W jednej z zagranicznych recenzji "Zagłada domu Usherów" została porównana do "Sukcesji". Słusznie, ponieważ też skupia się na toksycznej rodzinie, która do majątku doszła dyskusyjnymi środkami. Niesłusznie, bo w porównaniu z serialem HBO jedynie ślizga się po powierzchni bagna, o którym opowiada, zamiast dać w nie solidnego nura.
Ocena redakcji:
3.5/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rodzeństwo Roderick (Bruce Greenwood) i Madeline Usher (Mary McDonnell) są potentatami olbrzymiego koncernu farmaceutycznego, który zyski czerpie głównie dzięki Ligodonowi, niezwykle skutecznemu przeciwbólowemu opioidowi.
Roderick doczekał się licznego potomstwa, bez skrupułów korzystającego z owoców pracy swojego ojca i ciotki oraz idących za nimi przywilejów. Wkrótce Usherów zaczyna jednak dotykać tragedia za tragedią, a liczba członków rodziny spada w nienaturalnym tempie.
Nestorowie rodu oraz ich wierny prawnik Arthur Pym (Mark Hamill) odkrywają, że z przerażającymi zgonami Usherów może mieć związek pewna tajemnicza kobieta (Carla Gugino).
"Zagłada domu Usherów" to bodaj jedno z najsłynniejszych opowiadań Edgara Allana Poe – amerykańskiego pisarza i poety, przedstawiciela tak zwanego czarnego romantyzmu oraz bezdyskusyjnie jednego z mistrzów literackiej grozy.
Choć tytuł najnowszego (i warto dodać ostatniego zrealizowanego dla Netfliksa) serialu Mike'a Flanagana mógłby wskazywać inaczej, wcale nie jest on jedynie uwspółcześnioną adaptacją rzeczonej noweli pochodzącej ze zbioru "Opowieści miłosne, groteski i makabreski" (w Polsce wydanego nakładem wydawnictwa Vesper).
W rzeczywistości serial czerpie bowiem inspiracje także z innych dzieł Poego, w tym jego poezji ("Kruk", "Annabel Lee") oraz innych opowiadań ("Złoty żuk", "Studnia i wahadło").
Flanagan korzysta z nich wielorako: wprowadzając charakterystyczne dla twórczości amerykańskiego pisarza motywy (jednym z nich jest obłęd) oraz ikonografię (np. karnawałowe maski), niemal literalnie przenosząc ich fragmenty na ekran (np. w scenie śmierci jednej z postaci) czy w formie tak zwanych easter eggów (m.in. nadając bohaterom imiona zaczerpnięte z dzieł Poego).
Czy w tym charakterystycznym dla reżysera (postmodernistycznym) szaleństwie udało mu się znaleźć metodę i tym razem?
Edgar Allan Poe (aka Logan Roy) w czasach kryzysu opioidowego
Tak jak zasygnalizowałam już wcześniej, "Zagłada domu Usherów" budzi natychmiastowe skojarzenia z "Sukcesją". Tak wiele, że aż momentami przyprawia o niesmak, gdyż nie tylko spora część bohaterów i bohaterek zdaje się być lustrzanym odbiciem tych z serialu HBO, ale nawet niektóre relacje pomiędzy nimi zostały metodą bałwochwalczej transplantacji przeniesione do produkcji Netfliksa.
Ponadto serial podejmuje modny w ostatnim czasie temat kryzysu opioidowego w USA i choć nie znika on z afisza, w tej kwestii pada jedynie kilka interesujących wymian zdań. Trudno nie odnieść wrażenia, że ta jednak mimo wszystko ważka kwestia zostaje przez reżysera eksploatowana jedynie dla uciechy widzów i dodania fabule pozornej głębi.
Oglądanie serialu Flanagana (przynajmniej pod kątem tych dwóch wątków) przypomina więc nieco obcowanie z wybrakowanym produktem telewizji jakościowej, gdyż temat toksycznych relacji rodzinnych w domu bogaczy zdecydowanie lepiej analizuje produkcja HBO, a problematykę epidemii zażywania opiatów zgłębia mniej naskórkowo chociażby nagrodzona Złotym Globem i nagrodami Emmy "Lekomania" z Michaelem Keatonem.
Wprowadzenie tematyki kryzysu opioidowego do serialu inspirowanego twórczością Poego nie jest jednak przypadkowe, co każe na tę decyzję fabularną spojrzeć nieco inaczej. Nie jest bowiem tajemnicą, iż żyjący na początku XIX wieku poeta i nowelista borykał się z niczym innym, jak właśnie z uzależnieniem od opium.
Można uznać, że to nic nieznaczący smaczek, ale takich kąsków w serialu Flanagana (o czym wspomniałam wcześniej) można odnaleźć więcej, co mimo wszystko wpływa na przyjemność płynącą z jego konsumpcji.
Czy ostatni serial Mike'a Flanagana dla Netfliksa jest udany?
Pomimo ciekawie wykorzystanych tropów z twórczości Poego, które sprawią radość fanom szeroko rozumianego horroru, "Zagłada domu Usherów" to niestety dość generyczna w duchu faustowskim historia o podpisaniu cyrografu z diabłem na szkielecie greckiej tragedii.
Nie oczekujcie więc niespodzianek w trakcie seansu czy trzęsienia ziemi w finale, jednak jeśli skupicie się na chłonięciu atmosfery narastającego szaleństwa (świetnie wykreowanej m.in. scenami pogrążania się w paranoi bohaterów i bohaterek), z dużym prawdopodobieństwem nie oderwiecie się od ekranu.
Pod adresem najnowszego serialu grozy Netfliksa padają zarzuty, na jakie żaden horror pozwolić sobie nie może, a mianowicie, że "nie straszy". Osobiście cieszę się, że po ubiegłorocznym naszpikowanym jump scenami "Klubie północnym" Flanagan postawił na subtelniejszą grozę i nie straszy diabłem wyskakującym z hukiem z pudełka, a wprawia widzów w nieustający niepokój.
Serial stoi na przyzwoitym poziomie także aktorsko, a z całej gromadki barwnych bohaterów na wyróżnienie z pewnością zasługuje odtwórca głównej roli, czyli Bruce Greenwood. Nie przestrzelcie jednak z oczekiwaniami – do kreacji Logana Roya granego przez Briana Coxa w "Sukcesji" jednak mu daleko.
"Zagłada domu Usherów" stoi na naprawdę solidnych nogach pod kątem realizacji (pracy kamery, kostiumów, scenografii czy oświetlenia), a kreatywność, z jaką motywy z twórczości Poego zostały wplecione w materię dziejącej się współcześnie fabuły, potrafi dać radochę.
Jednak pod tymi postmodernistycznymi zabawami i przyzwoitymi technikaliami kryje się niestety niezwykle mało treści. Nie zrozumcie mnie źle – nie każdy serial musi urzekać historią na miarę Szekspira, ale w tym przypadku bolą obietnice głębi, które nie zostają spełnione.
A boli to tym bardziej, że Flanagan potrafi połączyć gatunkową rozrywkę z psychologiczną głębią, co najlepiej udało mu się chyba w pierwszej zrealizowanej dla Netfliksa produkcji, czyli "Nawiedzonym domu na wzgórzu" na podstawie klasycznej powieści Shirley Jackson o tym samym tytule.
Zgaduję, że pamięć widzów o ostatniej (przynajmniej póki co) produkcji Flanagana dla Netfliksa raczej szybko ulegnie zagładzie, jak tytułowy ród i dom Usherów, który w finale składa się jak domek z kart zgodnie z literackim oryginałem.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.