
Pewnie wielu z nas było zaskoczonych, że tak świetny aktor jak Marcin Dorociński, który nie tak dawno oczarował świat w "Gambicie królowej", może przegrać nie jeden, a 1200 castingów. Jego przykład z jednej strony motywuje do tego, by nigdy się nie poddawać, ale z drugiej strony pokazuje realia, w jakich pracują współcześni aktorzy. Przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikt nie miał pojęcia, czym jest self tape (zapisywany też jako selftape). No właśnie: co to za wynalazek?
Co to jest self tape i po co się go właściwie robi? To szansa dla aktorów na zaistnienie za granicą.
Na pewno natknęliście się nieraz na YouTube na nagrania z przesłuchań słynnych aktorów - jeszcze zanim stali się sławni i zagrali rolę, o którą zabiegali. Większość to po prostu filmy z klasycznych castingów, które potem wrzucono do sieci. Mają jednak w sobie coś z self tape'ów, które też często polegają na odegraniu konkretnej sceny. Z tą różnicą, że self tape'y, jak sama nazwa wskazuje (dosł. własna taśma), aktor nagrywa samodzielnie.
Self tape'y powstawały już kilka lat temu, ale na ich upowszechnienie największy wpływ miała pandemia, a właściwie lockdowny i restrykcje. Utrudniały produkowanie filmów, w tym organizację castingów, bo przecież aktorzy nie mogli latać samolotami. Internet jednak działał bez zmian i można było za jego pomocą przesyłać próbki swoich możliwości. Ta forma poznawania aktorów stała się już normą i przemysł filmowy z niej nie zrezygnuje - ma za dużo zalet.
– Nagranie polegające na przygotowaniu w "domowych" warunkach konkretnej sceny albo improwizacja aktorska na zadany temat stały się pewnym rodzajem preselekcji przed zaproszeniem na zdjęcia próbne. I choć nie zastąpią one spotkania na żywo z drugim człowiekiem, wielu aktorom dają poczucie komfortu chociażby ze względu na możliwość wyboru dubla, z którego są zadowoleni – mówi w rozmowie z naTemat Jarek Skotnicki z Agencji RolePlay, na co dzień reprezentującej m.i.n Piotra Trojana, Jacka Poniedziałka i Damiana Kreta.
Jarek Skotnicki
Agencja RolePlay
Dla aktorów ma to swoje zalety, ale i wady. Kiedyś musieli jeździć po całym świecie i próbować szczęścia na castingach. Teraz, w zależności od roli, odpowiadają na ogłoszenie wysyłając self-tape'y, a potem mogą być zaproszeni na klasyczny casting. Miejsce zamieszkania powoli przestaje mieć znaczenie. Np. Netflix uruchomił platformę, na którą można wysyłać wideo-wizytówki do udziału w programach typu reality show. Parę lat temu to byłoby trudniejsze, a teraz każdy z nas może się zgłosić do "Squid Game".
Z drugiej strony nie każdy aktor od razu potrafi nagrać dobrego self tape'a - trzeba umieć ustawić światło czy kąt kamery (zwykle przy użyciu smartphone'a), a także wczuć się w rolę w mieszkaniu, kiedy za ścianą są współlokatorzy lub rodzina. Dlatego też w sieci znajdziemy mnóstwo poradników, organizowane są warsztaty z kręcenia self tape'ów, a agencje wynajmują studia tylko w tym celu.
Warto jednak się tego nauczyć, bo angaż w zagranicznej produkcji jest teraz w zasadzie na wyciągnięcie ręki (a raczej smartfona). Coraz częściej przecież słyszymy o Polakach w Hollywood i nie jest to przypadek, a właśnie efekt rozpowszechnienia self tape'ów. Maciej Musiał właśnie tak dostał się do "Wiedźmina", Michał Więcławski pojawi się w 5. sezonie "The Crown", a Marcin Dorociński w "Mission: Impossible". Niektórzy uważają, że Piotr Adamczyk przed rolą w "Hawkeye" stworzył postać "Jurka z USA" właśnie na potrzeby self tape'u.
Self tape potrafi być wyzwaniem nawet dla doświadczonego aktora. Na co zwracają uwagę reżyserzy castingu?
