Tatusiowóz prawie idealny. Testujemy Volvo V90 Cross Country
Michał Mańkowski
16 lipca 2023, 20:21·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 lipca 2023, 20:21
Nie wierzę, że na świecie jest mężczyzna, który jest mężem/ojcem i jako kierowca nie rozważał posiadania Volvo. A stąd już szybka droga do mitycznego już "Volvo w kombi". Zapraszamy na test Volvo V90 Cross Country, czyli uterenowionej wersji V90.
Reklama.
Reklama.
„Volvo V90 to najlepsze Volvo, jakie w tym momencie możecie wybrać w gamie tego producenta”. Tak o tym modelu napisałem sześć lat temu. Nie wiem, czy dziś byłbym tak kategoryczny, bo w międzyczasie Szwedzi wypuścili parę ciekawych nowości, ale V90 to bez wątpienia nadal jeden z najciekawszych wyborów, jeśli chodzi o Volvo. Aż chciałoby się rzec, „tatusiowóz idealny”.
I osobiście w zestawieniu Volvo V90 vs Volvo V90 w wersji Cross Country w większości przypadków wybrałbym to pierwsze. W tym tekście przyjrzymy się jednak „wiejskiej” wersji tego miejskiego elegancika, bo do testu wpadła nam właśnie wersja Cross Country.
To generalnie taka nakładka na zwykłą wersję tego samego modelu. I to raczej niszowa, choć oferuje ją sporo producentów, poza volvowskim Cross Country mamy przecież Audi Allroad czy Mercedes All-terrain. I porównywać można się tutaj bardzo bezpośrednio, bo główna konkurencja testowanego samochodu to popularne Audi A6 czy Mercedes klasy E.
Na początek coś, czego przeżyć nie mogę i coś, co sprawia, że na Cross Country nigdy się nie zdecyduję, a jednocześnie coś, co jest główną cechą rozpoznawczą tego samochodu. Wielkie, ordynarne, plastikowe nadkola, które tak mocno odróżniają się od reszty stylowego nadwozia i karoserii. W założeniu ma to podkreślać ten „kroskantrowy” charakter samochodu, ale w mojej ocenie to obrzydza ten piękny samochód.
To tak jakbyście skanowali wzrokiem od stóp do głów przystojnego facet w eleganckim garniturze, a na końcu zobaczylibyście klapki i skarpetki. Być może w tym przypadku wrażenie podbijał biały lakier i tak mocno kontrastujące kolory, dlatego polecam raczej coś z ciemniejszej palety kolorów.
Cross Country jest minimalnie wyższy i dłuższy od swojego miejskiego pierwowzoru. Ma natomiast prześwit większy aż o 6 centymetrów, a udźwig holowania o 200 kg większy (2400 vs 2200). I powiem Wam, że miałem okazję na własnej skórze przekonać się, jaką różnicę robi ten prześwit i fakt bycia wersją Cross Country.
Sprawdziłem to dosłownie i w przenośni, bo pojechałem w głąb naszego kraju, gdzie ostatnie kilkaset metrów drogi dojazdowej do celu wyglądało tak, jakbym celowo zaplanował to pod test tego modelu. Zero asfaltu, leśna droga z dziurami i piachem. Efekt? W myślach przeprosiłem V90-tkę za wcześniejsze naśmiewanie się, bo tutaj szybko pokazała, do czego została stworzona.
Komfortowo przemknęliśmy ten odcinek, gdy wszyscy inni byli zmuszeni powoli się ślamazarzyć. Generalnie jeśli nie mieszkacie w mieście, a w Waszej codzienności tego typu droga jest obecna, to jest to jedna z poważnych przesłanek do pomyślenia o CC.
Wewnątrz nie poczujecie wielkiej różnicy względem „zwykłego” V90. Tyle samo miejsca, taka sama pojemność, czyli… dużo. Do tego jeśli potrzebujecie przewozić… cokolwiek np. na dachu, to tutaj nie musicie się martwić. Projektanci przerobili większość scenariuszy: rowery, kajaki, narty, snowboard, dodatkowy bagażnik itd.
