9 czerwca zaczyna się 60. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Jak mieszkańcy odbierają emocje z nim związane?– Festiwal jest wizytówką Opola. Nie ciąży miastu. Ciąży tylko współpraca z TVP – reaguje szef klubu radnych POSzef klubu radnych prezydenta: – Ten festiwal to coś więcej niż TVP i PiS. Mieszkańcy żyją historią festiwalu. To byłoby głupie, gdybyśmy nagle z powodu sytuacji politycznej w kraju, mieli z niego zrezygnować.Rzecznik prezydenta: – Jeśli chodzi o współpracę z TVP, to festiwal należy traktować jak mecze piłkarskie, czy jak Teatr Telewizji, które też przecież są w tym medium pokazywane.Jubileuszowy, 60. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki rusza 9 czerwca, ale atmosfera zgęstniała już wcześniej. Fala krytyki za skład wykonawców, afera z wyzywaniem Dody na próbie, wreszcie głośne w mediach apele, by w ogóle festiwal odwołać, podgrzały emocje.
"Nie idźcie tą drogą. Tworzycie propagandowy event narodowych socjalistów z PiS do spółki z rządową telewizją, akceptując tym samym cały ten ohydny ściek, jaki ona tworzy" – apelował do władz Opola Radek Kobiałko, jeden z byłych dyrektorów festiwalu.
W maju o odwołanie festiwalu zaapelował również Wojciech Mann. A także Maciej Orłoś, który zwrócił się do prezydenta Warszawy, żeby ten przekonał prezydenta Opola do zakończenia współpracy z propagandową TVPiS.
"Nie wypada by ktoś, kto należy do szeroko rozumianej opozycji demokratycznej, organizował cokolwiek wspólnie z TVP, a zwłaszcza coś, co ma tak polityczny i propagandowy wymiar, jak w roku wyborczym 60. KFPP – argumentował.
Odkąd PiS doszedł do władzy, praktycznie co roku wokół festiwalu w Opolu coś się dzieje. W 2017 roku władze Opola wypowiedziały nawet Telewizji Polskiej umowę na organizowanie wydarzenia. Można sobie wyobrażać, że opinie i atmosfera wokół tego, że festiwal jest coraz słabszy i uzależniony od polityki nie powinny być dla miasta obojętne, a są dla jego mieszkańców druzgocące.
Czy festiwal to wciąż dla nich zaszczyt? A może w obecnej formie zaczyna być plamą na wizerunku miasta?
– Uważam, że miasto już dawno powinno zerwać tę współpracę z TVP i poszukać nowego partnera. Teraz, na kilka dni przed festiwalem, jest już na to za późno. To jednak była decyzja pana prezydenta, który zgodził się na to, żeby iść tą drogą. Ja jej nie popieram i festiwalu oglądać nie będę. Współpraca z TVP nie powinna funkcjonować w dzisiejszym stanie prawno-politycznym. Ona nie przynosi chluby miastu. Co roku widzimy, jak poziom festiwalu spada – reaguje Przemysław Pospieszyński, szef klubu radnych PO w opolskiej Radzie Miasta.
– Uważam, że TVP wykorzystuje miasto Opole i markę festiwalu do wybielania siebie i swojej propagandy. Nie możemy być pewni, co TVP szykuje nam teraz, czy na festiwalu nie będzie mitingu politycznego – dodaje.
Dodatkowe tło emocji może rodzić fakt, że prezydent Opola sam apelował o bojkot TVP po śmierci syna posłanki Magdaleny Filiks.
"Bojkot szczujni! Jestem za i apeluję o to m.in. do opolskich polityków opozycji, którzy chętnie i gęsto pojawiają się w redakcji na ul. Szpitalnej. Ja nie chodzę tam od lat i spokojnie mogę dziś spojrzeć w lustro" – pisał w mediach społecznościowych Arkadiusz Wiśniewski.
Prezydent Opola był także na marszu w Warszawie.– Jadę na marsz 4 czerwca, bo chcę zmiany władzy w Polsce – mówił lokalnym mediom.
W ostatnich wyborach prezydenckich wsparł zaś Rafała Trzaskowskiego, a potem współtworzył ruch samorządowy wokół niego, stąd Maciej Orłoś ze swoim apelem zwrócił się właśnie do prezydenta Warszawy. "Skoro prezydent Opola nie rozumie, że jego miasto nie powinno autoryzować propagandy TVP, nie powinno też autoryzować faktu, że Telewizja Polska doprowadziła do upadku poziomu festiwalu, to może ktoś z jego otoczenia politycznego powinien mu to wytłumaczyć".
