Domek z kart zaczął się rozpadać na początku sierpnia, gdy kilka dni przed startem Fest Festiwalu - jednej z największych imprez muzycznych w naszym kraju z ponad 200 artystami z Polski i zagranicy - organizatorzy oznajmili, że jednak go nie będzie i ponad 20 tysięcy osób zostało na lodzie (mowa tylko o nabywcach biletów, bo do tego trzeba doliczyć jeszcze podwykonawców, współpracowników itd.). Później ogłosili upadłość, by po chwili stwierdzić, że jednak przejdą proces restrukturyzacji.
Wtedy też zaczęło się głośniej mówić o problemach spółki Follow The Step, które były dotychczas omawiane kuluarowo. Okazało się, że nie płaciła wszystkim współpracującym z nią osobom i firmom, przypomniano też reportaż "Wyborczej" o bulwersującym przejęciu Pragi Centrum.
Wniosek był taki, że prędzej czy później to wszystko "musiało" runąć, ale nikt tego nie przyjmował tego do wiadomości, bo jednak jako agencja miała na koncie wiele udanych, dużych wydarzeń, którymi zaskarbiła sobie zaufanie imprezowiczów.
Organizator Fest Festivalu zapadał się pod ziemię. Tymczasem w planach miał inne imprezy
Kalendarz Follow The Step był i jest nadal wypełniony imprezami po brzegi (niżej screen). Przez kolejne dwa miesiące po Fest Festiwalu nie pojawił się jednak oficjalny komunikat, że zwijamy interes i odwołujemy wszystko lub w drugą stronę: zorganizuje to ktoś inny, ale jednak się odbędzie (tak też się stało, o czym później).
Ludzie już sami nie wiedzieli, czy mają starać się o zwrot pieniędzy za bilety (na to jednak raczej nie ma co niestety liczyć, bo kasa trafiała bezpośrednio na konto spółki), czy jednak eventy się odbędą, skoro artyści, kluby i hale miały dalej w rozpiskach koncertowych zaznaczone daty, a sprzedaż wejściówek trwała w najlepsze.
Najlepszy przykład to opisywana przeze mnie impreza I Am Hardstyle - na fanpage'u pojawiło się parę tygodni temu oświadczenie, że poszukiwany jest nowy organizator, czyli nikt tym nie zawiadywał, ale nadal były wrzucane zapowiedzi z gwiazdami i można było na nią kupić bilety. Nie było przy tym wieści od Follow The Step i niemal samego końca trzymano ludzi w niepewności.
Ostatecznie 1 września poinformowano, że impreza, która się miała odbyć 3 tygodnie później, zostanie przełożona na maj przyszłego roku, a 23 września (wtedy miał się odbyć właściwy event) zorganizowany zostanie jej przedsmak... w Pradze Centrum, czyli miejscu prowadzonym przez Follow The Step, z którym przecież zerwano współpracę przy okazji I Am Hardstyle. Gdzie tu logika? Albo po prostu właściciele marki I Am Hardstyle (pochodzą z Holandii) nie do końca zdają sobie sprawę z sytuacji.
Problemów z Follow The Step ciąg dalszy. Co dalej z Pragą Centrum?
Trudno uwierzyć, że to pre-party dojdzie do skutku. Szczególnie, że w ostatnich dniach pojawiły się dwa oświadczenia dotyczące Pragi Centrum i współpracy z Follow The Step. "Od dnia dzisiejszego odcinam się oficjalnie od współpracy z agencją Follow The Step, FEST Festival oraz klubem Praga -– potwierdzają to oficjalne papiery z firmy windykacyjnej oraz KRD (Krajowy Rejestr Długów - red.)" – napisał na Facebooku Marcin Chrzanowski, który działał z nimi od dwóch lat. "FTS czy też FF (Follow The Step i Fest Festival to różne spółki, ale należą do tych samych ludzi - red.) nie wywiązał się z umowy zawartej w marcu 2023 r., która rozbija zaległość na raty. Reszty nie będę pisał, bo szkoda czasu, a i tak większość jest już w Internecie. Co do Pragi - z otrzymanych informacji nigdy nie będą spłacone zaległe długi - nikt nie wie, kiedy zostaną wyrzuceni z lokalu - z tego powodu nie chcą zamknąć zaległości. (...) Od maja klub ma zaległości finansowe, które stworzyła spółka Fest i FTS. Ludzie pracujący w klubie i podmiotach podległych pod FTS nie mają płaconych wypłat od kilku miesięcy, nie wspominając już o innych świadczeniach innej złodziejskiej państwowej agencji ZUS" – ujawnił.