Tak samo jak na zewnątrz zacząłem od tego, co mi się nie podobało, tak w środku przewrotnie zacznę od tego, co moim zdaniem pozamiatało w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Volvo V90 CC oferuje wbudowaną w system w pełni zintegrowana nawigację Google Maps. Nie musicie łączyć się poprzez Apple Car Play czy Android Auto, nie ma konieczności korzystania z nawigacji producentów, które i tak zdecydowana większość kierowców pomija i zastępuje Google Mapsami. W Volvo macie to od razu tak samo.
Samo sterowanie wnętrzem odbywa się poprzez sporej wielkości ekran na środku deski rozdzielczej. Oprogramowanie przypomina bardzo to, które znacie z telefonów z Androidem. I powiem szczerze, że trzeba było się do tego chwilę przyzwyczaić, jeśli znało się dotychczasowy sposób sterowania Volvo. Jakoś tak wygląda to bardziej telefonicznie niż samochodowo.
Wnętrze Volvo jest ascetyczne. Nie ma tam przekombinowanych bajerów, fajerwerków i gadżetów dla samych gadżetów. Auto jest wyposażone w zestaw najnowocześniejszych systemów wspierających kierowcę na drodze czy podczas manewrów, ale ich nie widzicie, co jakiś czas jedynie czujecie. Nie znajdziecie też możliwości zmiany trybów jazdy, poza przejściem w offroad. Masz to, czego potrzeba do skupienia się na komfortowej jeździe.
Jednocześnie, choć V90 starzeje się bardzo godnie, to wewnątrz widać już, że nie jest to model pierwszej nowości. To jednak przypadłość nie tylko tego modelu, ale aktualnej gamy Volvo w ogóle. Volvo sukcesywnie poszerza gamę o nowe modele elektryczne, ale czekam, co wydarzy się w dotychczasowych modelach.
Na klimat wewnątrz wpływa za to duży przeszklony dach i jak zawsze bardzo solidne nagłośnienie. W standardzie to harman/kardon, ale można dopłacić do wyraźnie lepszego Bowers&Wilkins. Dach docenią rodzice, którzy wiedzą, że to zawsze ciekawy „zabawiacz” dziecka.
Z praktycznych rzeczy mamy jeszcze naprawdę pojemny bagażnik, ale nie o rozmiarze tutaj, a o ściance działowej. Na środku bagażnika znajduje się sztywna ścianka, którą można podnieść, by zakupy nie walały się po bagażniku.
V90 Cross Country nie dostarczy Wam emocji na drodze, ale też nie od tego jest ten samochód. Wręcz odwrotnie, jest po to, by niepotrzebnych emocji nie generować. Niemal 250-konny diesel troszkę klekocze, jedzie do przodu, skręca, wjeżdża wszędzie tam, gdzie powinien i wyjeżdża stamtąd, gdzie wjeżdżać nie powinien. Wiem, jak to brzmi, ale ostatecznie o to przecież chodzi w praktycznym, rodzinnym samochodzie.
Pierwszą setkę osiągamy po ok. 7,5 sekundach, spalanie po kilkusetkilometrowej trasie wyniosło 6,2l/100km, co przy 71-litrowym baku gwarantuje naprawdę rozsądny zapas zasięgu.
W konfiguratorze Volvo V90 Cross Country zaczyna się od ok. 314 tysięcy złotych, co jest już sporą ceną. Dla porównanie najtańszy „golas” V90 zaczyna się od ok. 50 tysięcy złotych mniej. V90 Cross Country to samochód dla osób, które dokładnie wiedzą, czego potrzebują. To auto, którego nie kupujesz przez przypadek, tylko wtedy, gdy wiesz, że przyda ci się ta bardziej uterenowiona wersja. I wtedy na pewno nie będziesz rozczarowany. O ile tylko nie oczekujesz od jazdy i auta odrobiny szaleństwa. I nie mam na myśli ceny.