W kontekście festiwalu Arkadiusz Wiśniewski stwierdził jednak, że nie należy mieszać kultury z polityką.
– Dla mnie to polityczna hipokryzja pana prezydenta. Wiemy, jaki ma stosunek do władzy. I to się trochę kłóci, że z jednej strony namawia do bojkotu TVP, uczestniczy w marszu 4 czerwca, a potem organizuje z nimi festiwal – ocenia Przemysław Pospieszyński.
Podkreśla: – Sam festiwal nie ciąży miastu. Ciąży tylko współpraca z TVP. Festiwal jest wizytówką Opola i największą naszą marką, znaną w całej Polsce, którą powinniśmy pielęgnować. Ale czy organizowanie go z telewizją publiczną jest adekwatne? W mojej ocenie nie. Dlatego od kilku lat go nie oglądam.
Nie wszystko jednak wydaje się tak proste i jednoznaczne. Opole to matecznik polityków Solidarnej Polski. Sam prezydent Opola kiedyś był z nimi kojarzony, jego zastępcą był zresztą Janusz Kowalski. Od lat widać jednak zupełnie inne emocje między nimi.
Niedawno wiceminister groził mu np., że tegoroczny festiwal będzie ostatnim, w którym będzie prezydentem miasta. – Tak, jak pogoniliśmy w 2001 roku z Opola skorumpowane władze SLD, tak w przyszłym roku pożegnamy "układ Wiśniewskiego", który przynosi wstyd miastu – odgrażał się Kowalski.
Wcześniej to Wiśniewski odgrażał się Kowalskiemu, gdy ten – po tęczowej opasce na Sylwestrze Marzeń – straszył tęczowymi aktywistami na opolskim festiwalu: "Zamknę bramy naszego Amfiteatru przed Tobą. Tak jak niedawno przed prezesem Kurskim".
Jednak teraz we współpracy z TVP przy festiwalu niektórzy mogą odczuwać pewien zgrzyt.
– Takich głosów krytycznych jest zdecydowanie mniej niż głosów pozytywnych. One tak naprawdę płyną od kilku osób – reaguje Adam Leszczyński, rzecznik prezydenta Opola. Odpiera zarzuty.
– Jeśli chodzi o kwestie polityczne, pan prezydent od 6 lat bojkotuje programy publicystyczne w telewizji publicznej. Nie chodzi tam i tego się trzyma. O to też chodziło w apelu, który pojawił się po tragicznych informacjach, które dotarły do nas ze Szczecina. To, co złe, trzeba bojkotować i w tym działaniach pan prezydent jest konsekwentny. Nie legitymizuje programów TVP swoją twarzą, a sam też bardzo często jest atakowany ze strony TVP – tłumaczy.
Podkreśla: – Jeśli chodzi o współpracę z TVP, to festiwal należy traktować jak mecze piłkarskie, czy jak Teatr Telewizji, które też przecież są w tym medium pokazywane. I nikt nie nawołuje, żeby bojkotować np. kadrę narodową. Oglądając Igrzyska Olimpijskie czy Mistrzostwa Świata w Lekkoatletyce nikt nie patrzył na to z perspektywy TVP Info. Podobnie jest z festiwalem.
Rzecznik przypomina też, że w 2017 roku – gdy dochodziło do próby wyrzucania artystów z festiwalu – reakcja prezydenta Opola była stanowcza. Właśnie wtedy Arkadiusz Wiśniewski nie chciał wpuścić TVP.
Mówi, że zainteresowanie festiwalem widać po statystykach. W ciągu kilku dni sprzedali wszystkie bilety.
Festiwalem żyje całe miasto. Z TVP czy bez to dla niego najważniejsze wydarzenie roku. – To jest wizytówka miasta. Tak miasto się kojarzy. Tak jednak została skonstruowana umowa, że jesteśmy skazani na TVP. Nigdy nie było robionego przetargu dotyczącego tego, kto mógłby organizować i transmitować ten festiwal – mówi Tomasz Kaliszan, radny PO.
Podkreśla: – Z punktu widzenia mieszkańca ważne jest to, żeby ten festiwal żył i był jak najbardziej rozpoznawalny. To, co wyprawia TVP w stosunku do posła Borysa, czy do premiera Tuska to są rzeczy haniebne, które nie powinny mieć miejsca. Ale wydaje się, że nie mamy innego wyjścia. Trudno wycofywać się z tego, co zostało podpisane. To tak jakby przyrównać muzea w Warszawie, które są zarządzane przez Ministerstwo Kultury. I zamknąć je tylko dlatego, że są pod pręgierzem PiS? To wydaje się absurdalne. Dla mieszkańców Opola festiwal to coś ważnego.
