Disney szykuje kolejny aktorski remake swojej słynnej animacji i kolejny raz wywołał pusty śmiech i kontrowersje. Wyciekły zdjęcia z planu "Królewny Śnieżki", które wyglądają jak mem o politycznej poprawności w Hollywood. W ekipie krasnoludków (?) znalazły się osoby o różnym kolorze skóry i płci oraz zaledwie jeden niskorosły aktor.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Królewna Śnieżka" to nadchodzący musical w reżyserii Marca Webba ("Niesamowity Spider-Man", "500 dni miłości"). Jego światowa premiera zaplanowana jest na 22 marca 2024 roku.
W główną rolę wciela się Rachel Zegler ("West Side Story" z 2021 roku), a Złą Królową gra Gal Gadot ("Wonder Woman").
To remake animacji z 1937 roku "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków". Tyle tylko, że drugi człon nazwy został pożarty przez kulturę woke.
Nowa "Królewna Śnieżka" już na początku 2022 roku, czyli na ponad dwa lata przed planową premierą, wywołała aferę. Peter Dinklage, którego znamy m.in. z roli Tyriona w "Grze o tron", był oburzony faktem, że taki film w ogóle powstaje. Zaskoczyło go to, że w roli królewny jest obsadzona latynoska aktora (Rachel Zeglerurodziła się w Stanach, ale jej mama jest Kolumbijką, za to jej tata jest... Polakiem), ale w filmie wciąż mają być stereotypowe krasnoludki.
"W jednej sprawie jesteście postępowi, ale jednocześnie robicie cholernie zacofaną historyjkę o siedmiu krasnoludkach żyjących razem w jaskini. Co wy, do ku**y, ludzie robicie? Czy do tej pory nie udało mi się nic osiągnąć w sprawie niskorosłych osób? Chyba nie krzyczę wystarczająco głośno" – tłumaczył w wywiadzie, dlaczego tak uważa i skąd jego negatywna opinia o tej produkcji".
Niskorośli aktorzy przez dekady byli wykluczani lub ośmieszani w Hollywood
Aktor przez całą swoją karierę przełamywał wizerunek osób niskorosłych nie tylko w filmach i serialach, ale ogólnie - w życiu. "Kiedy patrzy się na jego role, widać, że odgrywanie siebie chyba ma dla niego największe znaczenie. Siebie, czyli człowieka o niewielkim wzroście, którego w ten czy w inny sposób ciągle piętnuje społeczeństwo. Sława dała mu ochronę przed bezpośrednimi atakami i wykluczeniem, jednak nie zdjęła piętna karła. Wydaje się, że Peter je zaakceptował i przekuł na własny użytek. W jego aktorskich rękach karzeł stał się symbolicznym wyrazem humanizmu, rodzajem narzędzia buntu wobec wykluczających ludzi stereotypów" – czytamy w artykule poświęconym jego rolom na portalu film.org.pl.
Wizerunek i status osoby niskorosłej w kinie zaczyna się zmieniać i to akurat jeden z niewielu plusów politycznej poprawności. Aktorzy dostają poważne role jak właśnie Dinklage czy np. grają krasnoludów w produkcjach fantasy, bo wcześniej to wcale nie było normą. Gimliego we "Władcy Pierścieni" grał przecież mierzący 1,85 m John Rhys-Davies (o postaciach hobbitów nie wspominając), ale już w "Wiedźminie" Netfliksa mamy niskorosłego Jeremy'ego Crawforda, który bezbłędnie wcielił się w postać Yarpena.
Warwick Davis owszem, zasłynął ikoniczną tytułową rolą w filmie "Willow" z 1988 roku, ale już 5 lat później straszył widzów w komediowym horrorze "Karzeł" (już sam tytuł jest pejoratywny). Michael J. Anderson był jedną z najdziwniejszych postaci w serialu "Twin Peaks", z kolei Verne Troyer stał się gagiem jako Mini Ja w "Austinie Powersie". Są rzecz jasna wyjątki od tej reguły, ale ogólnie niskorosłe osoby w Hollywood grały dotychczas postacie, które miały nas rozśmieszyć lub wywołać gęsią skórkę. To z kolei miało niebagatelny wpływ na ich postrzeganie w społeczeństwie.
