"Umrzyjcie" - między innymi taki komentarz można przeczytać pod tekstami grupy Catholic Voices. I choć działają, aby "głos zwykłych katolików był obecny na forum publicznym", to często stają się celem brutalnych ataków. - Ludzie zamiast dyskusji wolą czasem przyparcie drugiej strony kolanem do ściany - stwierdza Tomasz Sulewski z Catholic Voices.
Pod waszymi tekstami pojawia się wiele nieprzyjemnych, czasem nawet agresywnych komentarzy. Skąd twoim zdaniem bierze się tak negatywne nastawienie do głosu katolików?
Tomasz Sulewski: Część bierze się stąd, że ludzie dużo szybciej piszą, niż czytają. Taki już jest internet. Czytelnicy często nie widzą potrzeby, aby zrozumieć to, co jest napisane, nie traktują tego jako materię do dyskusji. Generalnie w sieci ludzie wolą mówić niż słuchać.
Czyli pierwszym powodem jest specyfika narzędzia, bo generalnie internauci są raczej nastawieni na krytykę.
Tak - taki sieciowy "hejt". Drugą sprawą jest to, że ludzie mają dużo żalu do Kościoła czy do katolików. Jest w nich taka obawa, że ktoś chce im coś narzucić. Że katolicy będą ingerować w ich życie, zmuszać do czegoś, wtłaczać w jakieś ramy, które będą ich ograniczać. Atak na katolików jest swego rodzaju reakcją obronną przed ingerowaniem w ich sposób patrzenia na świat. Nie jest prawdą, że katolicy tak robią, ale czasem tak ludzie mogą do tego podchodzić.
Nie zniechęca was ten atak? Często bywa brutalny.
Czasem faktycznie jest ciężko i zwyczajnie po ludzku bywa przykre. Człowiek wychodzi i wyciąga rękę do innego człowieka, a w zamian dostaje pięścią w twarz. Ale tak naprawdę to nic nowego w historii, zawsze tak było. Gdyby wszyscy wychodzili nam od razu na przeciw i tylko się cieszyli, to nasza praca i w ogóle całe chrześcijaństwo nie miałyby sensu. Bo chrześcijaństwo to tak po ludzku jest dziwna filozofia - ktoś ci daje w twarz, a ty się tym ciesz, człowieku, bo wiesz, że to ma głębszy sens. Ale na tym to polega.
Ciężko jest wam się przebić przez ten mur uprzedzeń wobec katolików?
Dużo zależy od konkretnych odbiorców. Dziś ogólnie ciężko jest się przebić z poważnymi treściami. W Polsce niełatwo się dyskutuje, bo ludzie nieustannie chcą kogoś wykluczać, tak jak opisała to Marta Pawłowska w tekście: kto ma prawo do bycia Polakiem. Większość dyskusji sprowadza się więc do walki na zasadzie "kto kogo". My zaś wychodzimy z przekonania, że jesteśmy katolikami, bo to po prostu najlepszy sposób na życie i jesteśmy dzięki temu szczęśliwi. Nie jesteśmy przy tym jednak oderwanymi od rzeczywistości marzycielami, którzy chcieliby tylko biegać po łące i zrywać kwiaty [śmiech]. Opieramy się na pewnej wizji człowieka i świata. Zachęcamy, aby inni też w podobny sposób układali swoje życie. Szukamy dialogu, ale ludzie zamiast dyskusji wolą czasem przyparcie drugiej strony kolanem do ściany. Chcemy, aby ktoś się zastanowił nad tym, co i dlaczego właśnie tak mówimy, ale jest inaczej. To strasznie trudna sprawa, choć chyba nigdy nie było łatwiej. Musimy się nauczyć funkcjonować w tej rzeczywistości, ale będziemy przekonywać, że do tego, aby pokazywać katolicyzm jako dobry wybór, nie trzeba "wciskać przeciwnika w narożnik". A jednocześnie, będąc otwartym na innych, można nie rezygnować z autentyczności i ortodoksji.
W Polsce głos ateistów jest coraz bardziej doniosły. Jest silniejszy i skuteczniejszy od katolickiego?
