W pustej szklance pomarańcze, czyli jak tekściarze nie liczą się ze słowami
Renata Misiewicz
19 lutego 2013, 20:58·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 19 lutego 2013, 20:58
Większość popularnych polskich przebojów utkana jest z banałów i razi błędami wszelkiej maści. Niektóre to gwałt ze szczególnym okrucieństwem dokonywany na języku polskim. O tron króla grafomanii mogą ubiegać się tacy artyści jak: Szymon Wydra, Gosia Andrzejewicz, Doda, Kasia Cerekwicka, Feel czy Marcin Rozynek.
Reklama.
Prawdziwa poezja rządzi się swoimi prawami, niekoniecznie językowymi. Również w ocenie piosenek nie można być „gramatycznym nazistą”. Problem jednak w tym, że o ile kiedyś teksty pisali zawodowcy, potrafiący wznosić się na wyżyny poezji, o tyle chyba nikt w tym kraju poetą nie nazwie Piotra Kupichy – on sam pewnie też by się nie odważył. Jeśli przyjąć zatem, że twórczość większości autorów piosenek pop nigdy nawet obok poezji nie stała, daje to prawo do ich bardziej krytycznej oceny.
Obowiązek obowiązkiem jest, piosenka musi posiadać tekst
Od czasu, gdy Katarzyna Nosowska napisała utwór „Teksański”, minęło już dwadzieścia lat, ale w międzyczasie ów „obowiązek” przestał być dla wielu zbyt ważny. I chociaż piosenki nie muszą nieść ze sobą wzniosłych idei – wystarczy, że będą o czymś interesująco opowiadać – dla wielu twórców młodego pokolenia to i tak zbyt wiele. Coraz mniej jest w polskiej muzyce rozrywkowej tzw. piosenek z tekstem, których słucha się dla słów, a nie tylko dla chwytliwych melodii. Za to wśród tzw. przebojów mamy całkiem sporo utworów z pozornie inteligentnymi tekstami, gęsto nafaszerowanymi wyświechtanymi i ciężkimi metaforami, które razem nic jednak nie znaczą. Wiele tekstów przypomina zlepek przypadkowo powtarzanych słów, jakby wygenerowanych za pomocą językowej maszyny losującej. „Bez ciebie nie ma mnie”, „jesteś mym powietrzem”, „oceany wspomnień”, „oczu błękit”, „pokaż mi niebo”, „spadam w dół” – to prawie cały niezbędnik początkującego tekściarza.
Tekst piosenki to obecnie sprawa drugorzędna – ważne tylko, aby melodia uruchamiała nóżkę. Weźmy dość ekstremalny przykład – przebój zespołu Weekend. Przecież nie ma żadnej różnicy, czy słowa refrenu będą brzmiały: „ona tu jest i tańczy dla mnie”, czy też „bo ja mam ją, a ona ma mnie”, a może „bo jest mi źle i jestem na dnie”, albo nawet „ona tam jest i czyta w wannie”. Każdy tekst brzmi tak samo dobrze (sic!). Nad muzykami disco polo nie ma się jednak co znęcać – ci akurat nigdy nie aspirowali do bycia twórcami przez wielkie T.
Trzeba tylko znaleźć dobry temat
Internauci oceniający na forach słowa piosenek królem i królową grafomańskich tekstów ogłaszają najczęściej Szymona Wydrę i Katarzynę Cerekwicką. Zdaniem wielu z nich większość łzawych piosenek Cerekwickiej pisana jest na jedno kopyto. Ich treść można zamknąć w kilku zdaniach: "ja cię nadal kocham, ty mnie już nie kochasz, więc wynocha, bo gdybyś mnie kochał, to nie musiałbyś sie wynosić, ale teraz to już i tak za późno”. „To ja byłam przy nim, gdy wylali go z pracy. Nie myśl sobie, że chcę zrobić tobie na złość, to ja byłam przy nim, gdy umierał na katar. On dla ciebie nigdy nie porzuciłby mnie, to ja kupiłam dom i ten piękny samochód. On należy do mnie i chyba już wiesz, że nie będziesz spać w mojej jedwabnej pościeli. Zejdź mi z oczu, bo nie odpowiadam za swe czyny” – śpiewa Kasia Cerekwicka w piosence „Przyjaciółka”. Podobne kwiatki można mnożyć.
