"Chciałabym dożyć setki, wtedy byłoby bardzo śmiesznie". Poznajcie Kikę Szaszkiewiczową, najstarszą blogerkę w Polsce
Michał Mańkowski
21 lutego 2013, 20:35·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 21 lutego 2013, 20:35
W wywiadach często wstawia się dopisek (śmiech), żeby lepiej oddać nastrój rozmowy. W tym przypadku tekst musiałby się składać z samych dopisków o śmiechu. Kika Szaszkiewiczowa jest najstarszą blogerką w Polsce, a może i na świecie. 4 marca kończy 96 lat, ale marzy się jej dożyć setki. – To będzie bardzo śmieszne – mówi seniorka, która w rozmowie z naTemat wraz z synami: Maciejem i Joachimem opowiada o blogowaniu w tak podeszłym wieku.
Reklama.
Dlaczego "Kika", a nie jak w dowodzie "Irena"?
A żebym ja to wiedziała. Wszyscy w rodzinie dociekali i też się nad tym zastanawiali, ale nawet rodzice nie potrafili odpowiedzieć. Nikt nigdy nie mówił do mnie Irena, zawsze tylko Kika. Mam tak od najwcześniejszego dzieciństwa i tak już zostało.
W takim razie, pani Kiko, kim pani jest?
Ooo, kim jestem, a to nie widać?
Lubię o to pytać swoich rozmówców. W końcu zawsze najlepiej pytać "u źródła".
Wie pan, to bardzo trudno powiedzieć, bo ja w swoim życiu miałam i na dobrą sprawę ciągle mam kilka różnych wcieleń zależnie od tego, gdzie mieszkałam i co robiłam. Niech pan sobie wybierze, które panu pasuje, bardzo proszę.
Które z nich lubi pani najbardziej?
Oj zdecydowanie najlepiej wspominam przedwojenną Kikę. W owym czasie byłam w końcu najmłodsza i najbardziej mi się wtedy podobało. To bardzo fajny okres mojego życia, jeździło się konno, na nartach, generalnie było co robić. Kawał życia, bo aż 40 lat, spędziłam też w Norwegii. Tamta Kika też jest całkiem sympatyczna.
Co robi na co dzień najstarsza blogerka w Polsce?
Jeśli tylko się da, wstaję możliwie późno, czyli na nogach jestem gdzieś tak koło południa, może trochę wcześniej. Całe życie jako pielęgniarka wstawałam do pracy na siódmą rano, teraz już nie muszę. Co dalej? Staram się bardzo dużo czytać, choć ostatnio coś z moimi oczami nie bardzo. Wśród książek bardzo dużo czasu poświęcam na pamiętniki. Starsi ludzie tak mają, że lubią czytać wspomnienia innych.
A wszystko jedno, byle były. Jak tylko jakieś się znajdą, to od razu się na nie rzucam.
Ma pani już prawie "setkę". Jak zdrówko?
Hoho! W porządku! Jeszcze nieraz się pewnie zobaczymy.
Przejdźmy do samego bloga, dlaczego zdecydowała się go pani założyć? To dość nietypowe dla osoby w tym wieku.
Kika: Dlatego, że co chwilę ktoś do mnie przylatywał i chciał ze mną porozmawiać. To jest dosyć uciążliwe, bo nie zawsze udawało się mnie złapać, albo po prostu nie miałam czasu. Ktoś poradził, żebym założyła takiego bloga i wtedy będę miała święty spokój.
Maciej: A przez tego bloga mamy teraz kolejną lawinę telefonów (śmiech).
Kika: Od telefonów i bloga człowiek nigdy się nie uwolni, takie czasy.
Kto wpadł na pomysł, żeby zacząć pisać bloga?
Maciej: To może ja wytłumaczę. Mama napisała książkę ze wspomnieniami, która rzeczywiście w niektórych kręgach wzbudziła zainteresowanie. Okazało się, że wielu osobom oraz rodzinie ciągle było mało tych opowieści. A trzeba przyznać, że mama ma co wspominać. Moja żona wymyśliła, że można stworzyć swojego rodzaju uzupełnienie tych książkowych wspomnień, ale zamiast kolejnej książki padł pomysł bloga. Wytłumaczyliśmy mamie, na czym ten blog polega… (śmiech Kiki)
Kika: Ja to nie miałam i ciągle nie mam zielonego pojęcia, co to w ogóle jest ten blog. Powiedzieli mi, że założymy coś takiego, gdzie będą moje wspomnienia. To trochę jak z telefonem, założyli mi na ścianie i mówią, że mogę sobie rozmawiać. A jak to działa? Tego nie wiem, tutaj mówisz, a tam leci. No, ale niech im będzie, założymy bloga.
