Bunt Jewgienija Prigożyna na kilkadziesiąt godzin przykuł uwagę internautów z całego świata. W piątek przywódca rosyjskich najemników z Grupy Wagnera ruszył na Moskwę w tzw. marszu sprawiedliwości, domagając się dymisji szefa MON Siergieja Szojgu i stojącego na czele sztabu Walerija Gierasimowa. Jednak na 200 km przed stolicą i po negocjacjach, w których miał uczestniczyć dyktator Białorusi Aleksandr Łukaszenka, wagnerowcy się cofnęli. Część komentujących czuła się rozczarowana, gdyż liczyli na to, że Prigożyn zastąpi Putina. Słusznie?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– To nie był pochód liberalnej demokracji – mówi naTemat Masza Makarowa, rosyjska dziennikarka współpracująca z telewizją Biełsat. Makarowa zwraca uwagę na to, że osoby mniej zorientowane w wojnie w Ukrainie, zwłaszcza z Europy Zachodniej, przyjęły błędne założenie, iż w buncie wagnerowców chodzi o zakończenie konfliktu. – Prigożyn nie jest zwolennikiem pokoju, tylko większych sukcesów Rosji na wojnie. To dlatego żądał dymisji Szojgu i Gierasimowa – wyjaśnia dziennikarka.
Team Prigożyn? Team chaos
Vlad Semerynski, ukraiński prawnik i przedsiębiorca od lat mieszkający w Polsce, mówi, że w Ukrainie Jewgienij Prigożyn jest znienawidzony jak Władimir Putin. Przypomina, że to on dyrygował zbrodniami wojennymi w Bachmucie i innych regionach Ukrainy broniących się przed rosyjską napaścią. Grupa Wagnera, która działa w różnych regionach świata, jest znana z wyjątkowej brutalności i nazistowskich sympatii.
– Mimo to od piątku wszyscy trzymaliśmy kciuki za Prigożyna. Gdyby obalił Putina, w Rosji mógłby zapanować chaos, który przynajmniej chwilowo poprawiłby sytuację Ukrainy – tłumaczy Semerynski.
Prawnik zaznacza, że kibicowanie Prigożynowi było tak naprawdę kibicowaniem destabilizacji Rosji.
– Nikt nie trzymał kciuków za Prigożyna jako takiego. Wszyscy wiemy, że wcale nie jest lepszy od Putina, a może nawet jest jeszcze gorszy. Putin wydaje zbrodnicze rozkazy, a Prigożyn je realizuje rękami swoich żołnierzy, czyli morderców i gwałcicieli, których wyciągnął z rosyjskich więzień – wyjaśnia Semerynski.
Marcin Mycielski, wiceprezes Fundacji Otwarty Dialog (ODF), która od początku włączyła się w pomoc Ukrainie, liczył na sukces Prigożyna, ale zaznacza, że kibicowaniem można to nazwać tylko w wielkim uproszczeniu. – Gdyby Prigożyn na kilka dni przejął władzę w Rosji, rozpoczęłyby się walki wewnętrzne wśród generałów, którzy sami chcieliby chwycić za ster. To odciągnęłoby ich uwagę od działań na froncie. Im więcej chaosu na Kremlu, tym lepiej dla Ukrainy. Nazwisko sprawcy zamieszania jest drugorzędne – ocenia Mycielski.
Prigożyn gorszy niż Putin
Wiceprezes ODF nie gryzie się w język, gdy naTemat pyta jak opisałby Prigożyna, który oficjalnie jest znanym rosyjskim przedsiębiorcą, zajmującym się m.in. cateringiem (stąd przydomek "kucharz Putina"), badaniem internetu (w 2016 roku z sukcesem ingerował w amerykańskie wybory prezydenckie na korzyść Donalda Trumpa), mediami i wojskowością.
– Prigożyn to morderca, terrorysta i rzeźnik – wylicza Mycielski.
Jego zdaniem tych samych słów można użyć do nakreślenia sylwetki Putina, ale jest coś, co wyróżnia szefa wagnerowców.
– Prigożyn jest jeszcze bardziej nieprzewidywalny niż Putin, a to czyni go bardziej niebezpiecznym. Gdyby mu się udało i zdobyłby Kreml na dłużej, jego dyktatura mogłaby być znacznie twardsza i bardziej krwawa, co byłoby bardzo złą wiadomością zarówno dla Ukraińców, jak i dla tej części rosyjskiego społeczeństwa, która nie popiera takiego ustroju – mówi przedstawiciel Open Dialogue Foundation.
Podobnie sprawę widzi Semerynski. - Gdyby Prigożyn rządził Rosją, byłby jeszcze bardziej bezwzględny niż Putin – ocenia przedsiębiorca. Trzymanie kciuków – podkreśla jeszcze raz – miało charakter taktyczny. – Po nieudanym zamachu stanu Prigożyn jest obiektem niewybrednych żartów i memów w ukraińskim internecie – mówi Vlad Semerynski.
