Niemiecki dziennik zainteresował się sprawą białoruskich śmigłowców, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną na początku sierpnia. Jak napisano, "rząd PiS chwalił się szczelną granicą, a helikoptery od Łukaszenki latały swobodnie". Incydent z Białowieży Niemcy nazwali hańbą.
Reklama.
Reklama.
Niemieckie media poruszyły sprawę białoruskich helikopterów nad Polską
Do zdarzenia z początku sierpnia odniósł się niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung". Jak przypomniał, wierchuszka naszego rządu z Mateuszem Morawieckim i Jarosławem Kaczyńskim zorganizowała pod koniec lipca spotkanie z prasą tuż przy granicy z Białorusią.
Tam właśnie polski premier chwalił działania władzy mówiąc, że "bez działań Prawa i Sprawiedliwości Grupa Wagnera w dwie godziny dojechałaby do Warszawy". "Sueddeutsche Zeitung" przypomniał także słowa Kaczyńskiego.
"Nasza armia będzie najsilniejsza na całym kontynencie i będzie podstawą obrony całej wschodniej flanki NATO" – zacytował prezesa PiS-u niemiecki dziennik.
Jak zaznaczył, przechwałki polskiego rządu odnośnie szczelności granicy zostały zweryfikowane kilka tygodni później.
"W rejonie polskiego pogranicza w okolicach Białowieży mieszkańcy byli zaskoczeni, gdy nad ranem, trzy kilometry od granicy, nad ich głowami na wysokości kilkuset metrów pojawiły się dwa śmigłowce wojskowe Mi-17 z białoruskimi tablicami rejestracyjnymi" – napisał "Sueddeutsche Zeitung".
Zdaniem niemieckiej gazety brak reakcji na naruszenie polskiej strefy powietrznej było karygodnym niedopatrzeniem. "To była hańba" – grzmi "Sueddeutsche Zeitung".
Białoruskie śmigłowce nad terenem Polski
Przypomnijmy, we wtorek 1 sierpnia niedaleko polskiej granicy dostrzeżono białoruskie helikoptery. W sieci pojawiły się też fotografie przelatujących maszyn. Początkowo stanowisko strony polskiej głosiło, że nie przekroczyły one formalnie granicy.
Wieczorem polskie MSZ poinformowało, że białoruskie śmigłowce były widziane rano przez mieszkańców w okolicach Białowieży, jednak naruszyły naszą przestrzeń powietrzną. Do siedziby ministerstwa wezwano charge d’affairs Ambasady Białorusi.
Jednak zdaniem władz naszych wschodnich sąsiadów, lotnicy nie przekroczyli swojej strefy powietrznej, a media w Polsce miały przekazać nieprawdziwe informacje. W związku z tym polski charge d'affaires, Marcin Wojciechowski został wezwany do tamtejszego MSZ, by złożyć wyjaśnienia w sprawie podawania nieprawdziwych danych.
Jak podano, polska strona została poinformowana o planowanych na ten dzień lotach i miała nie zgłosić żadnych zastrzeżeń w tej sprawie. Białorusini stwierdzili, że byli w stałym kontakcie ze stroną polską. Utrzymują też, że tego dnia ich helikoptery zbliżyły się do granicy nie bliżej, niż na dwa kilometry, natomiast to jedna z naszych maszyn miała znaleźć się tuż przy białoruskiej strefie powietrznej.