Od współpracy odcięła się też inna osoba, która organizowała wydarzenia w Pradze Centrum. "Nie wnikam w podziały, kto teraz zarządza, natomiast to już nie są moje realizacje i nie ja odpowiadam za wygląd venue (lokalu - red.). Dlaczego tak wyszło? Myślę, że większość wie i słysząc teraz zza pleców, że to my (stara ekipa) doprowadziliśmy klub do takiego stanu, jest mi zwyczajnie przykro, bo nie ma chyba drugiej osoby, która przesiedziała w tym klubie więcej czasu i włożyła w niego tyle pracy co ja: zarówno tej managerskiej, jak i tej artystycznej" – napisał Mati Bajlando na Facebooku.
Najbardziej rozbrajający (w negatywnym tego słowa znaczeniu) jest jednak fragment o tym, że w czasie, kiedy koncertowicze, kluby i artyści nie wiedzieli, na czym stoją, ekipa Follow The Step... balowała sobie na przełomie września i sierpnia na słynnym festiwalu w Stanach Zjednoczonych. Może dlatego nie odpowiadała na moje maile, bo na pustyni, gdzie organizowany jest właśnie Burning Man, nie ma raczej dobrego zasięgu.
"Zamykam temat, bo są rzeczy ważniejsze, a praca w taki sposób dawno wykraczała za strefę komfortu, ale chyba mojego, bo główna przyczyna tych wszystkich zdarzeń pojechała odreagować na Burning Mana" – napisał były organizator imprez.
Z Follow The Step nie było kontaktu i wiadomo było o długach, ale Going. i tak dalej sprzedawał bilety
Spory udział w tym całym zamieszaniu miała też platforma sprzedaży Going., która była jedynym dystrybutorem wejściówek na wiele wydarzeń Follow The Step. Teraz zmaga się z mało pochlebnymi komentarzami ze strony bywalców imprez. Z dwóch powodów. Po pierwsze sprzedawała bilety w modelu agencyjnym, tzn. pieniądze nie trafiały na konto platformy, a bezpośrednio do, jak się później okazało, zadłużonej spółki.
Nie wszyscy nabywcy o tym wiedzieli lub zdawali sobie sprawę, jakie mogą być skutki kupna biletu w tej formie, bo nikt też nie spodziewał się, że organizator nagle ogłosi upadłość lub restrukturyzację. Teraz, kiedy biznesmeni z FTS wiszą różnym podmiotom grube miliony (za sam Fest Festival mają 5 mln zł zadłużenia), jest minimalna szansa na zwrot kasy za bilety, a na pewno nie w najbliższym czasie. W modelu sprzedaży własnej nie byłoby takich problemów.
Po drugie, pomimo tych wszystkich afer, nieoficjalnych pogłosek o braku wypłacalności, zera informacji i od FTS, to praktycznie do ostatniego momentu Going. prowadził sprzedaż biletów – także w modelu agencyjnym. Dopiero mniej więcej dwa tygodnie temu zamknięto możliwość kupna wejściówek na zagrożone imprezy.
Nie dowiedziałem się, dlaczego tak długo z tym zwlekano, ale za to współzałożycielka i COO Going., Anna Maria Żurek, napisała mi w zeszłym tygodniu, że w końcu zerwali współpracę z Follow The Step. Działali razem przy imprezach od lat.
Anna Maria Żurek
współzałożycielka i COO Going.
Możliwe też, że Going. będzie się jeszcze sądzić z FTS, bo spółka / agencja też mogła im mydlić oczy i obiecywać, że tak, tak, imprezy się odbędą. Są w tym momencie w "sporze" i dlatego właśnie na pytania o ich współpracę i późną decyzję o wstrzymaniu sprzedaży biletów nie dostałem też odpowiedzi.