„Masa ludzi wokół mnie dziwnie dziwi mi się, że przy swoim stoję” – śpiewa Szymon Wydra. I trudno się dziwić, że się dziwią, bo spod niezbyt zresztą lotnego pióra Wydry wyszła spora kolekcja „arcydzieł”. Wiele jego tekstów jest doskonałym świadectwem tego, jak prostactwo wygrywa z prostotą. Na forach poświęconych grafomańskim tekstom piosenek na Szymonie Wydrze internauci nie zostawiają suchej nitki. Jego popisowym tekstem wydaje się być piosenka pt. „Jak ja jej to powiem”. „Boże mój, jak ja jej to powiem, że ja już dłużej tak nie mogę, muszę żyć życiem towarzyskim” – martwi się Wydra. Dalej jest tylko gorzej: „nasze życie pędzi jak poemat, trzeba tylko znaleźć dobry temat” – artyście przychodzi to jednak ze sporym trudem.
Miłość, którą kochać chcę
Kasię Cerekwicką i Szymona Wydrę na głowę bije jednak Gosia Andrzejewicz. Jej "Nieśmiały chłopak" może być hymnem tych, którzy powinni pisać wyłącznie do szuflady. „Jesteś dla mnie całym światem, słońcem, wiatrem, wodą, latem, a gdy patrzę się na ciebie, czuję się jak w niebie. Gdy siedzieliśmy w pubie sami, o tak, tylko ty i ja, już nie byłeś tak nieśmiały, o nie. Nigdy nie zapomnę, jak spojrzałeś w oczy me i powiedziałeś do mnie słowa te, że: śniadania nie jem, bo myślę o tobie, obiadu nie jem, bo myślę o tobie, kolacji nie jem, bo myślę o tobie, a w nocy nie śpię, bo chce mi sie jeść!” Podobne teksty pisze 99 proc. nastolatek, ale musiałyby mieć amputowane poczucie obciachu, by się nimi chwalić publicznie.
Wieloma nie najwyższych lotów tekstami może pochwalić się też Doda. Oprócz tych, które w niezbyt wyszukany sposób opowiadają o jej stosunku do siebie, świata i mężczyzn, najgorsze są te ujawniające liryczne ciągoty autorki – w nich najbardziej widać mizerię myśli. "Nigdy nie pomyślałam, że mnie spotka miłość, którą kochać chcę, tego któremu zabroniona ja i on mi też. Mój stróż widział to inaczej, ułożył piękną bajkę, w której już księciu jestem przeznaczona, ale ty nie jesteś nim, to nie jesteś ty (…) Wiem, że ty też masz królową, nigdy nie znałam bólu, jakim jest myśl, że ja nią być nie mogę, nasze bajki różnią się, lecz serce jedno jest" – to fragment piosenki „Dwie bajki”. Dość ciekawego porównania autorka użyła w piosence pt. „Fuck it”. „Czemu, kiedy jestem tutaj, nadal latasz jak Okęcie? – pyta „podmiot liryczny”. „Przesada, my jesteśmy na zakręcie, nie wyrabiam, my oznacza ja i ty i twoje pierdolnięcie” – kontynuuje. Trudno postawić kropkę, bo nie wiadomo, gdzie ta myśl się kończy.
