logo
Poseł partii Polska 2050 Mirosław Suchoń w rozmowie z naTemat.pl wyjaśnia, dlaczego Trzecia Droga zawalczy z podwyższonym progiem wyborczym. Fot. Witold Spisz / REPORTER
Reklama.

Dlaczego Trzecia Droga nie chce, żeby polskim rodzinom żyło się lepiej?

Mirosław Suchoń: Ależ my właśnie chcemy, żeby polskim rodzinom żyło się lepiej! Nie tylko rodzinom. Wszystkim obywatelom. Jeśli jednak spojrzymy na skutki 800 plus – o które zapewne pan pyta – to chyba wszyscy są zgodni, że ta zmiana, finansowana dodrukiem pieniądza, spowoduje wyższą inflację i wzrost cen. Czyli w żaden sposób nie pomoże to Polkom i Polakom, a wręcz zwiększy ich problemy związane z drożyzną w sklepach czy wysokimi ratami kredytów.

Wielu Polaków woli jednak dostać więcej pieniędzy tu i teraz, a inflacją "niech się martwią ci w Warszawie".

To już też zależy, kogo się pyta. Pomysły takie, jak 800 plus przyczyniają się do zwiększenia długu publicznego. Obecna władza próbuje udawać, że pieniądze są i… drukuje pusty pieniądz. Po tylu latach Polacy doskonale zdają sobie sprawę z negatywnych skutków takiej polityki.

Nawet jeśli ktoś w 2015 roku chciał jak najszybciej dostać pieniądze "od rządu", ten dziś bardzo doświadczył podstawowych praw ekonomii. Kolejny rok wszyscy otrzymujemy bolesną lekcję, że dodruk pustego pieniądza prowadzi do szalejącej inflacji, a ona oznacza drożyznę w sklepach i wzrastające raty kredytów.

Przed takimi skutkami ekonomicznymi ostrzegano już na starcie 500 plus. Może trzeba więc w ogóle zlikwidować ten program?

Likwidacji programu Rodzina 500plus nikt nie proponuje – wiadomo, że po zmianie władzy dotychczasowe świadczenia zostaną utrzymane. Dzisiaj Polacy chcą jednak czegoś innego, niż zwiększanie takich prostych transferów. Od nowej władzy ludzie będą oczekiwać zwalczenia drożyzny oraz inwestycji w edukację, ochronę zdrowia, transport publiczny i inne kluczowe obszary, które w ostatnich latach ucierpiały z powodu nieodpowiedzianej polityki.

Spójrzmy tylko na przykład edukacji, na którą wydatki systematycznie spadały. Zupełnie inaczej, niż w najbardziej rozwiniętych państwach na świecie, które mają dziś wysoki poziom innowacyjności. Tam wydatki na edukację są wysokie lub były zwiększane do poziomu 6-8 proc. PKB. Dobra edukacja jest jedną z podstaw dobrobytu i szansą dla kolejnych pokoleń.

Nikt na świecie nie stał się zamożny dzięki transferom socjalnym. Dlatego wpisaliśmy w nasz program zwiększenie subwencji oświatowej do 3 proc. PKB. Dzięki temu nasze łączne wydatki na edukację sięgną 6 proc.

Zamiast prostych transferów socjalnych inwestycje w edukację? Czy to nie jest postulat zbyt ambitny, żeby wygrać nim wybory?

Czasy wymagają od nas podejmowania ambitnych decyzji. Naszym celem jest wzrost innowacyjności gospodarki, więcej dobrze płatnych miejsc pracy i wyższy standard usług publicznych. Dzięki temu Polacy będą zamożni i bezpieczni. Jeżeli politycy nie stawiają sobie ambitnych celów, to państwa tracą dystans do świata i zwijają się. Ostatnie 8 lat PiS jest smutnym dowodem potwierdzającym tę tezę.