W Polsce przed wszystkim rozpowszechnia się nie ateizm, ale płytki antyklerykalizm. Mam mnóstwo przyjaciół, którzy nie wierzą w Boga, a czasem nawet po swojemu, walczą z Kościołem. Jednak szanuję ich, bo są w stanie wejść na poziom merytorycznej dyskusji, starają się zrozumieć drugą stronę, czy to np. w kwestii aborcji czy in - vitro.
Dopóki wychodzimy z jakąś spójną wizją świata i człowieka, a po drugiej stronie są ludzie którzy mają argumenty, to możemy dyskutować. Przekonamy ich lub nie. Ale często ta dyskusja jest zbyt płytka i zideologizowana. Widać to nie tylko w komentarzach pod tekstem, ale i w programach telewizyjnych. Mało kto dyskutuje z katolicyzmem głębiej, szukając istoty. W publicznych połajankach raczej pojawiają się tematy, że ksiądz gwałcił małe dzieci, sprzedawał jakieś usługi czy brał grube pieniądze za pogrzeby i ogólnie dominuje przekonanie, że księża chcą się nażreć i nachapać, a katolicy to bezmózdzy naiwniacy. I ludzie potem mówią, że nie wierzą w Boga, bo maja takiego proboszcza czy innego, albo nie lubili księdza w podstawówce. Oczywiście - jeśli gdzieś w Kościele pojawia się zło, to nigdy nie jest dobrze i zawsze trzeba dbać o to, by się do niego przyznawać i naprawiać. Ale z drugiej strony to nie jest tak, że cały Kościół jest taki, jak nasz nielubiany ksiądz na religii. Zrozumienie tego wymaga jednak także trochę pracy. Ale warto, bo dzięki temu można się dowiedzieć np. tego, że to Kościół wynalazł prawo do obrony oskarżonego w sądzie albo że św. Izydor już w VII wieku pisał o tym, że Ziemia jest kulista. W przestrzeni publicznej panuje wiele mitów na temat Kościoła i dość łatwo je obalić za pomocą faktów - tyle że ktoś musi chcieć te fakty usłyszeć.
Czy nie dziwi cię, że jest tak małe zainteresowanie tym, co macie do powiedzenia, biorąc pod uwagę liczbę katolików w Polsce?
W obiegu są różne informacje na temat liczby katolików. 95 proc. które się często pojawia, to zapewne liczba tych, którzy zostali ochrzczeni, albo jeszcze byli u Pierwszej Komunii. Pojawia się tu pytanie, czy osoba, która na tym etapie zakończyła swoją przygodę z wiarą, jest faktycznie katolikiem? Formalnie tak, ale z drugiej strony jest pytanie, czy na pewno przeżywają tę wiarę? Tak naprawdę, katolików jest zapewne około 30, 40 procent, jak się spojrzy na to, ile osób chodzi do kościoła. Mała popularność katolickiego głosu to również kwestia mediów, choć nie mam o to do nich pretensji. Media potrzebują w studiu telewizyjnym dwóch przeciwników, którzy mniej więcej wiadomo co powiedzą, bo mają jasno sprecyzowane poglądy. Będzie ich dzięki temu łatwo odróżnić na antenie. To czasem zaburza klarowność przekazu. Ale katolicy nie mają się co obrażać, raczej powinniśmy się w tym spróbować odnaleźć.
Księża i katoliccy publicyści też mają dość wyraźne poglądy. Pomimo to głos ten nie przebija się ponad polityczne spory. To właśnie walka polityczna jest popularniejsza niż problemy wiary czy ludzkiej egzystencji.
Ten głos jest słyszalny, ale później jest zagłuszany głosami alternatywnymi. Dajmy na to, że do studia przychodzi ksiądz i mówi w rozmowie, że aborcja jest zła. Przedstawia swoją wizję i natychmiast są na to trzy różne odpowiedzi w mediach - najczęściej przeciwne. Ten głos może się później wydawać stłamszony. Jeśli do tego jeszcze ten ksiądz ma źle uczesane włosy albo się jąka, a jego kontrrozmówcami są młodzi i pociągający "luzacy", to obraz się wykrzywia. Nie jest też przecież tak, że wszystkie wypowiedzi katolików to stwierdzenia niemądre czy fundamentalistyczne. Niestety czasem tak jest to jednak przedstawiane.