W poszukiwaniu straconego sensu
W piosenkach jest miejsce zarówno na to, co bardzo konkretne, jak i na wyjątkowe abstrakcje. Tym, co ma spinać te dwie rzeczywistości, powinien być sens. Niestety, są hity, które nawet po przeanalizowaniu na chłodno nie dają jasnej odpowiedzi, o czym myślał autor. Bywa tak z przebojami Andrzeja Piasecznego i Marcina Rozynka. Słucha się ich całkiem miło, człowiek ma poczucie, że prawdopodobnie są o miłości – ale pewności nie ma. „I jeszcze wierzę w to, że zawsze jakaś jest raz lepsza, gorsza raz pogoda, nie zostawi nigdy mnie, a jeśli chcę się nią dzielić, to kiedy? – pyta Andrzej Piaseczny w piosence pt. „I jeszcze”. W innym swoim hicie śpiewa: „rysowane tobie w gazecie serce, godzinami czekanymi (!) ode mnie” – a słuchacz niezbyt zaznajomiony z meandrami Piaskowej liryki może godzinami zastanawiać się, co to właściwie oznacza. Bardziej czepliwi słuchacze mogą też pomyśleć, jakim cudem Piasek stworzył formę „czekanymi”, skoro czasownik nieprzechodni „czekać” formy takiej nie tworzy. Czy usprawiedliwia go to, że „poecie” wolno więcej?
Gabinet osobliwych twórców zamyka Marcin Rozynek, którego teksty, podobnie jak te autorstwa Andrzeja Piasecznego, zachowują pozory wykonania dużej pracy intelektualnej. Brawa jednak dla tego, kto rozszyfruje jego myśli: "I niech noc przykryje nas, jak końca świata świat, w obawie przed świtaniem". Co to znaczy? Trudno powiedzieć. „Za każdym razem, gdy jestem sam, jeśli w ogóle muszę być, przerasta chleb, puchną dni, zimne i blade jak ja i Ty” – to fragment piosenki pt. „Niewielki skrawek ziemi”. Piosenka „Grzyb” to już absolutnie wybitny przykład pseudopoetyckiego potoku pustosłowia.
Płakałem, gdy śpiewał Feel
Można mieć czasem wrażenie, że niektóre teksty mogły powstać w wyniku zażywania środków zmieniających świadomość. Jak inaczej wymyślić Aborygena, który tańczy na niebie, sępa miłości i orła cień – wiele osób pewnie zachodziło w głowę, jak ten cień mógł się „wzbijać do góry” (sic!). Ale konkurs na magiczne teksty zdecydowanie wygrywa Piotr Kupicha – konia z rzędem temu, kto wyjaśni, jakim cudem w pustej szklance są pomarańcze? „Jak anioła głos usłyszałem ją. Powiedziała patrz, tak to on. Na rozstaju dróg stoi dobry Bóg, on wskaże ci drogę. (…) Bo wolność jest dwa kroki stąd, niebo dziś oddaje to. Jestem tu i już mnie nie ma, zapytaj kogoś, jak trzeba” – nie daje za wygraną Piotr Kupicha, przyprawiając o łzy wokalistę zespołu Video, też niegrzeszącego dobrymi tekstami. „Lubię spać i zamglony mieć wzrok. Tracę czas, brzydkich dziewczyn mam dość. Nie umiem nic, nigdy nie było mi wstyd. Ostatni raz płakałem, gdy śpiewał Feel” – śpiewa dla odmiany zespół Video ustami Wojciecha Łuszczykiewicza.
Na polskim rynku jest wielu artystów, którzy śpiewają na podobną nutę, a i w warstwie tekstowej utrzymują jeden poziom – Volver, Pectus, Łzy czy Łukasz Zagrobelny to tylko nieliczni. Na uwagę zasługuje zespół Pectus ze swoimi stargetowanymi na nastolatki tekstami, a zwłaszcza pewien „wątek transplantologiczny” pojawiający się w piosence „To, co chciałbym ci dać”. „Myśli głęboko w sercu, gdy budzi je wiatr, zamykam oczy, które tak chciałbym ci dać…” Wystarczy przeanalizować kilka pierwszych z brzegu piosenek zespołu Pectus („Jeden moment”, „Duchy”, „Anioły”), aby nigdy nie dostać odpowiedzi, o czym w ogóle są te utwory. Co więcej, podobnie jak w przypadku Marcina Rozynka, potwierdzają, że losowy dobór słów naprawdę działa.
