Stenogramy z posiedzeń Klubu Ruchu Palikota rzucają nowe światło na medialną burzę wokół tej partii. Politycy są źli na Nowicką i feministki, które określają mianem "babskiego syndykatu". Ponadto wicemarszałkini sama tę sytuację sprowokowała, bo zaczęła czuć się coraz bardziej niezależna.
Janusz Palikot był ostatnio na ustach wszystkich. Krytykowany zarówno przez polityków prawicowych, jak i lewicowych. Stał się "tym złym" z powodu kłótni z Wandą Nowicką. Tymczasem politycy Ruchu Palikota nie przejmują się przepowiadanym rychłym końcem RP. Są zdania, że Nowicka niedługo odpłynie w niebyt, a partia na tym nie ucierpi.
"Newsweek" dotarł do stenogramów z nagrań podczas ostatniego posiedzenia Klubu Ruchu Palikota. Politycy tej partii są przekonani, że Wanda Nowicka dała się podpuścić i uwierzyła, że jest samodzielnym politykiem. Ponadto zwiększyła się liczba osób aspirujących do członkostwa w partii, co każe politykom wierzyć, że partia nie stoi na krawędzi.
Nie jest to odosobniona opinia, gdyż inni politycy twierdzą, że skrajny feminizm, "sprowadzający wszystko do wojny płci" nie jest myślą przewodnią działających przy Ruchu Palikota kobiet. Wanda Nowicka na ostatnim posiedzeniu Klubu Ruchu Palikota zdecydowaną większością głosów została usunięta z partii. Jedynie Robert Biedroń postanowił nie głosować ani przeciwko Nowickiej, ani swojej partii.
"Newsweek" donosi, że źródłem wewnętrznego konfliktu nie było przyjęcie premii dla Prezydium Sejmu przez Wandę Nowicką. Sprawy zaczęły przybierać niekorzystny obrót, gdy posłanka została wicemarszałkiem. Gdy dostała swój gabinet, zaczęła się izolować od reszty polityków Ruchu, nie tłumaczyła się ze swoich decyzji, co bardzo denerwowało Janusza Palikota. Członków Ruchu Palikota miało drażnić coraz silniejsze eksponowanie przez Wandę Nowicką swojej niezależności.
Przyjęcie nagrody od Ewy Kopacz i "wystawienie" Anny Grodzkiej tylko nasiliło ten konflikt. Jak podaje "Newsweek", symbolicznym przelaniem czary goryczy była sytuacja z kserokopiarką. Maszyna w sekretariacie się zepsuła, a Janusz Palikot potrzebował jakichś dokumentów. Wysłał swojego pracownika do gabinetu wicemarszałkini, by skorzystał z jej maszyny, lecz ta odmówiła.
Jak podaje "Newsweek", powołując się na stenogramy z posiedzenia Klubu Ruchu Palikota, przewodniczący tej partii był zwolennikiem postulatów środowisk kobiecych, o ile nie sprzeciwiają się jego poleceniom, bo to on dowodzi partią. Robert Biedroń dla przykładu, mimo, że "poszedł w poppolitykę, w celebryctwo, widać, że gra na siebie, ale w odróżnieniu od Nowickiej – zna miejsce w szeregu". Politycy Ruchu Palikota obawiają się tylko, że zamieszanie wokół ich partii źle wpłynie na potencjalną współpracę z Aleksandrem Kwaśniewskim.
Dziennikarze mogą więc sobie wyć z oburzenia nad słowami Janusza, ale ludzie świetnie wiedzą, co tu jest grane i kto ma rację. Sprawa jest oczywista: chytra baba połasiła się na 40 tysięcy. Kobiety działające w partii podkreślają, że nie chcą mieć nic wspólnego z Wandą. I nie zmienią tego żadne zaklęcia dyżurnych feministek. Niech sobie Szczuka ze Środą gadają, co chcą. Zawiodły się na Palikocie? A krzyż im na drogę... Kim one niby są? To my jesteśmy realną siłą polityczną, a nie tych kilka medialnych feministek, to babski syndykat, a nie żadne środowisko. CZYTAJ WIĘCEJ
Jeśli chodzi o słowa o gwałcie, to jest to dosyć banalne. Po prostu większość dziennikarzy nie zna Freuda. Bo co ja powiedziałem? Nowicka wzięła pieniądze, obiecała, że złoży rezygnację, i nie złożyła. Czuje się z tego powodu winna i nie potrafi sobie poradzić z tym poczuciem winy, więc wchodzi w sytuację ofiary, żeby ktoś za nią wymierzył jej karę. Taki jest psychoanalityczny sens tej wypowiedzi. CZYTAJ WIĘCEJ