W ubiegły weekend na poligonie wojskowym w Orzyszu odbył się otwarty pokaz wojskowy. W jego trakcie mogło dojść do tragedii - dwa helikoptery BlackHawk o włos uniknęły zderzenia w powietrzu. Na niebezpieczną sytuację patrzyło aż 10 tysięcy osób.
Reklama.
Reklama.
Otwarty poligon w Orzyszu, pokaz sprzętu wojskowego
Mariusz Błaszczak zdecydował się na zorganizowanie otwartego poligonu wojskowego, by pokazać sprzęt wojskowy w akcji. Podczas pokazów zademonstrowano działania wyrzutni rakiet Haimars, zorganizowano przejazd czołgów i samochodów wojskowych, przeprowadzono nawet pokaz desantu wojsk powietrznych.
Dzień, w którym odbyły się popisy militarne nie był przypadkowy. Minister obrony narodowej zdecydował się na zademonstrowanie siły polskich wojsk w 84. rocznicę napaści Związku Radzieckiego na II RP.
– Proszę państwa, w 1939 r. byliśmy osamotnieni. Teraz rzeczywiście jesteśmy w najsilniejszym sojuszu na świecie, jesteśmy dumni z tego, że jesteśmy w NATO, ale nikt za nas obowiązku obrony naszego kraju nie będzie brał na swoje barki. Dlatego Wojsko Polskie musi być tak silne, żeby bronić każdego skrawka polskiej ziemi – powiedział zgromadzonym Mariusz Błaszczak.
Oczywiście moment pokazówki wojska był idealnym momentem, by nawiązać do kampanii wyborczej, w której Prawo i Sprawiedliwość stara się o głosy wyborców, proklamując hasła o obronności.
– Przed 2015 rokiem realna obrona naszego kraju miała być na Wiśle. To jest dokument, który został zatwierdzony przez ministra Bogdana Klicha w 2011 roku. Wówczas realna obrona Polski miała odbywać się na Wiśle. Więcej, przez dwa tygodnie miano bronić Polski, potem liczono na to, że wojska sojusznicze nas obronią – powiedział szef MON, nie uściślając jednak, że opublikowany przez niego plan obronny był tylko jednym z wielu wariantów strategicznych.
Mariusz Błaszczak nie wyjaśnił również, że projekt ten był szykowany właśnie na wypadek, gdyby wojska sojusznicze spóźniły się z pomocą militarną, a nie, jak przekazał, był głównym założeniem defensywy w przypadku ataku wroga.
Incydent z helikopterami BlackHawk w Orzyszu, prawie się zderzyły
W trakcie imprezy widzowie mogli oglądać również start i przelot helikopterów policyjnych BlackHawk. Jak dobrze pamiętamy, w sierpniu br. podczas pikniku wojskowego w Sarnowej Górze doszło do niebezpiecznej sytuacji właśnie z tym modelem śmigłowca, gdy pilot zahaczył wirnikiem o linię wysokiego napięcia.
Na pokazowym poligonie w Orzyszu także doszło groźnego zdarzenia. Jeden z uczestników uwiecznił, jak podczas startu dwie maszyny omal nie zderzyły się w powietrzu. Na nagraniu widać wyraźnie, jak pilot znajdującego się z tyłu śmigłowca wprawie wlatuje w maszynę będącą przed nim.
"To cud że żaden BlackHawk jeszcze nie spadł w ostatnim czasie… Tym razem Orzysz i weekendowy pokaz" – tak nagranie podpisał jeden z widzów, który sfilmował niebezpieczne zajście.
Jak przekazał portal polskieradio24.pl, podczas poligonu pokazy wojskowe oglądało aż 10 tysięcy osób.
Do zdarzenia odniósł się również Maciej Lasek, poseł i przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
"Kolejny poważny incydent. Loty nad ludźmi i niemalże zderzenie w powietrzu, wszystko bez planu i bez głowy. Coś bardzo złego dzieje się w szkoleniu i nadzorze nad nim. Czy KBWLLP już podjęła badanie tego zdarzenia, czy jak przy lądowaniu poniżej minimów pogodowych na Litwie udajecie, że nic się nie stało?" – napisał inżynier lotnictwa.
Jak słusznie zauważył Lasek, śmigłowce przeleciały jedynie kilkanaście metrów nad widzami. Gdyby faktycznie doszło do zderzenia, osoby znajdujące się tuż pod maszynami nie miałyby szans na ucieczkę.