Sądzę, że problem dzisiejszej debaty publicznej polega właśnie na tym, że koncentruje się na sprawach zupełnie nieistotnych. Na rzeczach, które nie mają znaczenia na dłuższą metę. Zadaniem polityków jest tworzyć takie państwo, aby obywatele mieli szansę na realizację swoich planów i marzeń. Wysoki poziom edukacji jest jednym z najważniejszych czynników w tej kwestii. To w dużej mierze jakość wykształcenia decyduje o tym, jak nam się powiedzie w życiu.

Niestety, politycy przez lata bagatelizowali obszary kluczowe dla rozwoju Polski. Teraz bardzo trudno nam wykorzystać szanse wynikające z transformacji gospodarki – czy to w obszarze energetyki, czy cyfryzacji – tak dobrze, jak nasi globalni konkurenci. Tam rządzący zajmowali się nie rozpamiętywaniem przeszłości, a dbaniem o to, aby ich państwo wygrywało przyszłość.

W wielu państwach w cenie są też politycy dbający o szczelność granic i bezpieczeństwo obywateli… Dlaczego nikt z Polski 2050 nie pojawił się na spotkaniu, które w sprawie polityki migracyjnej zorganizował premier Morawiecki?

Po pierwsze dlatego, że nie ma sensu obradować nad sprawą, co do której nie ma najmniejszego sporu. Niezależnie od barw partyjnych wszyscy uważamy, że tzw. mechanizm przymusowej relokacji nie powinien dotyczyć Polski. Powinniśmy za to otrzymać środki na zapewnienie warunków dla uchodźców z Ukrainy. I dobrze, że ktoś to Morawieckiemu na spotkaniu powiedział. 

My w Polsce 2050 dodatkowo podkreślamy, że ten mechanizm jest zły ze względu na fakt, iż narusza godność człowieka. Przecież migranci mieliby być siłowo przenoszeni z miejsca, w którym chcą żyć, zupełnie gdzie indziej.

Po drugie, rząd PiS tak bardzo pokpił sprawy na arenie unijnej, że nie ma wielkiego znaczenia, co uradzimy w KPRM. Premier Mateusz Morawiecki pojedzie potem na szczyt Rady Europejskiej i nadal będzie kompletnie poza jądrem decyzyjnym.

Nie warto było więc przyjść i to wszystko powiedzieć premierowi prosto w oczy?

Ależ on to dobrze wie, przecież od dawna podnosimy te argumenty podczas debaty parlamentarnej z najróżniejszymi przedstawicielami rządu i całego PiS. Obradowanie z Morawieckim nie miało sensu przede wszystkim z tego względu, iż oni dyskusję o polityce migracyjnej wykorzystują jedynie jako paliwo wyborcze.

Co też nie powinno nikogo dziwić, bo przecież tak samo było, gdy szli po władzę osiem lat temu. W ogóle mam wrażenie, że oni wszyscy wciąż tkwią w 2015 roku. Stąd te odgrzewane kotlety, jak straszenie imigrantami i majstrowanie przy 500 plus. Na Nowogrodzkiej uparcie próbują zastosować sprawdzone metody, ale Polska się zmieniła i to już nie ma prawa zadziałać.

A co z obawami o ponowną eskalację "presji migracyjnej" na granicy z Białorusią?

Jest ryzyko, że to zaostrzenie retoryki antyimigranckiej w Polsce kogoś na wschodzie może skusić do takiej właśnie reakcji. W mojej ocenie to niestety realne niebezpieczeństwo, szczególnie teraz w okresie przedwyborczym.

Wiadomo, że Kreml wykorzysta każdą możliwość, aby namieszać w wyborach państw demokratycznych. Oni takich okazji nie tracą.

Gdy znów zrobi się gorąco, uzasadnione będzie wprowadzenie stanu wyjątkowego i przesunięcie konstytucyjnego terminu wyborów?