Self tape'y przybierają różną formę. Wszystko zależy od potrzeb reżysera castingu, czyli osoby zarządzającej całym procesem selekcji i obsadzania ról. Porozmawiałem o tym z Pauliną Krajnik, która jest członkinią zarządu Gildii Polskich Reżyserek i Reżyserów Castingu, a także odpowiadała za castingi mnóstwa produkcji, m.in. do filmów "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" i "IO" (polski kandydat do Oscara 2023) oraz seriali Netfliksa.
Reżyser castingu zaczyna od przygotowania informacji z opisem zadania. Potem śle mail do agencji, bezpośrednio do aktorów lub organizuje otwarty casting do roli. – Możemy prosić o tzw. wizytówkę aktorską, która za granicą nazywa się "About me video". To taka spontaniczna wypowiedź, namiastka rozmowy przy kawie z drugim człowiekiem, który opowiada o sobie, dorobku lub ciekawych doświadczeniach zawodowych – mówi w rozmowie z naTemat Paulina Krajnik.
– Może to być też właśnie self tape, który należy nagrać np. na postawie sceny ze scenariusza, dialogu, monologu lub zupełnej improwizacji. Czasem nie dajemy do opisu sceny szerszych informacji, by aktor mógł zagrać postać zgodnie ze swoją intuicją lub wrażliwością – dodaje.
Reżyserka przyznaje, że jest to trudne i czasem kandydaci się blokują. – Muszą być w takiej scenie nie tylko aktorami, ale trochę też reżyserami, operatorami, pomyśleć o rekwizytach i jakości dźwięku. Nie wszyscy wiedzą, by kamerę ustawić na linii wzroku, nagrywać na jasnym bądź monochromatycznym tle lub... zamknąć okno, by nie było słychać aut z ulicy – wylicza.
Paulina Krajnik
Reżyserka castingu
Źle nagrany self tape jednak nie zawsze przekreśla nasz angaż do roli. M.in. po to przy filmie pracują reżyserzy castingu, którzy potrafią dostrzec "to coś" pomimo braku jednolitego tła czy profesjonalnego oświetlenia.
Paulina Krajnik
Reżyserka castingi
Self tape'y to potężne narzędzie w rękach reżysera castingu. Pozwala jeszcze lepiej dobierać aktorów do ról.
Moja rozmówczyni zauważa, że internetowe self tape'y "zdemokratyzowały" cały proces doboru obsady – nie trzeba już bowiem ograniczać się do robienia tylko stacjonarnych castingów, ale można prowadzić nabór na całym świecie. Reżyser ma też szersze pole do popisu. Im więcej osób się zgłosi, tym jest większa szansa na wyłowienie tego jednego talentu, ale to też więcej pracy przy przeglądaniu zgłoszeń.
Paulina Krajnik przy jednej z produkcji (jeszcze nie wyszła, więc nie może o niej mówić) prowadziła otwarty casting do roli dwóch nastolatki. Łącznie Dostała... 950 zgłoszeń mailowych ze zdjęciami.
– Wybrałam z tego ponad 300 osób, które nagrały wizytówki. Potem 80 z nich poprosiłam o nagranie self tape'ów z konkretną sceną. Warto zauważyć, że to wciąż były etapy castingu internetowego. Dopiero na koniec zaprosiła najbardziej odpowiednie kandydatki na spotkanie twarzą w twarz – mówi. Self tape'y są również bardzo przydatne przy poszukiwaniu osób do grania postaci, które mają szereg charakterystycznych cech wynikających ze scenariusza.
Paulina Krajnik
Reżyserka obsady
Self tape'y nigdy jednak nie zastąpią przesłuchań na żywo. – Bezpośrednie spotkania z aktorami i zdjęcia próbne nadal są najważniejsze i nie wyobrażam sobie zaproponowania głównej roli tylko na podstawie self tape'u. Jeżeli jednak jest to epizod w jednej scenie, a aktor nagra go sam koncertowo, to może się okazać, że to wystarczy do podjęcia decyzji – mówi Paulina Krajnik.
Reżyserka nie jest też zwolenniczką określenia "przegrać casting". Takie sformułowanie sugeruje, że ktoś jest słabym aktorem lub aktorką, a mógł po prostu nie być tą osobą, której w danym momencie się szuka. Reżyserzy castingu budują też swoją bazę wiedzy o aktorach, więc artysta może być zapamiętany, by potem zostać zaproszonym do udziału w kolejnym projekcie, do którego będzie się lepiej pasował. Trzeba więc próbować i się nigdy nie poddawać, czego dowiódł ostatnio właśnie Marcin Dorociński.
Zobacz także