Bunt Prigożyna. O co chodzi z wagnerowcami?
Od piątkowego wieczoru internet zapełnił się dziesiątkami teorii dotyczących motywacji Prigożyna. Jedna z najpopularniejszych hipotez przedstawia "marsz sprawiedliwości" jako ustawkę Putina i Prigożyna, która miała dać pretekst do rozciągnięcia jeszcze większej kontroli nad społeczeństwem, w tym prześladowania tych, którzy nie stoją murem za rosyjskim mundurem. W taki przebieg sytuacji nie wierzy jednak żaden z rozmówców naTemat.
– Kreml jest hermetyczny, więc w dużym stopniu opieramy się na domysłach, wiemy jednak, że w sobotę w Moskwie panowała panika. Rosyjskie elity uciekały prywatnymi odrzutowcami, a ci, którzy nie posiadają samolotów, pospiesznie wykupywali bilety lotnicze. Widać było zaskoczenie, a wraz z nim niepewność polityczną, czyli przekonanie, że Putin już nie gwarantuje bezpieczeństwa. Państwo straciło monopol na przemoc, skoro ktoś może przejść przez kilka regionów z własną armią i zestrzeliwać po drodze samoloty – tłumaczy Masza Makarowa.
Dziennikarka podkreśla, że otoczenie Putina przestało go postrzegać jako gwaranta stabilności, co znacząco podkopało jego pozycję. Mówi się nawet, że ma nie wystartować w następnych wyborach. Dlatego trudno przypuszczać, by pucz Prigożyna był inspirowany przez przywódcę Rosji, któremu zawsze zależało na tym, by emanować siłą.
Słabość Putina
Wiceprezes Fundacji Otwarty Dialog uważa, że Putin odpowiada za wydarzenia ostatnich dni, ale nie jako demiurg.
– Putin jest współodpowiedzialny za bunt Prigożyna, bo go sobie wyhodował. Niewykluczone, że wiedział wcześniej o marszu wagnerowców i tylko czekał na okazję, by sprzątnąć Prigożyna, który za bardzo wyrósł. Jednak nawet jeśli przyjmiemy, że Putin czekał na pucz, by pokazać siłę, to z pewnością nie planował, że pozwoli Prigożynowi zająć Rostów i podejść pod Moskwę. Bunt wagnerowców pokazał, że król jest nagi. To początek końca Putina, który okazał się słabszy niż dotąd przypuszczano. Teraz zacznie się sezon polowania na Putina. Prigożyn wysadził drzwi, teraz każdy, kto ma chrapkę na tron, może o niego powalczyć – mówi Mycielski.
Vlad Semerynski uważa, że Prigożyn był tylko twarzą puczu, a tego, kto za nim stoi, na razie nie wiemy. – Mało prawdopodobne, by Prigożyn poszedł na konfrontację z Putinem nie mając pleców. To może być następstwo konfliktów, które rozgrywają się wewnątrz Kremla. Kto wie, może okaże się, że to był tylko pierwszy akt – zastanawia się przedsiębiorca.
Wyrok śmierci na Prigożyna
Masza Makarowa uważa, że postrzeganie działań Prigożyna jako wymierzonych w Putina jest błędem.
– Prigożyn nie jest politykiem, tylko biznesmenem. Przyczyną marszu na Kreml nie była chęć sięgnięcia po władzę, tylko po pieniądze i bezkarność. 1 lipca mają być podpisane kontrakty, na mocy których prywatne firmy wojskowe, w tym jego Grupa Wagnera, zostaną podporządkowane ministerstwu obrony narodowej, temu samemu resortowi, którego przywództwo Prigożyn od miesięcy krytykuje za błędy popełnione na wojnie w Ukrainie – wyjaśnia dziennikarka.
Makarowa podkreśla, że Prigożyn chciał zabezpieczyć nie tylko swoje interesy, ale i życie.
– Prigożyn od miesięcy był odsuwany od spraw na froncie. Stracił bezpośredni dostęp do Putina, dlatego to od Szojgu i Gierasimowa głośno domagał się broni, gdy jego ludzie masowo ginęli w Bachmucie. Prigożyn stał się zbyt potężny, a jednocześnie był już niepotrzebny Putinowi. Wiadomo, jak w Rosji kończą tacy ludzie. Od miesięcy politolodzy rozważali, czy Prigożyn straci życie w "wypadku" samochodowym, czy zostanie "przypadkiem" trafiony przez rakietę. Prigożyn dobrze wiedział, że jest na celowniku – tłumaczy dziennikarka.
Krótki "marsz sprawiedliwości", podczas którego Prigożyn porwał mieszkańców Rostowa mówiąc to, co rosyjska opozycja – a więc o korupcji elit – był więc marszem po to, by powstrzymać wykonanie nieoficjalnego wyroku śmierci. Czy to się udało? Rozmówcy naTemat są sceptyczni. Podejrzewają, że teraz, po tym wielkim upokorzeniu, Putin ma kolejny powód, by zabić Prigożyna.