W 2009 roku w wieku 97 lat zmarła w Hiszpanii staruszka, która twierdziła, że jest najstarszą blogerką na świecie świata. Maria Amelia Lopez, która mieszkała w nadmorskim domku w Galicii, zaczęła prowadzić bloga w 2007 roku. CZYTAJ WIĘCEJ
A teraz już wie pani, czym dokładnie jest blog?
Nie, nie wgłębiam się w to. Po co się tak męczyć, od tego są inni, którzy wiedzą, o co chodzi. Ja tylko im opowiadam.
Jak wygląda praca nad nowymi wpisami? Domyślam się, że pani Kika nie pisze sama?
Maciej: Od strony technicznej wygląda to tak, że trzy osoby w rodzinie oraz jeden przyjaciel, który pomaga przy blogu, prowadzą z mamą rozmowy na zadany temat. Czasami jest to temat uzupełniający książkę, a czasami w ogóle zupełnie inne wspomnienia. Mama od wielu lat opowiadała nam rozmaite rzeczy, dlatego często w trakcie rozmowy prosimy o rozwinięcie lub powtórzenie tych najciekawszych historii. Zdarza się też, że mama po prostu mówi: a słuchajcie, może jeszcze bym Wam opowiedziała o tym i o tym.
Kika: To idzie dosyć łatwo. Ktoś mnie pyta, co działo się np. w latach 40., wtedy wszystko mi się natychmiast przypomina i z automatu zaczynam opowiadać. Pan mnie pyta, ja panu opowiadam, co tylko pan chce. Tak to działa. Poza tym mi się cały czas przypominają różne historie, zajścia, zdarzenia i takie tam.
Maciej: My taką rozmowę spisujemy i umieszczamy na blogu. Można powiedzieć, że mama prowadzi bloga naszymi rękami. Ona sama nie jest w stanie tego robić, bo jedną rękę na zupełnie bezwładną.
Kika: Aj tam, no nie mam praktycznie jednej ręki, dlatego mam szalone trudności w jakimkolwiek pisaniu. A do tego najlepiej mieć obie ręce.
Pani Kika rzuca jeszcze okiem na ostateczną wersję przed publikacją?
Maciej: Oczywiście. My to spisujemy i dajemy jej do zweryfikowania, uzupełnienia lub wprowadzenia poprawek. Znajomy nagrywa rozmowę dyktafonem, ja wysłuchuję i zaraz potem siadam do pisania tekstu, a żona robi szczegółowe notatki w trakcie rozmów. Ile osób, tyle technik. Staramy się, żeby to były takie zwarte opowieści, które pasują na bloga.
Zdarza się pani surfować po internecie lub czytać komentarze?
Kika: To dla mnie za trudna kombinacja. Jak jest coś wyjątkowo ciekawego, to mnie wołają i pokazują, albo drukują większą czcionką. Wtedy mogę przeczytać sobie wszystko na spokojnie.
Codziennie nagrywacie i spisujecie rozmowę?
Maciej: Nie, staramy się raczej doprowadzić do takiego cotygodniowego cyklu.
Jedna rozmowa to jeden wpis czy od razu pracujecie nad kilkoma?
Kika: Zależy, ile kto ma czasu, generalnie piszemy na bieżąco, ale czasami robimy trochę zapasowych notatek, które czekają w kolejce. Bywa różnie, zależy o ilu rzeczach rozmawiamy.
Maciej: Raczej staramy się pisać mniej, ale konkretnie. Jeżeli coś się rozciągnie, to dopiero wtedy dzielimy na kilka porcji.
Kika: A tak w ogóle ile pan ma lat?
Dwadzieścia cztery.
O Matko Boska, a wygląda pan na 12, ale niech się pan nie martwi, jeszcze będzie wyglądał pan staro.
(śmiech) Komentarze na temat pani bloga są niesamowicie pozytywne. Spodziewaliście się takiego odzewu, nie mieliście żadnych obaw?
Kika: Na razie cała Polska cieszy się z tego bloga, ale z czasem im się to znudzi i odechce czytać, wtedy spadnie zainteresowanie. Ale w życiu nie spodziewałam się, że blog będzie aż tak popularny i spotka się z tak miłym odbiorem.
Maciej: To było dla nas sporym zaskoczeniem. Kiedy patrzę na komentarze, wydaje mi się, że ludzi pociąga głód wiedzy o dawnych czasach.
Kika: Ja myślę, że jestem po prostu taką dziwną nowością na blogach. Z czasem się do mnie przyzwyczają i całe zainteresowanie minie.
"Moje pierwsze sto lat" – świetna nazwa. Kto na nią wpadł?
Kika: Chciałam, żeby właśnie tak nazywała się moja książka. Niestety wydawnictwo się nie zgodziło, więc wykorzystaliśmy ten pomysł na blogu.
