"Zielona granica" do kin wchodzi jutro, czyli w piątek 22 września. W środę za to miała miejsce uroczysta premiera filmu w Warszawie. Jednak już we wtorek na antenie TVP Info mogliśmy zobaczyć fragmenty produkcji wyreżyserowanej przez Agnieszkę Holland.
"Straż Graniczna pokazana jest w nim jako bezduszni sadyści. W jednej ze scen widzimy, jak funkcjonariusze wyrzucają przez tymczasowe graniczne zasieki kobietę w ciąży" – czytamy na stronie tvp.info. Wojciech Mucha, który komentował te sceny na antenie stacji, m.in. powiedział, że zostały nakręcone tak, by wzbudzić skojarzenia ze strażnikami w obozach zagłady.
Nie wiadomo, skąd telewizja miała te sceny, ale pochodzą z nie do końca legalnego źródła. Nie było ich bowiem w materiałach np. zwiastunach opublikowanych przez dystrybutora, Kino Świat. WP uzyskało komentarz od Centrum Informacji TVP. Wynika z niego, że sceny nie zostały przekazane oficjalnie przez dystrybutora, ale zdobyło je "wiarygodne źródło", które niczym tajny agent wyniosło kopię filmu lub same fragmenty, a telewizja postanowiła wyemitować je, bo tak trzeba.
"Fragmenty nagrania pochodziły z wiarygodnego źródła, które chronimy. Osoba ta postanowiła w ten sposób wyrazić swój sprzeciw wobec szkalowania straży granicznej poza granicami naszego kraju. Z uwagi na ważny interes społeczny i ochronę dobrego imienia straży granicznej wyemitowano te fragmenty" – czytamy w odpowiedzi biura prasowego TVP.
Sceny w swoim stylu skomentował też Zbigniew Ziobro. Wcześniej porównał "Zieloną granicę" do nazistowskiej propagandy, za co Agnieszka Holland go pozywa. Tym razem nawiązał do stalinowskiego systemu i wytknął komunistyczną przeszłość jej ojca.
"Sadyści w polskich mundurach przerzucają kobietę, przez zasieki. Kobieta upada i krwawi. To fragment 'dzieła' Agnieszki Holland. Córki stalinowca, który na ochotnika wstąpił do Armii Czerwonej i stał się propagandzistą zbrodniczego stalinowskiego systemu. Przestudiowała antypolską twórczość ojca i po nowatorsku, w wywiadach i w filmowej produkcji, kontynuuje jego dzieło" – napisał minister sprawiedliwości.
Po sieci krąży też scena z Maciejem Stuhrem (była też pokazana w TVP Info). "Nasze państwo objęło patronatem nazistowski spęd, rozumiesz? Faszystowski, k***a, marsz w stolicy, w Warszawie, pod patronatem, k***a, rządu! (...) Ja mam rasistowskich po***ów w rządzie. Ja nie mogę przez to jeść, ja nie mogę spać, ja nie mogę myśleć. Libido mi spadło poniżej zera" – mówi grana przez niego postać do kamerki.
Opublikowany fragment dolał oliwy do ognia. "Kim są tacy ludzie jak Holland, czy Stuhr? Przecież im nikt ręki nie powinien w Polsce podać", "Dla tego towarzystwa to marsz nazistów. Nie mają szacunku do munduru, nie mają szacunku do Polski. To są obcy ludzie", "To nawet nie rola Stuhra, on tak ma w życiu. Z tragedii smoleńskiej też drwił", "To fragment tego filmu, który jest tylko artystyczną wizją reżyserki? I nie jest propagandą lewicowców? Aha" – piszą internauci.
Z drugiej strony komentujący zauważają, że to tylko krótki fragment filmu, a poza tym... przyznają rację postaci granej przez Stuhra. "Prawdziwi Polscy Polacy wk***ieni, bo ktoś ich nazwał po imieniu", "Prawdę powiedział, nie płaczcie", "Obejrzyj film i się mądruj. Słuchając Kalety i Ziobry to ty daleko nie zajedziesz", "Co nie rozumiesz? Powiedział, że mamy rasistowskich po***ów w rządzie. W walorach artystycznych kwestia gustu, merytorycznie w punkt" – czytamy.
W praktycznie każdej recenzji "Zielonej granicy" podkreślane jest to, że to w żadnym razie antypolski film, powiedziane jest w nim wprost, że kryzys został wywołany przez Putina i Łukaszenkę, a bohaterowie są przedstawieni niejednoznacznie - również strażnicy graniczni.
"Są wśród nich ludzie różni: 'dobrzy' i 'źli' (cudzysłów, bo to oczywiście spore uogólnienie), empatyczni i nieempatyczni, służbiści i gotowi na wszystko, przerażeni i obojętni, na skraju wyczerpania i eskapiści. Holland prezentuje różne postawy, człowieczeństwo i jego brak. Nie uderza w Polaków, jak twierdzi prawica, ale pokazuje jednostki" – napisała w recenzji Ola Gersz.
Są jednak i tendencyjne momenty - jak właśnie ta scena z Maciejem Stuhrem. "Holland stara się nie ferować wyroków i w sposób prawie dokumentalny pokazuje, co działo się w tych mrocznych tygodniach 2021 roku (i wciąż się dzieje, chociaż już na mniejszą skalę). Wbija jednak ostrą szpilę polskim władzom, co momentami kłuje w oczy sztampowością, jak moment z Maciejem Stuhrem na kamerce, który jest w "Zielonej granicy" zwyczajnie niepotrzebny, tendencyjny i lekko karykaturalny" – zauważyła redakcyjna koleżanka.