Nie widzę takiego powodu. Przecież politycy PiS cały czas przekonują nas, iż granica jest niesamowicie szczelna i bezpieczna. Po coś wybudowano ten gigantyczny płot, a Straż Graniczna i inne służby skrupulatnie go monitorują.

Jeśli aktualnie rządzącym naprawdę zależy na tym, aby na granicy było spokojnie, powinni porzucić nierozsądną, kuszącą wschodnie reżimy retorykę antyimigrancką. Szczególnie, że brzmi ona kuriozalnie, gdy wszyscy wiemy, iż w rzeczywistości PiS od lat prowadziło politykę bardzo otwartych drzwi, łatwo wydając wizy dla przybyszów z Azji i Afryki.

Jeśli nic wyborów nie zakłóci, to w jakiej konfiguracji pójdzie do nich Trzecia Droga – jako pełnoprawna koalicja, którą obowiązuje podwyższony próg wyborczy czy jednak skorzystacie z metody "na Ziobrę" i jeden koalicjant przyjmie za zaproszenia na listy drugiego?

Decyzja w tej sprawie zapadła dawno temu. Do wyborów pójdziemy jako koalicja dwóch partii, pod nazwą Trzecia Droga.

Ostatnie sondaże nie skłaniają do weryfikacji planu?

Poparcie mamy stabilne, a w przyszłość patrzymy optymistycznie. Obywatele chcą mieć wybór. W rządowej sondażowni na początku czerwca mieliśmy zadyszkę, ale ja mam o tych badaniach swoje zdanie… Analizy pokazują jednoznacznie, że nie da się zmienić władzy bez udziału Trzeciej Drogi. Nie wiem skąd ta dyskusja.

Chyba z tego, że wielu dobrze życzących wam osób pamięta, jak w 2015 roku skończyli ryzykanci ze Zjednoczonej Lewicy – pod koniec wakacji mieli w sondażach 10-12 proc., w październiku nie poradzili sobie z 8-proc. progiem…

To zupełnie inna historia, a porównywanie jest nietrafione. Lewica "krążyła" wtedy w okolicach progu. Nasze notowania są bezpieczne. Po wyborach Polska 2050 będzie miała w Sejmie swój klub. Będziemy prowadzić taką politykę, w której potrzeby obywatela będą w centrum. Ja widzę także, jak wygląda rzeczywistość w moim okręgu wyborczym, gdzie co chwila słyszę od ludzi, że trzymają kciuki z Trzecią Drogę i tylko czekają, żeby pójść na wybory.

Nawet jeśli ma pan rację, to po co tak ryzykować? W imię czego upieracie się na formalną koalicję, gdy kandydaci Polski 2050 mogą startować z listy PSL (lub odwrotnie) i obowiązywałby was tylko 5-proc. próg wyborczy?

To dziwne, że najwięcej o tym naszym "uporze" w sprawie koalicyjnego komitetu wyborczego mają do powiedzenia nie sympatycy Polski 2050 i PSL, a konkurencja… Podejrzewam, że intencje tej "troski" mogą nie być szczere. Polacy chcą Trzeciej drogi, a my mamy do siebie wzajemny szacunek – także do faktu, iż Polska 2050 i Polskie Stronnictwo Ludowe to dwie niezależne formacje.

Mimo utrzymania niezależności to właśnie my w Trzeciej Drodze zrobiliśmy najwięcej na rzecz porozumienia się opozycji demokratycznej. Potrafiliśmy usiąść do stołu, wynegocjować jedną listę wspólnych spraw, a następnie zbudować koalicję na wybory. Polki i Polacy, z którymi rozmawiamy na publicznych spotkaniach doceniają to i trzymają za nas kciuki. Jesteśmy nadzieją, której dziś bardzo potrzeba. I zrobimy to, co do nas należy. Pomożemy zmienić władzę, a później będziemy zmieniać Polskę w taki sposób, jak oczekują tego obywatele.

Czytaj także: