Nigdy bym nie pomyślał, że kombi może być takie podniecające. V90 to najlepsze Volvo, jakie możecie kupić
Michał Mańkowski
26 grudnia 2017, 14:04·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 26 grudnia 2017, 14:04
To jest samochód kompletny i moim zdaniem najlepsze Volvo, jakie w tym momencie możecie wybrać sobie z gamy tego szwedzkiego producenta. Ma wszystko to, z czym kojarzy się Volvo i doskonale wpisuje się w tę wizję. Jestem nim zachwycony do tego stopnia, że nawet choć nie jestem jeszcze modelowym klientem, to w sumie mógłbym nim się stać i porzucić marzenia o sportowym coupe. Oto 5 rzeczy, które sprawiają, że warto zainteresować się Volvo V90.
Reklama.
1. Jest eleganckim kombi, którego nie trzeba się wstydzić
V90 to nie pierwszy, ani nie ostatni model, który jest częścią nowej (i udanej) ofensywy Volvo. Z pierwszą XC90-tką Volvo przeniosło się na zupełnie inny poziom. Z czasem doszły do tego modele S90, V90, V90 Cross Country, XC60 czy najnowsze XC40. Wszystkie bardzo podobne, a tak różne jednocześnie. Mi osobiście najbardziej do gustu przypadł model sygnowany V90. I wcale nie dlatego, że jest kontynuacją „najbardziej stereotypowego i szwedzkiego Volvo w historii” tj. XC70. V90 to zabójczo elegancka, a jednocześnie praktyczna limuzyna.
Tak, tak, kombi może być eleganckie i reprezentatywne. V90 w najnowszej odsłonie wygląda jak „facet pod krawatem”, a nie „nudny tatuś w za dużym swetrze”. Mimo dużego tyłka wcale nie jest klockowate ani nudne. Paradoksalnie w tej wersji z tyłu wygląda dla mnie lepiej niż zwykły sedan, czyli S90, gdzie ten tył jest bardzo nijaki. Natomiast z przodu mamy już dobrze znany nowy, ogromny grill z reflektorami, w których ukryto „młot Thora”. A przynajmniej coś na jego podobieństwo. Ten samochód na fajnie dobranych felgach może wzbudzać niejedno zazdrosne spojrzenie.
2. Nadaje się wszędzie
V90 jest samochodem uniwersalnym. Za sprawą swoich sporych rozmiarów, ostrego i surowego designu równie dobrze nadaje się na ważne, biznesowe spotkanie, gdzie „wstydu nie będzie”, co i do połykania tysięcy kilometrów asfaltu dalekiej podróży. Z jednej strony jest ogromnym, reprezentacyjnym autem, z drugiej to do bólu praktyczny samochód rodzinny, którym można nie tylko przeprowadzać się i przywozić masę zakupów (i nie mam na myśli tych spożywczych), ale i jechać na wakacje. Jeśli na wakacjach będziecie jeździli tam, gdzie asfalt się kończy, warto rozważyć jeszcze bardziej „Volvo” wersję tego Volvo, czyli V90 Cross Country. To uterenowiona wersja tego samego modelu, o której więcej pisaliśmy tutaj.
3. Tu jest jakby luksusowo
Jeździłem już wieloma modelami Volvo. Zarówno tymi starszymi, jak i najnowszymi. Konfiguracja, którą zaserwowano w tej V90-tce okazała się bez wątpienia najładniejszą i najbardziej gustowną. Może to efekt tego, że jasnobrązowe skóry w sumie pasowały do brązowego nadwozia? Niemniej, po otwarciu drzwi z ust aż samo wyrywa się nieme „woow”. Aż chce się zacytować kultowe już „tu jest jakby luksusowo”. Z tym, że nie „jakby”, ale na pewno. Wnętrze nowych Volvo może być rzeczywistym przykładem dla definicji tak często powtarzanego określenia „materiały najlepszej jakości”.
Gdybym sam konfigurował samochód, pewnie nie wpadłbym nawet, żeby poeksperymentować z takim kolorem skóry, tymczasem tutaj okazuje się, że on nie tylko pasuje, ale i wygląda obłędnie na tle „zwykłych” czarnych czy jasnych skór. Wielka okejka. Wnętrze V90 to także cała masa drewnianych, metalowych, aluminiowych czy chromowanych elementów, które dotykasz palcem, a niektóre nawet lekko skrobiesz paznokciem, żeby przekonać się, co to takiego.
4. Tu jest jakby bezpiecznie
I podobnie jak wyżej, nie jakby, tylko na pewno. To znaczy na pewno tak się czuję, co często podkreślam przy okazji testów samochodów ze znaczkiem Volvo. Jak się – tfu, tfu – rozbijać, to już najlepiej w Volvo. W dużej mierze jest to zasługa stereotypowego – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – wizerunku Volvo, jako marki dbającej może nie o dynamikę i osiągi, ale bezpieczeństwo i praktyczność.
Z drugiej strony to poczucie mamy za sprawą naprawdę całej masy systemów, które na bieżąco wspierają kierowcą w trakcie jazdy: i tej szybkiej, i tej wolnej. Najbardziej efektowny jest ten pod nazwą Pilot Assist, czyli niejako samoprowadzący się samochód. Jeśli zakręty nie są zbyt ostre, ustawimy aktywny tempomat, możemy przejechać tak naprawdę kawał drogi. O ślamazarnym poruszaniu się w korku nie wspominając. Tutaj przetestowałem to dużo bardziej konkretnie. Ta siła stereotypu jest tutaj dużą przewagą Volvo nad konkurencją, bo po prawdzie u innych producentów także mamy masę identycznych lub zbliżonych systemów.
5. Zmienia twoje przyzwyczajenia
To samochód, którym po prostu nie chcesz szybko jeździć. Na nic się nie nakręcasz, nikogo nie prowokujesz, wchodzisz trochę mentalnie na wyższy poziom, bo „w Volvo nie wypada”. To w ogóle ciekawe, jak aura, które roztacza się wokół samochodu i marki, może wpływać na postrzeganie kierowcy i jego zachowania. Auto jest dostępne zgodnie z „modnym” downsizingiem z 2-litrowymi silnikami benzynowymi i dieslowymi o mocy odpowiednio: 190 (diesel), 235 (diesel), 254 (benzyna), 320 (benzyna) i 407 (hybryda) koni mechanicznych. Te mniejsze jednostki diesla i benzyniaka są z napędem na przednie koła, reszta to AWD, czyli napędzane są obie osie. Takie zestawy sprawiają, że nawet „najsłabsze” w stawce wcale nie są słabe i w zupełności wystarczają do tego, czego chcemy od naszego Volvo.