Reklama.
Zespół Enej miał zagrać swój pierwszy koncert dla Polonii w USA. No właśnie, miał. Ostatecznie muzycy do Stanów nie polecą, bo… nie dostali wiz. – Wszystko było już ustalone, a na trzy tygodnie przed koncertem zażądano od nas dosłania absurdalnej dokumentacji. Musimy udowodnić, że faktycznie istniejemy i nagrywamy – mówi naTemat manager zespołu Łukasz "Kojro" Kojrys. To nie pierwszy raz, gdy polscy muzycy mają problem z wjazdem do kraju "Wujka Sama".
Andorra, Australia, Austria, Belgia, Brunei, Czechy, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Islandia, Japonia, Liechtenstein, Litwa, Łotwa, Luksemburg, Malta, Monako, Niemcy, Norwegia, Nowa Zelandia, Portugalia, Republika Korei, San Marino, Singapur, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Tajwan, Węgry, Wielka Brytania, Włochy. CZYTAJ WIĘCEJ
W przypadku osób udających sie do USA na występy, wiza P-1 wydawana jest uczestnikom konkretnego wydarzenia. Natomiast sportowcy mogą uzyskać wizę pięcioletnią, jeśli ubiegają się indywidualnie lub sześciomiesięczną w przypadku wyjazdu drużynowego.
Wiza P-2 umożliwia wjazd na teren USA osobom udającym się na występy indywidualnie lub grupowo w ramach wymiany artystycznej pomiędzy instytucjami w USA i za granicą.
Wiza P-3 przeznaczona jest dla artystów udających sie do USA indywidualnie bądź zespołowo na występy lub warsztaty artystyczne o charakterze uznawanym za unikatowy. CZYTAJ WIĘCEJ
Jak jest z tymi wizami? CZYTAJ WIĘCEJ
Byłem w USA z T.Love pięć razy. Zawsze mieliśmy wizy pracownicze. Ale w tym roku Amerykanie na lotnisku byli wyjątkowo nieprzyjemni. Niektóre formalności są jak z Orwella: do podania o wizę potrzebne były moje PIT-y i zaświadczenia z banku. Na lotnisku robili zdjęcia tęczówki oka, a w ambasadzie pobierali odciski palców - nie jednego a pięciu. Wszystko "żeby wam utrudnić" CZYTAJ WIĘCEJ
Wizy na wierzbie CZYTAJ WIĘCEJ
Ten szał miałem nieprzyjemność odczuć na własnej skórze podczas mojego 17. wjazdu na teren USA. Urzędniczy robot w okienku na lotnisku Newark ni stąd, ni zowąd zabrał mój paszport, wrzucił do papierowej torby i nakazał iść na jakiś ichni posterunek. Tam trzymano mnie bez zdania racji ponad trzy godziny, nie racząc napomknąć, o co biega. Na moją nieśmiałą sugestię, że jeśli potrzeba jakiejś pomocy czy wyjaśnień, to służę, jakiś oficer wrzasnął: "Siadać!" (oczywiście, po ichniemu). Myślę, iż w oczach całej tej nadgorliwej ekipy kwalifikowałem się ze wszech miar do deportacji. Uratował mnie tłumacz, który przyszedł do innego Polaka, co po amerykańsku nie szprechał. CZYTAJ WIĘCEJ