Pomimo wszystko próbujecie. Co chcecie osiągnąć, bo to brzmi trochę jak walka z wiatrakami?
Naszym celem jest dawać światło, a nie żar. Chcemy nim oświetlić problemy, a nie podgrzewać skrajne emocje. Aby ludzie usłyszeli, dlaczego katolicy uważają to, co uważają. Za naszymi przekonaniami w zdecydowanej mierze stoją przecież logiczne, rozumowe argumenty, składające się na spójną całość. Na dodatek rzeczywistość nie kończy się na mediach. Fajnie by było doprowadzić do sytuacji, że podczas niedzielnego obiadu ludzie zaczęli dyskutować. Aby nie było tak, że ludzie tylko okładają się pałkami po głowie, ale też wprowadzają do debaty trochę konkretów.
Nie, broń Boże. Nie sądzę, żeby media w Polsce, poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, świadomie dyskryminowały katolików jako takich. Jeśli są dziennikarze, którzy mają takie podejście do katolików, to jest ich w Polsce bardzo mało. Problem raczej leży w tym, że praca dziennikarza jest trudna i odbywa się w dużym stresie. Człowiek też nie zawsze ma możliwość, by wszystko dokładnie sprawdzić. A to z kolei rodzi uproszczenia, niedopowiedzenia, niezrozumienie, może nawet uprzedzenia. Ale można to rozwiązać. Trzeba dziennikarzom pomagać znajdować informacje, aby później nie używali skrótów myślowych i lepiej rozumieli procesy.
Lubicie media?
Oczywiście, tym bardziej, że świat żyje mediami. Choć katolicy są często przedstawiani jako ludzie w rozciągniętych swetrach, smutni, nieciekawi, zacofani, a jeśli już czegoś słuchają, to jest to tylko jedno, zawsze to samo radio. A my jesteśmy normalnymi ludźmi, chodzimy do klubów, oglądamy telewizję, korzystamy z internetu, chyba nawet dość sprawnie. Tyle tylko, że kierujemy się przy tym określonymi wartościami, w których wartość wierzymy.
Pod waszym ostatnim tekstem pojawił się komentarz: "zawsze wiedziałam, że to biedni katolicy są w Polsce prześladowani". Czujecie się dyskryminowani na jakimś polu?
Ten komentarz to akurat raczej sarkazm. Ale w sumie pożyteczny, bo może dzięki temu ktoś się przez chwilę nad tym zastanowi. W debacie publicznej, niezależnie po której jest się stronie, trzeba umieć się zatrzymać w pewnym momencie, obejrzeć całe pole i pomyśleć, czy uwarunkowania się jakoś nie zmieniły. To dotyczy katolików, jak i ludzi innych wyznań, czy niewierzących. Czasem żąda się od innych, aby uznali nasz pogląd. Jeśli nie, to odbiera mu się prawo do życia. Na szczęście tylko symbolicznie, choć pod naszym tekstem był ostatnio komentarz "umrzyjcie". Uśmiechnąłem się, gdy go zobaczyłem, ale pomyślałem też, że na świecie chrześcijanie codziennie umierają za swoją wiarę, choćby w krajach arabskich czy w hinduistycznych. W Europie do tego nie dochodzi, choć coraz częściej przyznawanie się publiczne do katolickiego światopoglądu jest odbierane niechętnie, trochę jak przyznanie się do trądu. I to są fakty, o których warto pamiętać. W Polsce katolicy nie są dziś jakoś szczególnie uciemiężoną grupą, nie wygłupiajmy się. Choć kto wie, jak to się będzie zmieniało. Nie ma natomiast wątpliwości, że jeśli nawet Polska stanie się kiedyś krajem agresywnie muzułmańskim, albo wojowniczo laickim jak np. Francja, to dalej będę katolikiem i będę namawiał innych do odkrycia tej wiary. Bo wiem, że to dobry wybór. Choć czasem niełatwy.
Jeśli nawet Polska stanie się kiedyś krajem agresywnie muzułmańskim, albo wojowniczo laickim jak np. Francja, to dalej będę katolikiem i będę namawiał innych do odkrycia tej wiary.