Marcin Dorociński przez 10 lat nagrał 1200 self tape'ów, ale w końcu udało mu się zdobyć wymarzoną rolę w "Mission: Impossible – Dead Reckoning". Ta nowa forma castingu jest coraz bardziej powszechna i otworzyła drzwi do międzynarodowej kariery wielu aktorkom i aktorom. Na czym polega i jak zrewolucjonizowała świat filmu? Rozmawiamy o tym m.in. z reżyserką castingu Pauliną Krajnik.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Marcin Dorociński wystąpi w obu częściach "Mission: Impossible – Dead Reckoning". Wcześniej przez lata nagrywał self tape'y do różnych produkcji i w końcu zaproponowano mu rolę w filmie z Tomem Cruisem.
Self tape to coraz bardziej popularna forma wstępnego castingu - poprzedza zaproszenie na klasyczny casting lub zdjęcia próbne. Upowszechniła się w czasie pandemii i zostanie na stałe.
Self tape aktor nagrywa samodzielnie w domowych warunkach, ale nie jest to wizytówka. Zwykle musi odegrać scenkę ze scenariusza lub ją zaimprowizować.
Daje to ogromne możliwości reżyserom castingu, a aktorom ułatwia granie w zagranicznych produkcjach.
Pewnie wielu z nas było zaskoczonych, że tak świetny aktor jak Marcin Dorociński, który nie tak dawno oczarował świat w "Gambicie królowej", może przegrać nie jeden, a 1200 castingów. Jego przykład z jednej strony motywuje do tego, by nigdy się nie poddawać, ale z drugiej strony pokazuje realia, w jakich pracują współcześni aktorzy. Przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikt nie miał pojęcia, czym jest self tape (zapisywany też jako selftape). No właśnie: co to za wynalazek?
Co to jest self tape i po co się go właściwie robi? To szansa dla aktorów na zaistnienie za granicą.
Na pewno natknęliście się nieraz na YouTube na nagrania z przesłuchań słynnych aktorów - jeszcze zanim stali się sławni i zagrali rolę, o którą zabiegali. Większość to po prostu filmy z klasycznych castingów, które potem wrzucono do sieci. Mają jednak w sobie coś z self tape'ów, które też często polegają na odegraniu konkretnej sceny. Z tą różnicą, że self tape'y, jak sama nazwa wskazuje (dosł. własna taśma), aktor nagrywa samodzielnie.
Self tape'y powstawały już kilka lat temu, ale na ich upowszechnienie największy wpływ miała pandemia, a właściwie lockdowny i restrykcje. Utrudniały produkowanie filmów, w tym organizację castingów, bo przecież aktorzy nie mogli latać samolotami. Internet jednak działał bez zmian i można było za jego pomocą przesyłać próbki swoich możliwości. Ta forma poznawania aktorów stała się już normą i przemysł filmowy z niej nie zrezygnuje - ma za dużo zalet.
– Nagranie polegające na przygotowaniu w "domowych" warunkach konkretnej sceny albo improwizacja aktorska na zadany temat stały się pewnym rodzajem preselekcji przed zaproszeniem na zdjęcia próbne. I choć nie zastąpią one spotkania na żywo z drugim człowiekiem, wielu aktorom dają poczucie komfortu chociażby ze względu na możliwość wyboru dubla, z którego są zadowoleni – mówi w rozmowie z naTemat Jarek Skotnicki z Agencji RolePlay, na co dzień reprezentującej m.i.n Piotra Trojana, Jacka Poniedziałka i Damiana Kreta.
Dla aktorów ma to swoje zalety, ale i wady. Kiedyś musieli jeździć po całym świecie i próbować szczęścia na castingach. Teraz, w zależności od roli, odpowiadają na ogłoszenie wysyłając self-tape'y, a potem mogą być zaproszeni na klasyczny casting. Miejsce zamieszkania powoli przestaje mieć znaczenie. Np. Netflix uruchomił platformę, na którą można wysyłać wideo-wizytówki do udziału w programach typu reality show. Parę lat temu to byłoby trudniejsze, a teraz każdy z nas może się zgłosić do "Squid Game".