Tafli wodą i tęczą wstążki
Przesiąknięcie banałem to grzech główny wielu tekściarzy. Jednak czasem nawet tym nie najgorszym zdarzają się mniejsze i większe wypadki przy pracy. „Ja twoje włosy dotykałem ukradkiem, gdy zamyślona z pochyloną głową byłaś mi jak prześliczna nimfa, co się przegląda nad tafli wodą”. To fragment piosenki „W moim ogrodzie” zespołu Daab. Doskonale zna ją pokolenie dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków. Z pewnością są jednak tacy, którzy nigdy nie zadali sobie pytania, co to jest ta "tafli woda"? Chyba mniej więcej to samo, co „tęcza wstążki, kiedy deszcz” z piosenki Piotra Rubika.
Niektórym zdarza się też nie odrobić pracy domowej w zakresie gruntownego zbadania tematu. Zespół Myslovitz śpiewał o Peggy Brown w sukience z miękkiej tafty. Gdyby chcieć się przyczepić, to należy przypomnieć, że z definicji tafta to gęsta i sztywna tkanina szeleszcząca przy poruszaniu, niebędąca szczególnym okazem miękkości. Jednak tę małą nieznajomość niuansów z branży tekstylnej można Arturowi Rojkowi wybaczyć. Trudniej jednak wybaczyć istotne błędy językowe. „Czy mogę już skrzydła ubrać swe” – pyta wokalista zespołu PIN. Otóż nie, nie możesz, drogi artysto. Konstrukcja „ubierać skrzydła” jest niepoprawna, gdyż czasownik ubierać bez zwrotnego zaimka się oznacza czynność dotyczącą innej osoby lub przedmiotu. Podobny błąd występuje w bardzo wielu utworach, m.in. w piosence „Zdjęcia z wakacji” zespołu Łzy – wokalistka śpiewa, że ubierze najpiękniejszą sukienkę.
Wracając do twórczości Myslovitz – bardziej wyczulony słuchacz może odczuć zgrzyt logiczny, słuchając piosenki „Acidland”. „Nie poddaj się, bierz życie jakim jest” – śpiewał Artur Rojek. Po pierwsze – wiele osób razi owe „nie poddaj” i widzą tam raczej „nie poddawaj”. Po drugie – autor wydaje się sam sobie przeczyć. Z jednej strony sugeruje nam nieustannie walczyć, a z drugiej – brać życie, jakim jest. Po czym już po chwili śpiewa: „i ciągle szarp, i zmieniaj je”. Walczyć zatem i zmieniać, czy zostawić „jak Pan Bóg stworzył”? Trudno wyczuć.
Niezdecydowanie mamy też w piosence wybitnego wokalisty, jakim jest Mietek Szcześniak: „chyba nie wierzysz w to, co los za plecami ma i nie wierzysz, że to CHYBA NA PEWNO JA – śpiewa Mieczysław chyba na pewno Szcześniak. Podobnie Michał Wiśniewski – już mniej wybitny – nie wie, czy chciałaby być z nią na dłużej czy tylko przez jeden sezon: "Zawsze z tobą chciałbym być, przez cale lato” – wykrzykuje.