Jestem pod wielkim wrażeniem charyzmy i osobowości pani Kiki. Nie myśleliście, żeby założyć vloga?
Kika: Żeby cooo?
Maciej: No może jest to jakiś pomysł na przyszłość.
Kika: Żeby cooo?
Maciej: Taka inna forma kontaktu z internautami, w której nagrywalibyśmy filmy z Twoimi opowieściami.
Kika: Niech pan tu lepiej przyjdzie, to dopiero bym panu historii naopowiadała, a nie tkwi pan w tej Warszawie. Ja sama bym przyjechała, ale to dla mnie trochę za duża wyprawa. Myślę, jak tu pana wydobyć, może jakiś sprytny telegram wyślę.
Pani Kiko, jakim cudem ani na chwilę nie opuszcza pani dobry humor?
I na pewno nie opuści mnie do samego końca.
Jak pani robi to, że tak dokładnie wszystko pamięta?
Pamiętam wszystko, bo jestem wesoła.
A dlaczego jest pani wesoła?
Kika: A to już nie wiem, tak zostało mi chyba od dziecka. Taka się pewnie ulęgłam.
Maciej: Mamę od zawsze przez życie prowadziła wielka pogoda ducha. Ta jej niespotykana sprawność intelektualna i pamięć jest imponująca. Wydaje mi się, że to naprawdę wyjątek.
Kika: Ale nie mam kończyny (śmiech). Ten mój humor na pewno w dużym stopniu trzyma mnie przy życiu. Pamiętam, że za czasów okupacji, gdzie często były trudne sytuacje, zawsze wpadała mi do głowy jakaś odpowiedź. Nigdy nie przygotowywałam się naprzód.
Joachim (drugi syn): Ma rewelacyjne riposty, to się w głowie nie mieści. Dosłownie, jakby ciąć mieczem. Przez 40 lat mieszkaliśmy razem w Norwegii i zawsze ciągle się coś działo. Mama była tam naprawdę znana, wytwarzała wokół siebie całe życie. Nie można się było nudzić w jej towarzystwie.
Jest jakaś historia, która wyjątkowo utkwiła pani w pamięci?
Kika: Nie, raczej nie. Mam ich naprawdę bardzo dużo, ale w kontekście tych ripost pamiętam jedną fajną. Dostałam zadanie od AK, żeby zamówić po kilkanaście litrów kwasu azotowego i kwasu siarkowego. Pytałam się po co, ale oni trzymali gęby na kłódkę. Potem się dowiedziałam, że wlewali go do silników, żeby zepsuć samoloty. Zorganizowanie siarkowego to jeszcze pół biedy, trudniej było z azotowym. Poszłam do wielkiego sklepu jak na ścięcie, bo co ja powiem, jak mnie spytają do czego mi to. Na początku szło łatwo, ładowaliśmy kwas do furmanki, a nagle ekspedient wypalił: a do czego pani tyle kwasu.
Wtedy, o rany, zamarłam. I nagle przypomniało mi się, że córki właściciela tego sklepu chciały przychodzić pograć na korcie tenisowym przy moim domu. Skojarzyłam te fakty i powiedziałam mu, że córki jego szefa chcą grać u nas w tenisa, ale kort strasznie zarósł i tylko kwasem uda usunąć się całe zielsko. Podziałało.
Joachim: Ostatnio staram się przypomnieć mamie jedną historię z czasów okupacji, którą kiedyś nam opowiadała, ale wyjątkowo nie może sobie jej przypomnieć.
Przez 40 lat mieszkała pani w Norwegii. Nie tęskni pani?
Wie pan co, tak szczerze to ja nawet za Polską nie tęskniłam. Takie odczucia są mi raczej obce. Oczywiście bardzo chętnie tu przyjeżdżałam i tak samo chętnie odwiedziłabym teraz Norwegię, ale tęsknota za krajem jest mi zupełnie obca. Za czym mam tęsknić? Za swoją osobą w tym kraju? To nie dla mnie.
Pani Kiko, ma pani jeszcze jakieś marzenia?
Marzenia? Akurat 4 marca mam 96. urodziny, więc chciałabym dożyć jeszcze cztery lata do tej setki. Myślę, że to będzie bardzo śmieszne.
Bloga Kiki Szaszkiewiczowej możesz przeczytać tutaj.
Wdzięczna jestem losowi, że tak wspaniale mnie doświadczył, że spotkałam tak wielu dobrych ludzi, że tak łagodnie mnie potraktował, że tak wiele mi zafundował fascynujących przeżyć.
Teraz od kilku lat mieszkam w Krakowie, u syna Maćka i jego rodziny. I wspominam … CZYTAJ WIĘCEJ