– Dociera do mnie ogromna liczba głosów wsparcia, co utwierdza mnie w przekonaniu, że warto było zabrać głos, pokonać lęk i nagłośnić sprawę. Tylko w taki sposób można poprawić sytuację kobiet – powiedziała pani Joanna, która po tym, jak wzięła tabletki poronne, została upokorzona przez policjantów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
We wtorek Polacy poznali historię pani Joanny, która została upokorzona w szpitalu w Krakowie przez policjantów. Wcześniej przyjęła tabletkę poronną, ponieważ ciąża zagrażała jej zdrowiu i życiu. W środę kobieta była gościem "Faktów po Faktach", gdzie ponownie opowiedziała o traumatycznych przeżyciach z kwietnia tego roku.
Za aborcję została upokorzona przez policję. Joanna z Krakowa zabrała głos
Przypomnijmy, że policja i zespół ratunkowy przyjechali do jej mieszkania po tym, jak służby dostały zgłoszenie na nr alarmowy 112.
– Od samego początku mówiłam, że samodzielnie kupiłam leki i samodzielnie je przyjęłam. Mimo to byłam ostro traktowana przez policję. Na pewno nie było tam troski, oni nie byli po to, by się o mnie troszczyć. Sama byłam zdziwiona ich obecnością. Ja się zwróciłam o profesjonalną pomoc medyczną – opowiedziała.
Przypomnijmy, że informacji przekazanych przez krakowską policję wynika, że funkcjonariusze zjawili się w mieszkaniu w obawie, że pani Joanna może zrobić sobie krzywdę. Kobieta mówi, że było inaczej.
– Dzwoniąc do lekarki, jasno powiedziałam, że nie zamierzam sobie nic zrobić. Powiedziałam, że potrzebuję pomocy, by się troszkę uspokoić – stwierdziła.
"Wtedy wiedziałam, że nikt mnie nie ochroni"
I dodała, że lekarze na SOR wstawili się za nią i tłumaczyli policjantom, że nie ma potrzeby, by ci również tam byli. – Nieustannie padały jednak pytania, gdzie jest mój telefon i komputer. Co chwila padało hasło "przestępstwo". Wiedziałam, że nie złamałam prawa – relacjonowała.
– Później dowiedziałam się, że lekarze zostali wylegitymowani przez policję. Nie pamiętam lekarza obok mnie, pamiętam tylko nieustające pytania o mój telefon. W pewnym momencie, choć nie wiem, kiedy i jak, z walizki zniknął mój komputer – powiedziała.
I dodała ze łzami w oczach: – Policjantki kazały mi się rozebrać do naga, robić przysiady i kaszleć... To był najtrudniejszy dla mnie moment, bo poczułam, że nikt mnie nie ochroni przed tym. Wiedziałam wtedy, że jestem sama w tej sytuacji. Zostałam odarta z godności i to było bardzo upokarzające. Wtedy już byłam przerażona. Lekarze już wtedy nie interweniowali w mojej sprawie. Rozebrałam się, nie zdjęłam tylko majtek, bo wciąż krwawiłam. Policjantki wciąż kazały mi zdjąć majtki i wtedy im wykrzyczałam, czego chcą ode mnie.
Pani Joanna mówi jednak, że musiała opowiedzieć swoją historię. – Dociera do mnie ogromna liczba głosów wsparcia, za co jestem bardzo wdzięczna. Utwierdza mnie to także w przekonaniu, że warto było zabrać głos, pokonać lęk i nagłośnić sprawę. Tylko w taki sposób można poprawić sytuację kobiet – stwierdziła.
Policja skasowała skandaliczne oświadczenie i opublikowała nowe
Jak informowaliśmy w naTemat, policjanci z Krakowa w pierwszym oświadczeniu wskazywali między innymi, że kobieta "odpowiadała na pytania w sposób chaotyczny i wyczuwalna była od niej woń alkoholu". Ta wersja zniknęła już ze strony krakowskiej policji. Opublikowano drugi komunikat, dużo bardziej wyważony.
"W nawiązaniu do materiału telewizji TVN24 dotyczącego sytuacji sprzed 3 miesięcy, która miała miejsce w Krakowie, informujemy, że interwencja policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia" – czytamy. "Interwencja była zgłoszona do miejsca zamieszkania kobiety, lecz potem była kontynuowana w placówkach szpitalnych" – dodano.
Policja przekonuje teraz, że musiała interweniować, gdyż został naruszony art. 124 ustawy Prawo farmaceutyczne – nielegalny obrót produktem leczniczym. Tak wyjaśniono, dlaczego pani Joannie zabrano telefon i laptopa.
– W związku z tym, że ta pani nie chciała dobrowolnie wydać tych przedmiotów, które miały służyć jako dowód w sprawie, konieczne było przeprowadzenie czynności, czyli sprawdzenia, czy osoba ta posiada przy sobie inne przedmioty mogące służyć do przestępstwa, czy nie posiadała przy sobie na przykład również tych zabronionych środków. Niestety tak wyglądają te policyjne czynności i takie sprawdzenie – stwierdził w TVN24podkom. Piotr Szpiech.
Słuchając tej wypowiedzi, nasuwa się jednak pytanie o znajomość przepisów prawa. Same tabletki poronne nie są bowiem zabronione. Zabroniona jest wyłącznie pomoc w uzyskaniu tych substancji, a nie ich posiadanie czy zażywanie.