Spadnijmy w dół objęci w pół, otuleni liściem
W polskich piosenkach każdy „podmiot liryczny” nie może po prostu spadać. On musi spadać w dół. Tymczasem już w podstawówce uczą, że wyrażenie „spadać w dół”, podobnie jak „cofać się do tyłu”, to przykład niepoprawnej konstrukcji pleonastycznej. A jednak lodowcem spada w dół Edyta Górniak, De Mono ostrzega, że „nagle możesz zacząć spadać w dół” – chyba na wszelki wypadek, gdyby ten ktoś miał jednak zamiar spadać w górę. „Z każda chwilą spadam i spadam w dół” – śpiewa Natalia Lesz w piosence „Fall”. Ewelina Flinta wyśpiewuje: „nieuchronnie spadam w dół”, w niewątpliwie trudnej do logicznego ogarnięcia piosence pt. „Goniąc za cieniem”. „Czarne anioły ciągle spadają w dół” w piosence Kamila Bednarka. „Nie ma Cię, gdy moje życie spada w dół” – śpiewa Pezet w piosence „Spadam”. „Są chwile, gdy samotnie spadam w dół” – to już Peja w utworze „Pozwól mi żyć”. Kuba Badach wielokrotnie spada w dół w piosence… „W dół”. Dalej jest już tylko gorzej. „Spadam w dół bez zabezpieczenia – śpiewa Sweet Noise w utworze „Dzisiaj mnie kochasz jutro nienawidzisz”. Katalog dołów dopełnia radosna twórczość zespołu Happysad. "Kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze" – wyśpiewuje wokalista.
Outlook ExprESS, no messagES
Pośród wielu kosmicznych banałów i szeregu błędów językowych często zdarzają się transakcentacje, które – w przeciwieństwie do tych świadomie stosowanych przez wielkich twórców – nie są niestety zabiegiem celowym, któremu przyświeca określona konwencja piosenki, ale wynikają ze zwykłej niewiedzy bądź nieuwagi. W znanym hicie zespołu 2+1 pt. „Chodź pomaluj mój świat” we fragmencie: „kiedy NAsturcje na deszczu mokną (…) barwę POpiołu przybrały nieba” – niemiłosiernie rzuca się w uszy, że dwa słowa z całej piosenki: „nasturcje” i „popiołu” akcentowane są na pierwszej sylabie. Trudno powiedzieć, dlaczego. Rafał Brzozowski w piosence do serialu „Na dobre i na złe” śpiewa: „a gdyby tak O-szukać czas (…) a świat nie po-KA-zuje kart”. W obu czasownikach akcent pada nie dam gdzie trzeba, bo tak akurat pasowało wokaliście. Popisowymi transakcentacjami może się też pochwalić Mrozu w piosence „1000 metrów nad ziemią”. Mamy tu: „BAbilon”, „ANturaż” czy „LUnapark”.
Na początku swojej kariery szczęścia do piosenek zdecydowanie nie miała Ala Janosz. W utworze o jajecznicy, z rymami na poziomie wiersza z wczesnej podstawówki, śpiewa: „Outlook ExprESS, no messagES”, koszmarnie akcentując ostatnie sylaby tych dwóch słów, aby wpisać się w konwencję całej piosenki, zresztą wyjątkowo wyśmianej przez słuchaczy.
Zmorą wielu artystów bywa fakt, że pisząc tekst, muszą zmieścić określoną ilość sylab we fragmencie istniejącej już melodii. I tu pojawia się problem, bo twórca – najczęściej też wokalista w jednej osobie – wyprodukuje o jedną sylabę za dużo lub jakiejś sylaby mu braknie i musi nadrabiać interpretacją. Pokonanym przez nadprogramową sylabę został m.in. Marcin Miller z zespołu Boys. W piosence pt. „Figo Fago” śpiewa, że problemu „wogle” nie ma. Na „ó” zabrakło mu już miejsca, niestety.
Chcesz usłyszeć słowa? Sam je sobie wymyśl!
Z pisaniem jest jak ze śpiewaniem. Każdy może, ale nie każdy powinien. Niektórzy mogliby mieć wręcz ustawowy zakaz upubliczniania swoich dzieł. Co jednak zrobić z tymi, którzy za wszelką cenę chcą uskuteczniać swoje pisarskie zapędy? Nawiązując do twórczości Beaty Kozidrak, można zasugerować sprawdzony sposób pozwalający uniknąć oskarżenia o grafomanię. Jest nim szklanka wody. Należy jej zażyć nie przed rozpoczęciem pisania, i nie po jego zakończeniu – tylko zamiast.