Z drugiej strony nie każdy aktor od razu potrafi nagrać dobrego self tape'a - trzeba umieć ustawić światło czy kąt kamery (zwykle przy użyciu smartphone'a), a także wczuć się w rolę w mieszkaniu, kiedy za ścianą są współlokatorzy lub rodzina. Dlatego też w sieci znajdziemy mnóstwo poradników, organizowane są warsztaty z kręcenia self tape'ów, a agencje wynajmują studia tylko w tym celu.
Self tape potrafi być wyzwaniem nawet dla doświadczonego aktora. Na co zwracają uwagę reżyserzy castingu?
Self tape'y przybierają różną formę. Wszystko zależy od potrzeb reżysera castingu, czyli osoby zarządzającej całym procesem selekcji i obsadzania ról. Porozmawiałem o tym z Pauliną Krajnik, która jest członkinią zarządu Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Castingu, a także odpowiadała za castingi mnóstwa produkcji, m.in. do filmów "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" i "IO" (polski kandydat do Oscara 2023) oraz seriali Netfliksa.
Reżyser castingu zaczyna od przygotowania informacji z opisem zadania. Potem śle mail do agencji, bezpośrednio do aktorów lub organizuje otwarty casting do roli. – Możemy prosić o tzw. wizytówkę aktorską, która za granicą nazywa się "About me video". To taka spontaniczna wypowiedź, namiastka rozmowy przy kawie z drugim człowiekiem, który opowiada o sobie, dorobku lub ciekawych doświadczeniach zawodowych – mówi w rozmowie z naTemat Paulina Krajnik.
– Może to być też właśnie self tape, który należy nagrać np. na postawie sceny ze scenariusza, dialogu, monologu lub zupełnej improwizacji. Czasem nie dajemy do opisu sceny szerszych informacji, by aktor mógł zagrać postać zgodnie ze swoją intuicją lub wrażliwością – dodaje.
Reżyserka przyznaje, że jest to trudne i czasem kandydaci się blokują. – Muszą być w takiej scenie nie tylko aktorami, ale trochę też reżyserami, operatorami, pomyśleć o rekwizytach i jakości dźwięku. Nie wszyscy wiedzą, by kamerę ustawić na linii wzroku, nagrywać na jasnym bądź monochromatycznym tle lub... zamknąć okno, by nie było słychać aut z ulicy – wylicza.
Źle nagrany self tape jednak nie zawsze przekreśla nasz angaż do roli. M.in. po to przy filmie pracują reżyserzy castingu, którzy potrafią dostrzec "to coś" pomimo braku jednolitego tła czy profesjonalnego oświetlenia.
Self tape'y to potężne narzędzie w rękach reżysera castingu. Pozwala jeszcze lepiej dobierać aktorów do ról.
Moja rozmówczyni zauważa, że internetowe self tape'y "zdemokratyzowały" cały proces doboru obsady – nie trzeba już bowiem ograniczać się do robienia tylko stacjonarnych castingów, ale można prowadzić nabór na całym świecie. Reżyser ma też szersze pole do popisu. Im więcej osób się zgłosi, tym jest większa szansa na wyłowienie tego jednego talentu, ale to też więcej pracy przy przeglądaniu zgłoszeń.
Paulina Krajnik przy jednej z produkcji (jeszcze nie wyszła, więc nie może o niej mówić) prowadziła otwarty casting do roli dwóch nastolatki. Łącznie Dostała... 950 zgłoszeń mailowych ze zdjęciami.