W mieście słyszymy, że całe Opole jest wtedy żółto-niebieskie. Że w tym roku pojawił się nowy neon "Witamy w stolicy polskiej piosenki". Że opolanie zdecydowali o nadaniu imienia Olgi Sipowicz Kory dla nowego placu przed dworcem głównym PKP.
Że przy okazji festiwalu w mieście odbywa się bardzo dużo innych wydarzeń.
Przemysław Pospieszyński: – Bardziej wszyscy w Opolu uczestniczą w wydarzeniach około-festiwalowych organizowanych przez miasto niż w samym festiwalu organizowanym przez telewizję. Imprezy organizowane przez miasto naprawdę są na o wiele wyższym poziomie niż sam festiwal. Jakościowo przewyższają obrazki, które widzimy w telewizji. A to, co dzieje się w amfiteatrze, każdy widzi. I potem są dyskusje o tym, że z roku na rok jest coraz gorzej.
Restauracje, hotele – wszyscy korzystają z festiwalu. To jeden z nielicznych okresów, gdy – jak mówią mieszkańcy – obłożenie hoteli jest 100-procentowe.
Ale przede wszystkim można wyczuć jedno – mieszkańcy Opola nie wyobrażają sobie, żeby festiwalu piosenki w ich mieście miało nie być.
– Telewizja jest całkowicie zależna od rządzących. Miejmy nadzieję, że niedługo ta sytuacja się zmieni. Natomiast sam festiwal ma już 60 lat. Kawał historii festiwalu to również okres PRL. Przechodził wiele zawirowań i ciężkich chwil, również z prezesem Kurskim, gdy było straszenie, że zostanie przeniesiony do Kielc. Ja nie akceptuję tego, co dzieje się wokół TVP i w polityce krajowej, tylko proszę postawić się na miejscu opolan – reaguje Piotr Mielec, opolski radny, szef klubu radnych prezydenta.
– To jest wielka historia tego miasta. To jest tożsamość miasta budowana na historii polskiej piosenki. Promocja Opola opiera się m.in. na historii festiwalu, działa Muzeum Polskiej Piosenki. I co teraz mamy zrobić? Z tego powodu, że rządzą takie, a nie inne osoby, mamy podziękować za festiwal? Mamy się tego wyrzec? Wykasować i powiedzieć, że już nie chcemy festiwalu? Bo w Polsce rządzi PiS? A za PRL nie było polityki i ingerencji partyjnych nominatów w program festiwalu? – pyta.
Ani on, ani inni nasi rozmówcy, nie słyszeli w mieście żadnych głosów, żeby miasto miało odwołać festiwal. Owszem, słychać, że festiwal zmierza w niewłaściwym kierunku. Że to wszystko powinno wyglądać inaczej. Że polityka się do niego wdziera. I w ogóle jest dużo krytycznych uwag o nim.
Tomasz Kaliszan: – Mamy nowoczesny amfiteatr, taki, którego nie można się wstydzić. Mieszkańcy chcieliby tylko, żeby dobór artystów był bardziej przemyślany i niespolaryzowany politycznym podziałem. To się ludziom nie podoba. Nawet jeśli nie popierają rządu PiS, mówią: Chcielibyśmy, żeby tutaj nie było polityki. Jeśli ktoś chce wystąpić, niech wystąpi. Damy wyraz w oklaskach.
Piotr Mielec: – Osoby niemieszkające w Opolu mogą się odnosić tylko do polityki i w tym kontekście komentować. Ale ja mieszkam w Opolu, patrzę na to inaczej. Ten festiwal to coś więcej niż TVP i PiS. Mieszkańcy żyją historią festiwalu. To byłoby głupie, gdyby nagle z powodu sytuacji politycznej w kraju, mielibyśmy z niego zrezygnować. Jestem przekonany, że wtedy festiwal do Opola już nigdy by nie wrócił. Tego festiwalu już by nie było. I co dalej?
– Uważam, że przetrwamy te ciężkie czasy. I jestem pełen nadziei, że sytuacja w Polsce się zmieni po jesiennych wyborach. A wtedy festiwal, tak jak i nasz kraj wróci do normalności – dodaje.
Czytaj także: