nt_logo

Nie śmiejcie się z kobiet, które czytają romanse. To pokazuje smutną prawdę

Ola Gersz

19 sierpnia 2023, 10:13 · 4 minuty czytania
Czy lubię romanse? Pewnie. Zanim zaczniecie chichotać, ważna uwaga: romanse nie muszą być głupie i paździerzowe, nie muszą być erotykami pokroju "365 dni". Są dziś tak różnorodnym gatunkiem, że ciężko nawet wrzucić je do jednego gatunkowego worka. Ale i tak będziecie się śmiać, bo tak już jest z romansami i rzeczami lubianymi przez kobiety (a romanse lubią głównie właśnie one). Śmiech może jednak ugrząźć w gardle, gdy pomyślimy, dlaczego je w sumie czytamy i dlaczego dziś romantyczne książki są na topie.


Nie śmiejcie się z kobiet, które czytają romanse. To pokazuje smutną prawdę

Ola Gersz
19 sierpnia 2023, 10:13 • 1 minuta czytania
Czy lubię romanse? Pewnie. Zanim zaczniecie chichotać, ważna uwaga: romanse nie muszą być głupie i paździerzowe, nie muszą być erotykami pokroju "365 dni". Są dziś tak różnorodnym gatunkiem, że ciężko nawet wrzucić je do jednego gatunkowego worka. Ale i tak będziecie się śmiać, bo tak już jest z romansami i rzeczami lubianymi przez kobiety (a romanse lubią głównie właśnie one). Śmiech może jednak ugrząźć w gardle, gdy pomyślimy, dlaczego je w sumie czytamy i dlaczego dziś romantyczne książki są na topie.
Romanse są dziś na fali, ale wciąż dostaje się im fan(k)om Fot. Unsplash / Alisa Anton

Romanse to niekoniecznie te wszystkie książki z półnagimi facetami na okładce, w których laska zakochuje się w bogatym przystojniaku. To wcale niekoniecznie erotyki o przemocy seksualnej, napisane na kolanie. To już wcale nie harlequiny, bo ten gatunek naprawdę się w ostatnich latach zmienił.


Romanse to, chociażby" "Współlokatorzy" Beth O'Leary, "Red, White & Royal Blue" i "One Last Stop" Casey McQuiston, bestsellery Coleen Hoover i Jojo Mojes, "Gwiazd naszych wina" Jonha Greena, "Pamiętnik" Nicholasa Sparksa, "Book Lovers" Emily Henry, "Obca" Diany Gabaldon (czyli serialowy "Outlander") czy "Dwór cierni i róż" Sarah J. Maas.

Romans romansowi nierówny, bo są w tym gatunku (jak w każdym innym) i perełki, i gnioty. Jednak wciąż traktuje się go obcesowo i z góry, bo wiecie, miłość. Miłość, seks i kobiety. Czy może być bardziej trywialne połączenie w oczach kultury, która wciąż gloryfikuje to, co męskie?

Kobiece zainteresowania są traktowane mniej poważnie, co wcale nie jest żadną moją tezą, ale czystym faktem. Łączone częściej z mężczyznami komiksy, filmy superbohaterskie czy kryminały mają o niebo większą pozycję niż romantyczne powieści i komedie oraz popowe piosenki o dziewczyńskich bolączkach, o czym pisała w naTemat Maja Mikołajczyk w "Śmiejemy się ze "Zmierzchu", a ze "Spider-Mana" nie. Zostawcie popkulturę dla dziewczyn w spokoju".

Tak, to lato wypełnione "Barbie" i Taylor Swift sporo zmieniło, ale wciąż przebieranki kibiców na mecz są "dostojniejsze" niż przebieranki swifties na koncert Tay, mimo że tak naprawdę... niczym się nie różnią.

Renesans romansów trwa w najlepsze

A romanse rządzą, przynajmniej na rynku czytelniczym. W grudniu ubiegłego roku brytyjski "The Guardian" zastanawiał się, dlaczego romanse są w najlepszej kondycji od dekady.

"W Wielkiej Brytanii sprzedaż powieści romantycznych jest na najwyższym poziomie od 2012 roku, kiedy to "Pięćdziesiąt twarzy Greya" trafiło na listy bestsellerów. Według statystyk Nielsen BookData, w okresie od stycznia do sierpnia tego roku sprzedano około 14,3 miliona egzemplarzy w formie drukowanej i cyfrowej. Dla porównania, w tym samym okresie w 2020 roku sprzedaż wyniosła nieco ponad 11 milionów egzemplarzy, a od tego czasu odnotowuje się stabilny wzrost rok do roku" – czytamy. To dane z UK, ale romanse są również na fali m.in. w Stanach Zjednoczonych czy też Polsce, na co wskazują listy bestsellerów Empiku czy Legimi. Szybko tłumaczone są na polski romansowe bestsellery zza oceanu, ale i nad Wisłą powstaje ich na pęczki: nie tylko dla dorosłych, ale coraz częściej również dla nastolatków. Często z popularnymi angielskimi tytułami, jak seria "Flaw(less)" Marty Łabęckiej.

Do coraz większej popularności romansów przyczynił się, zgadliście, TikTok. A właściwie BookTok, bo tak nazywany jest czytelniczy "kącik" serwisu. Czytelniczki i czytelnicy bez wstydu dzielą się ulubionymi książkami o miłości, zachwycają się scenami romantycznymi i erotycznymi (te drugi to tzw. smut), wzdychają do bohaterów, czekają na ekranizacje.

"Wychowując się, zdecydowanie pamiętam, że ogólny przekaz dotyczący tych książek był obarczony poczuciem wstydu. To naprawdę orzeźwiające widzieć czytelników, zwłaszcza młodych, którzy kochają gatunek. Odchodzimy od idei, że pragnienia – zwłaszcza pragnienia kobiet – są z natury wstydliwe" – mówiła w "Guardianie" Emily Henry, autorka uroczych "Współlokatorów".

Dlaczego kobiety czytają romanse? Bo fantazjują o miłych facetach

Tu dochodzimy do punktu wyjścia, bo mimo że romanse budzą już mniejszy wstyd niż kilkanaście lat temu, to ich czytelnicy, a głównie czytelniczki, są wciąż wyśmiewani i wyśmiewane. Albo po prostu niezrozumiani, z czym spotkałam się nie raz, gdy mówiłam, że uwielbiam romantyczne powieści. "Ale że Grey?" – spytała mnie koleżanka, bo to właśnie bestsellerowe erotyki wciąż pierwsze przychodzą wielu na myśl na słowo "romans". Nie, nie "Grey", "Greya" nie trawię, romanse fantasy są znacznie fajniejsze.

Z romansów lubią się śmiać głównie mężczyźni. Uważają je za głupie, szkodliwe, fiu-bździu, mącące kobietom w głowie.

Jasne, z tym ostatnim trzeba uważać, bo wiara w księcia z bajki, który spełni naszych 150 niebotycznych wymagań, nie jest najzdrowsza. Lepiej nie być delulu i oddzielać fikcję od rzeczywistości, która raczej zawsze będzie mniej emocjonująca. Ale przecież zatracanie się we wszystkim, nie tylko w romantycznych mrzonkach, jest szkodliwe, a czytanie niekoniecznie musi oznaczać zatracanie się (a jeśli dla kogoś oznacza i nie potrafi przez romanse stworzyć związku, to radzę iść od terapeuty, oczywista rzecz).

W tytule pisałam jednak o "smutnej prawdzie", dlaczego kobiety kochają romanse. Jaka to prawda? Świetnie ujął to jeden z użytkowników TikToka: "Nigdy nie przejdę do porządku dziennego nad faktem, że romanse jako gatunek, najbardziej dochodowy gatunek, istnieje głównie dlatego, że heteroseksualne kobiety fantazjują o byciu kochanymi i traktowanymi dobrze przez mężczyzn, a mężczyźni cały czas z tego żartują, ponieważ myślą, że to nierealistyczne, że mogliby czcić kobiety i uważają kobiety za głupie, że pragną tak niemożliwej rzeczy".

Przesada? Bynajmniej. Fanki romansów marzą niekoniecznie o idealnym mężczyźnie, ale o mężczyźnie, który będzie idealnie je traktował. Idealnie w cudzysłowie, bo ideały nie istnieją i nigdy istnieć nie będą. Popularność romansów pokazuje jednak, że to realna potrzeba: troska, szacunek, życzliwość, o czym zresztą pisałam kilka miesięcy temu w "Kogo pragną kobiety? Faceta, który jest miły i je lubi, a wielu... nawet tego nie spełnia".

To dobre traktowanie praktycznie w każdym romansie góruje nad wszystkim innym, nawet wyglądem, stanem portfela czy prawem jazdy. Ba, przecież nawet na końcu książkowej trzeciej części "365 dni" Blanki Lipińskiej, czyli, powiedzmy to wprost, serii szkodliwej, paździerzowej i absurdalnej (SPOILER!) Laura wybiera nie przemocowego Massimo, ale troszczącego się o nią Nacho. Nawet tam.

Śmieszki facetów z romansów są takim środkowym palcem dla kobiet. "Chcecie nie wiadomo czego, dorośnijcie". A wystarczy zadać sobie pytanie: właściwie czego chcemy i dlaczego tego nie dostajemy? Może coś jednak faktycznie jest nie tak w traktowaniu kobiet przez mężczyzn? Może to wcale nie żadne "wymysły"?

Nie dziwcie się więc, że uciekamy w romanse. Tam mężczyźni nas rozumieją, przynajmniej na papierze, napisani przez kobiety. Just life.

Czytaj także: https://natemat.pl/479558,najlepsze-ksiazki-o-milosci-wszech-czasow