– Wybrałam z tego ponad 300 osób, które nagrały wizytówki. Potem 80 z nich poprosiłam o nagranie self tape'ów z konkretną sceną. Warto zauważyć, że to wciąż były etapy castingu internetowego. Dopiero na koniec zaprosiła najbardziej odpowiednie kandydatki na spotkanie twarzą w twarz – mówi. Self tape'y są również bardzo przydatne przy poszukiwaniu osób do grania postaci, które mają szereg charakterystycznych cech wynikających ze scenariusza.
Self tape'y nigdy jednak nie zastąpią przesłuchań na żywo. – Bezpośrednie spotkania z aktorami i zdjęcia próbne nadal są najważniejsze i nie wyobrażam sobie zaproponowania głównej roli tylko na podstawie self tape'u. Jeżeli jednak jest to epizod w jednej scenie, a aktor nagra go sam koncertowo, to może się okazać, że to wystarczy do podjęcia decyzji – mówi Paulina Krajnik.
Reżyserka nie jest też zwolenniczką określenia "przegrać casting". Takie sformułowanie sugeruje, że ktoś jest słabym aktorem lub aktorką, a mógł po prostu nie być tą osobą, której w danym momencie się szuka. Reżyserzy castingu budują też swoją bazę wiedzy o aktorach, więc artysta może być zapamiętany, by potem zostać zaproszonym do udziału w kolejnym projekcie, do którego będzie się lepiej pasował. Trzeba więc próbować i się nigdy nie poddawać, czego dowiódł ostatnio właśnie Marcin Dorociński.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Self tape’y znacząco skróciły też dystanse pomiędzy różnymi miastami czy nawet częściami świata, co pozwoliło zaistnieć albo "wrócić do gry" aktorom, którzy życiowo na co dzień funkcjonują poza Warszawą. Jedna z naszych aktorek, Sonia Roszczuk, tą właśnie drogą dostała we wrześniu rolę w dużym międzynarodowym projekcie - najpierw została poproszona o nagranie wizytówki, kolejnym krokiem była improwizacja aktorska oparta na przedstawionych przez reżysera założeniach, a obecnie dzieli życie zawodowe między Warszawę, Londyn i Tallin. Pytanie, czy bez selftape’ów byłoby to możliwe? Pewnie tak, ale na pewno dużo trudniej.
Jarek Skotnicki
Agencja RolePlay
Czasem dostaję self tape, który jest w dziwnym anturażu. Np. aktor nagrał go w samochodzie w parkingu podziemnym. Być może nie pozwalały mu na to warunki w domu, bo musiał zagrać scenę, w której wpada w furię. Mogę się domyślać, że być może ma małe dzieci i nie chciał przy nich tego robić lub był akurat na wakacjach.
Paulina Krajnik
Reżyserka castingu
To nie jest tak, że jeśli ktoś nie nagra perfekcyjnego self tape, to od razu może stracić szansę pomimo ogromnego talentu. Takie filmiki nigdy nie są idealne, to zaledwie szkic i dobrze to wiemy. Zadaniem reżysera castingu jest wychwycenie tego, co współgra z wizją postaci. Często są to niuanse. Nie mogę powiedzieć po samym self tape, czy ktoś jest zdolny lub nie. Mogę za to ocenić, czy aktor lub aktorka na nagraniu ma cechę, której szukam do tej roli, np. barwę głosu czy akcent, których przecież nie widać na przesyłanych zdjęciach.
Paulina Krajnik
Reżyserka castingi
W serialu "Królowa" występuje francuska postać drag queen o imieniu Corentin, która jest przyjacielem głównego bohatera granego przez Andrzeja Seweryna. Tylko dzięki self tape'om mogliśmy znaleźć czarnoskórą francuskojęzęzyczną osobę po pięćdziesiątce ze środowiska LGBT, która zagra w polskim serialu. Kova Réa tak idealnie pasował do roli, że bez wątpliwości zaprosiliśmy go na próby. W innym wypadku cały proces byłby dłuższy, bardziej skomplikowany i kosztowniejszy.