Kapitan Wiesław Jedynak z komisji Millera był jednym z bohaterów filmu National Geographic o katastrofie Smoleńskiej. Na zdjęciu pierwszy z prawej podczas prezentacji raportu komisji.
Kapitan Wiesław Jedynak z komisji Millera był jednym z bohaterów filmu National Geographic o katastrofie Smoleńskiej. Na zdjęciu pierwszy z prawej podczas prezentacji raportu komisji. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Dokument National Geographic rozczarował wiele osób. Kapitan Wiesław Jedynak przyznaje, że ciężko spodziewać się zbyt wiele po 45-minutowym filmie, który dotyka przecież tak złożonej sprawy. – Zastosowano pewne uproszczenia, które dla osób znających się na lotnictwie mogą tworzyć pewne wątpliwości i zastrzeżenia, co do tego, czy film jest merytoryczny i dobrze osadzony – mówił na antenie Radia ZET.
Kapitan Jedynak zwrócił uwagę, że fachowców mógł drażnić sposób prowadzenia dochodzenia w celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy. – Od razu wróciliśmy na to uwagę, oglądając film – mówił. Chodziło o sceny, w których śledczy na tablicy rysują kredą wysokość samolotu, albo za pomocą małego modelu maszyny, ręcznie określają jej położenie.
– To są uproszczenia nieodnoszące się do pracy komisji. Narzędzia były dużo bardziej wyszukane niż kreda na tablicy czy słuchawka w uchu – wyjaśniał członek misji, który przyznał także, że w samolocie znajdowały się cztery, a nie trzy czarne skrzynki, jak przedstawiono to w filmie. Jeden z rejestratorów nie został w ogóle odnaleziony. Jego zdaniem w filmie nie pokazano także realnego stanu lotniska w Smoleńsku. – Nie nadawało się do lądowania i urągało wszelkim zasadom – wyjaśniał kpt. Jedynak.

Kontrowersje w przestworzach - o dokumencie w National Geographic CZYTAJ WIĘCEJ

Członek komisji przyznał, że zarówno jego samego, jak innych fachowców zdziwiły trochę ostatnie sceny filmu, w których powiedziano, że "dzięki współpracy komisji z dwóch państw udało się wyjaśnić katastrofę smoleńską". – Ta komunikacja na pewno była, ale na poziomie oficjalnym. Tu nie chodzi o utrudnianie, ale o nieułatwianie pracy polskiej komisji. Z naszego punktu widzenia lepiej by się stało, gdyby ta współpraca była szersza i nieobarczona administracyjnymi trudnościami – mówił.
Monika Olejnik dopytywała, dlaczego w filmie zabrakło mocniejszego akcentu wersji, które mówi o wybuchu. Jej zdaniem w produkcji mógł pojawić się np. któryś z ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza. Wiesław Jedynak zdradził, że autorzy filmu nie zdecydowali się na ten wariant, ponieważ oni opierają się tylko na faktach. – A trzeba uważać, bo niektórzy często mają przyznawany tytuł eksperta, a tak naprawdę nimi nie są. Stąd obawa przed pokazaniem czegoś, co za kilka miesięcy będzie nieaktualne – wyjaśnił.
Film – jak wszystkie nowe wątki związane z katastrofą smoleńską – podzielił komentujących. Na Twitterze prawica mówi już "gniot i tyle". Kapitan Jedynak uważa, że jego twórcy nie przewidzieli, jak czuły jest to materiał dla osób mieszkających w Polsce. – Pamiętajmy, że robili go ludzie, którzy są dalecy od całego kontekstu związanego z katastrofą smoleńską. Oni nie odczuwają tych trudności, które tu mieliśmy. Dla nich sprawa jest zakończona, powstały dwa raporty i oni przyjmują je do wiadomości. Cały kontekst polityczny jest trudny do zrozumienia – tłumaczył ekspert.