Pojawiły się więc całkiem słuszne obawy, że Disney zrobi krok wstecz, obsadzając niskorosłych aktorów w rolach Gapcia i spółki. Jednak wypowiedź Petera Dinklage'a nie pozostała bez odpowiedzi. "Aby uniknąć wzmacniania stereotypów z oryginalnego filmu animowanego, stosujemy inne podejście do tych siedmiu postaci i konsultujemy się z członkami społeczności osób niskorosłych" – poinformował dziennikarzy "The Hollywood Reporter" przedstawiciel Disneya. Nawet najbardziej kreatywni twórcy memów jednak by nie wpadli na to, jak to zostanie przestawione w filmie.
Zdjęcia z planu aktorskiej "Królewny Śnieżki" Disneya wyglądały jak fejk, ale okazały się prawdą
Temat remake'u "Królewny Śnieżki" powrócił na zeszłorocznym wydarzeniu Disneya "D23 Expo", gdzie zaprezentowano pierwsze informacje o filmie i pokazano główną obsadę (bez krasnoludków), ale potem ucichł. Wiele osób wręcz zapomniało, że powstaje nowa ekranizacja. Jednak parę dni temu znów jest o tym głośno za sprawą poniższych zdjęć tygodnika "Daily Mail", które wyciekły z planu. Artykuł nosił wymowny tytuł: "Królewna Śnieżka i Siedmioro... Politycznie Poprawnych Towarzyszy".
Internauci myśleli, że to fejk, ponieważ aktorka w stroju Śnieżki nie wyglądała Rachel Zegler, ale też nie dowierzali, że Disney naprawdę obsadził aż sześcioro aktorów o standardowym wzroście, by "uniknąć wzmacniania stereotypów". Inny niż w kreskówce kolor skóry czy płeć wywołały spodziewane poruszenie i komentarze, ale to fikcja i film z XXI wieku, więc wszystko jest możliwe. Prawdziwym problemem (oprócz rzecz jasna hejtu) jest jednak ponowne wykluczanie niskorosłych aktorów.
"Tak więc mają jedną małą osobę grającą krasnoludka, aby być bardziej 'poprawnym politycznie'? Zatem sześć innych małych osób nie dostało pracy ani czeku i to ma być bardziej 'wrażliwe'?" – napisała Tomi Lahren, komentatorka "Fox News".
Nawet wytwórnia początkowo zaprzeczyła, że to autentyczne fotki z aktorskiego remake'u. Potem jednak przyznała, że to rzeczywiście zdjęcia z ich filmu, ale "nieoficjalne". Widzimy na nich też nie Zegler, ale jej dublerkę.
Disney posłuchał Petera Dinklage'a, ale zrobił to tak dosłownie, że najwyraźniej wyciął uwielbiane przez dzieci postacie baśniowych krasnoludków i przerobił je na sztampowe "magiczne istoty", jak ujął to "The New York Post". Tym samym strzelił sobie nawet nie w stopę, ale głowę. I dostrzegają to chyba nie tylko konserwatyści i przeciwnicy kultury woke, ale wszyscy, którzy widzą, że ostatnio poprawność polityczna w Hollywood paradoksalnie przynosi mniejszościom więcej szkód niż pożytku.
Niskorosły aktor ma żal do Disneya. "To są role stworzone dla aktorów o moim wzroście"
Aktor Dylan Postl, który był m.in. następcą Warwicka Davisa w filmie z serii "Karzeł" - "Leprechaun: Origins", uważa, że to, co robi Disney, to zupełne przeciwieństwo progresywności. "Są niskorośli aktorzy, którzy marzą o zagraniu w dużej produkcji takiej jak ten remake Disneya. I teraz, po tym, co powiedział Peter Dinklage w zeszłym roku, zostało to zabrane. To nie w porządku. To są role stworzone dla aktorów o moim wzroście. Nie mogę zagrać ról stworzonych dla Harrisona Forda czy George'a Clooneya, bo one nie są dla mnie" – mówił w programie Piersa Morgana.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Pomyślcie też o dublerach czy kaskaderach, którzy też nie dostali tych ról. Mówimy więc o wielu aktorach o moim wzroście, którzy nie zagrali tych postaci. Dlaczego? Jaki to ma sens? Wszystkie kransoludki były bohaterami i opiekowały się Królewną Śnieżką. Wszystkie mają własne cechy, nie są potworami mieszkającymi w jaskini. Siedem różnych postaci mogło być zagranych przez siedmiu różnych aktorów z mojej społeczności, ale to zostało odebrane.