– W następnym tygodniu prezydent zaprosi do siebie po kolei wszystkie komitety na konsultacje ws. pierwszego kroku dotyczącego powołania nowego rządu – zapowiedział w czwartek rano Marcin Mastalerek, społeczny doradca Andrzeja Dudy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiadomo, co zrobi Duda ws. powołania rządu. "Dziś wyjdą zaproszenia"
– Dziś wyjdą zaproszenia z Kancelarii Prezydenta i zaczną się rozmowy. Będą oddzielnie zapraszani przedstawiciele poszczególnych komitetów – zapowiedział w czwartek rano Marcin Mastalerek w Radiu ZET.
– Może przyjść więcej osób z jednego komitetu. Będą to oddzielne spotkania. Od tych, którzy zwyciężyli, do tych, którzy zdobyli gorszy wynik – dodał.
Na pytanie prowadzącego, czy prezydent spotka się także z Donaldem Tuskiem, społeczny doradca Dudy odparł: – Jeśli przyjdzie, to oczywiście. Prezydent Duda nie ma problemów z Donaldem Tuskiem.
Mastalerek zaznaczył, że do 14 listopada potrwa kadencja obecnego Sejmu i "nie ma żadnego powodu, by posłom tę kadencję skracać". – Najpierw odbędą się konsultacje, rozmowy, usłyszymy od komitetów, co mają do powiedzenia i wtedy zostaną podjęte decyzje. Rozumiem nerwowość przewodniczącego i premiera Tuska. Wie, że im więcej czasu minie od wyborów, tym entuzjazm jest mniejszy – powiedział.
Prezydenckie zaproszenie na konsultacje skomentował już m.in. Piotr Zgorzelski z PSL. – To jest strata czasu, mielenie tych wszystkich opowieści o tym, że trzeba wykonać trzy kroki konstytucyjne – powiedział wicemarszałek Sejmu w Polsat News.
– Jeżeli prezydent ma świadomość, że nie żyjemy gdzieś na Księżycu, że jest już tak naprawdę większość konstytucyjna zbudowana z trzech ugrupowań, to nie ma co kręcić piruetów, tylko zaprosić tych, co mają zdolność do tworzenia większości – stwierdził.
– Spiskowe teorie. Nie było mowy o tym, mogę dać słowo harcerza. A wiem, bo byłem na tym spotkaniu. Normalnie nie powinno się mówić, o czym ono było, bo było to normalne spotkanie umówione dużo wcześniej przed wyborami, ale zrobię wyjątek: dotyczyło ono priorytetów polskiej prezydencji – przekonywał współpracownik prezydenta.
I dodał: – Rozmawiano o tym, bo jest to dopinane organizacyjnie i formalnie o tym, co Andrzej Duda powiedział prezydentowi Joe Bidenowi, że priorytetem polskiej prezydencji będą USA. Chcemy zacieśniać relacje ze Stanami Zjednoczonymi.
Kiedy nowy rząd?
Jak informowaliśmy w naTemat, we wtorek prezydencka minister Małgorzata Paprocka powiedziała w Programie Trzecim Polskiego Radia, iż "wszystko wskazuje na to, że do powołania rządu dojdzie w pierwszym lub w drugim kroku".
Odnosząc się do terminu ewentualnego powołania rządu tworzonego przez obecne partie opozycyjne, powiedziała, że w Konstytucji są precyzyjnie określone terminy iprocedury. – W ostatnich latach tylko raz doszło do powołania rządu dopiero w tzw. trzecim kroku, to był rząd pana premiera Belki w 2004 roku – stwierdziła.
W Konstytucji znajdują się trzy możliwe kroki wyłonienia nowego rządu. W pierwszym to prezydent desygnuje premiera, ale zaproponowany przez niego rząd, aby uzyskać wotum zaufania, musi zdobyć poparcie bezwzględnej większości w Sejmie. A tej PiS nie ma, ponieważ będzie dysponował w parlamencie 194 mandatami.
Jeśli ta próba zakończyłaby się niepowodzeniem, inicjatywę przejmuje Sejm. Wówczas premier i rząd potrzebują bezwzględnej większości głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Gdyby w tej sytuacji nie udało się powołać rządu, inicjatywa wraca do prezydenta, a do wotum zaufania potrzebna jest wtedy zwykła większość.
Do tej sprawy Paprocka odniosła się także w środę w Programie I Polskiego Radia. Jak mówiła, "sytuacja, z którą mamy do czynienia w tej chwili, jest o tyle specyficzna, że Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory", natomiast wolę sformułowania rządu zgłaszają trzy ugrupowania, które "nie startowały jako formalna koalicja i zajęły odpowiednio drugie, trzecie i czwarte miejsce".
– I to nie jest taka naturalna sprawa, bo mamy do czynienia z koalicją na poziomie pewnych deklaracji liderów politycznych, a nie formalną koalicją w rozumieniu prawa wyborczego. Gdyby te partie startowały jako koalicja z jednej listy, to sytuacja dzisiaj wyglądałyby inaczej – stwierdziła.