
W czwartek tj. 28 września w miejscowości Zabierzów (woj. małopolskie) doszło do tragedii. Na terenie przedszkola utonął w studzience kanalizacyjnej 4-letni chłopiec. Gdy tylko opiekunki zauważyły nieobecność chłopca, powiadomiły służby. Ciało dziecka wyłowili strażacy, a po 40-minutowej reanimacji lekarz stwierdził jego zgon.
Zabierzów. Tylko jedna opiekunka miała wszystkie uprawnienia
Jak nieoficjalnie donosi RMF FM, 28 września 60 przedszkolaków pilnowały tylko dwie nauczycielki. Podczas kontroli miało się okazać, że tylko jedna z opiekunek na pięć pracujących ma wszystkie niezbędne do pracy z dziećmi uprawnienia.
Co więcej, plac zabaw, na którym bawiły się dzieci, nie miał pozwolenia na użytkowanie. Prawdopodobnie powstał "na dziko". Z kolei studzienka, w której utonął Mareczek, była jedynie przykryta przegniłą płytą paździerzową. W dniu tragedii załamała się pod ciężarem chłopca.
Do tej pory prokurator nie postawił nikomu zarzutów, ale prowadzone jest śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Wstrząśnięci tragedią mieszkańcy z kolei pytają, jak taki zbiornik mógł istnieć w takim miejscu i nikt o tym nie wiedział oraz kto jest odpowiedzialny za dopuszczenie placu zabaw do użytkowania.
Warszawa. Małe dziecko poraził prąd
Niedawno informowaliśmy w naTemat, że do podobnego zdarzenia z udziałem dziecka doszło na warszawskim Żoliborzu. Tam we wtorek tj. 5 września dziecko poraził prąd.
– Zgłoszenie wpłynęło do nas o godzinie 17:05. W jednym z mieszkań miało dojść do porażenia prądem trzylatka. Dziecko zostało zabrane do szpitala przez zespół medyczny. Z informacji, które otrzymaliśmy, dziecko miało być pod opieką matki – powiedziała wówczas "Super Expresowi" Gabriela Putyra z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
W piątek tj. 8 września dziecko – mimo wysiłków lekarzy – dziecko zmarło. Jak podała warszawska "Gazeta Wyborcza", trafiło ono do szpitala w stanie krytycznym.
Zobacz także