Promotorzy i organizatorzy biorą sprawy w swoje ręce i przejmują imprezy Follow The Step
Going. teraz stara się odbudować wizerunek wśród rozczarowanych klientów, ale koncertowicze na tym tylko zyskują. Efekt tego mieliśmy w miniony weekend. Going. został partnerem dwóch koncertów Louisa Tomlinsona (były wokalista One Direction) w Łodzi i Krakowie 10 i 11 września. Organizację po Follow The Step przejęła z kolei rzutem na taśmę agencja Winiary Bookings i występ gwiazdy doszedł do skutku. Gdyby nie taka szybka interwencja, kolejne tysiące osób zostałoby odprawionych z kwitkiem.
Takich przejętych eventów będzie w najbliższym jeszcze kilka - nie wszystkie imprezy zabookowane przez Follow The Step uda się uratować, bo nie każdy artysta pójdzie na rękę i np. weźmie mniejsze wynagrodzenie za występ. Przypominam, że część pieniędzy z wcześniej kupionych biletów trafiło do FTS i nikt nie będzie chciał kupować kolejnej wejściówki od nowego organizatora, więc resztę albo trzeba dołożyć, albo liczyć na to, że koncert się wyprzeda, a także pojawią się nowi sponsorzy czy partnerzy.
Inne imprezy, które zostaną uratowane to np. dwa występy Gorgon City. Sytuacja była analogiczna - do ostatniej chwili nikt nie wiedział, na czym stoi - nawet kluby (poniżej screen z fanpage'a). Sprawa się jednak już wyjaśniła i 15 grudnia angielski duet zagra w warszawskiej Progresji, a dzień później w poznańskiej Tamie (koncert miał się odbyć wcześniej w B17 w tym samym mieście). Tym razem oba wydarzenia będą zorganizowane przez same kluby, a pomogło w tym m.in. Going.
Follow The Step w końcu przemówiło. Oddają imprezy innym i sami nie będą brać w nich udziału
Na podobnej zasadzie do skutku ma dojść też kilka innych wydarzeń (Boris Brejcha, Dimension, Chase & Status, Sub Focus, T78, Illenium), o czym poinformowało... Follow The Step. Tak jest, po wielu tygodniach agencja wyszła z ukrycia i 7 września opublikowała oświadczenie.
Również i w tej spółce ma dojść do restrukturyzacji, a sama agencja zapewniła, że "tymczasowo wstrzymuje swój udział w organizacji wszystkich zbliżających się wydarzeń" i oddaje je w ręce innych promotorów. Dobre i to, ale wciąż pozostaje kilka innych eventów, które pozostają pod znakiem zapytania. Trzeba więc śledzić informacje w mediach społecznościowych i... trzymać kciuki, bo nic innego nie pozostało.
Follow The Step było jednym z największych graczy na rynku eventowym, dlatego cała ta sytuacja będzie niosła daleko idące konsekwencje dla wszystkich. Przede wszystkim ludzie przez pewien czas będą się wstrzymywać z kupowaniem biletów do ostatniej chwili - w obawie przed odwołaniem wydarzeń, bo jak widać absurdalna historia np. Fire Festivalu wcale nie jest taka niemożliwa w naszych warunkach. To utrudni pracę innym organizatorom i promotorom, bo pieniądze z przedsprzedaży idą m.in. na bieżące wydatki, jak pensje dla pracowników czy marketing.
Z drugiej strony, w świat może pójść plotka, że w Polsce robione są jakieś wałki i nie ma co wierzyć tutejszym organizatorom, co może odstraszyć management zagranicznych gwiazd, ale i same gwiazdy. Z jeszcze innej strony powyższe przykłady ratowania wydarzeń dowodzą, że są jednak w naszym kraju jeszcze ogarnięte agencje, promotorzy i kluby, którym zależy nie tylko na pieniądzach, bo sporo ryzykują, by nie zawieźć imprezowiczów.
Zobacz także