło się dobrze, wstał o własnych siłach. Wypadki na tej trasie bywają jednak tragiczne w skutkach, ale o tym za chwilę.
Zjazd o długości nieco ponad 3300 metrów trwa około dwóch minut. Trasa zaczyna się dwoma ostrymi skrętami, po których zawodnicy są zmuszeni do oddania skoku na odległość kilkudziesięciu metrów. To tak zwana pułapka na myszy (Mausefalle), czyli załamanie stoku o nachyleniu 73 procent. Jak informował serwis nanarty.sport.pl, najdłuższy zmierzony skok w tym miejscu wyniósł 80 m. Dalej kolejna seria ostrych zakrętów, prędkość zawrotna, niektórzy zawodnicy z trudem mieszczą się w granicach trasy, niemal ocierając się o plandekę z reklamą. Tuż przed metą trzeba oddać ostatni skok. Zdarzało się, że zawodnicy nie potrafili po nim wylądować i do mety nie docierali albo przekraczali ją nieprzytomni.
Przejazd Didiera Cuche

O tym, jak wymagająca jest to trasa, przekonało się już wielu zawodników. Kilka dni temu na treningu Andrej Jerman doznał wstrząśnienia mózgu. Hans Grugger po obrażeniach czaszki i klatki piersiowej wciąż walczy o życie.
Trzy lata temu Scott Macartney tuż przed metą wyskoczył, nie zdołał wylądować, huknął o ziemię i nieprzytomny minął linię mety, bezwiednie osuwając się na plecach. Gdy chcę obejrzeć ten film, YouTube prosi o potwierdzenie pełnoletności. Daniel Albrecht przez trzy tygodnie był w stanie śpiączki farmakologicznej, po wypadku w tym samym miejscu, co Macartney. Po tym, jak w powietrzu zrobił salto, upadł, a jego narty wypięły się, jakby wystrzelone z wielką mocą.
Nawet słynny Herman Maier przegrał z trasą Die Streif - po długim skoku jego ciało, wygięte nienaturalnie, uderzało wielokrotnie o śnieg. Maier, koziołkując, z wielkim pędem wpadł w siatkę bezpieczeństwa, potem kolejną. Widok dramatyczny (inna sprawa, że Maier kilka dni później zdobył dwa złote medale Igrzysk Olimpijskich).
Mrożący krew w żyłach upadek sprawił, że karierę musiał zakończyć Todd Brookers. Ogromna prędkość i zdradliwa góra targały nim niemiłosiernie, po kilkunastu fikołkach osunął się jak kłoda na boczną siatkę. – Dla wielu alpejczyków kariera skończyła się właśnie w Kitzbuehel – mówił Marcin Szafrański, ekspert narciarstwa alpejskiego w stacji Eurosport, cytowany przez satkurier.pl. – Tutaj trzeba być naprawdę przygotowanym i mieć świadomość swoich umiejętności. To trasa dla mistrzów – dodał.
Upadek Hermanna Meiera