– Wszyscy to przeżywają. Całe przedszkole. Mieszkańcy. Rano jechałem do pracy tramwajem, słyszałem, jak ludzie o tym rozmawiają. To jest potworna tragedia, niespotykana, wstrząsnęła całą społecznością. Każdy wewnętrznie to przeżywa – reaguje w rozmowie z naTemat Mariusz Wiśniewski, wiceprezydent Poznania. Sam ma 4-letnią córkę, która chodzi do przedszkola. – Człowiek jest w stanie zrozumieć ból rodziców. To jest niewyobrażalne, co czują – mówi. Miasto otoczyło przedszkole i rodziców opieką psychologów. Atak nożownika na 5-letniego Maurycego widziało dziesięcioro przedszkolaków.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tragedia wydarzyła się w środę 18 października ok. godz. 10:00 przy ulicy Karwowskiego w Poznaniu. 71-letni Zbysław C. rzucił się na grupę przedszkolaków i zaatakował nożem 5-letniego Maurycego. Dziecko zmarło w szpitalu.
– Takiej sytuacji nie było nigdy. Wszyscy są wstrząśnięci. Jest olbrzymia solidarność całego środowiska oświatowego z przedszkolem nr 48 – mówinam wiceprezydent Poznania Mariusz Wiśniewski
W grupie było 11 dzieci. Miasto zorganizowało pomoc psychologiczną dla dzieci, rodziców i nauczycielek przedszkola
– Psycholodzy będą tam przez najbliższe dni albo tygodnie. Tak długo, jak pomoc będzie potrzebna – opowiada nam Wiesław Banaś, dyrektor Wydziału Oświaty.
– Lekarze są wstrząśnięci. Sami podkreślali, że nawet gdyby operację przeprowadzili na miejscu, na ulicy, to te rany były tak potworne, że dziecko było nie do uratowania – przyznaje.
Po tragedii wiceprezydent Mariusz Wiśniewski spotkał się z zespołem doradczym w Urzędzie Miasta, w którym są przedstawiciele wszystkich typów szkół, również przedszkoli.
– Rozmawialiśmy o tym, że nikt nie pamięta sytuacji – a są to również osoby, które pracują w środowisku przedszkolnym po kilkadziesiąt lat – żeby odnotowano jakikolwiek atak na dzieci przedszkolne, idące w grupie, na wycieczkę. Takiej sytuacji nie było nigdy. Wszyscy są wstrząśnięci. Jest olbrzymia solidarność całego środowiska oświatowego z przedszkolem nr 48. Wiem, że dyrektorki innych przedszkoli kontaktowały się z panią dyrektor, okazywały wsparcie – mówi naTemat.
Wiceprezydent Poznania relacjonuje:
Dodaje, że jest pełen uznania dla jej zachowania, bo też uczestniczyła w akcji ratowniczej.
– Należy podziękować też pracownikom firmy Remondis i policjantce po służbie, którzy pomogli zatrzymać sprawcę – mówi wiceprezydent.
"Nie były w stanie nic zrobić"
Tragedia wydarzyła się w środę 18 października około godziny 10:00 przy ulicy Karwowskiego, tuż przed skrzyżowaniem z ul. Łukaszewicza. 71-letni mężczyzna Zbysław C. rzucił się na grupkę przedszkolaków, które pod opieką dwóch nauczycielek zmierzały na pocztę, by wysłać pocztówki z okazji Dnia Listonosza.
– Zgodnie z przepisami były dwie nauczycielki. Nic nie były w stanie zrobić. Nikt z nas, ani pani, ani ja, ktokolwiek z nas byłby tam na miejscu, nie byłby w stanie nic zrobić. To są ułamki sekund. To jest zaskoczenie. Ktoś uderza kogoś nożem. I nie ma mocnych – mówi wiceprezydent Poznania.
Grupa liczyła 11 dzieci.
– Dzieci wyszły z przedszkola o godz. 9.30. Wszystkie sprawy związane z bezpieczeństwem zostały zachowane. Wszystko było tak, jak powinno być. I nagle spotyka się na drodze kogoś, kto nie wie, co robi. Gdyby do zdarzenia doszło na terenie przedszkola, można by wtedy było sądzić, że nie zostały zachowane procedury i szukać winnych. Tu winny jest ten, który dopuścił się tego czynu – mówi naTemat Wiesław Banaś, zastępca dyrektora Wydziału Oświaty poznańskiego urzędu.
Znicze na miejscu tragedii
Na miejscu tragedii płoną znicze. Ludzie przynoszą pluszaki. O tym, co się wydarzyło, nikt z okolicznych lokali nie chce rozmawiać. Przynajmniej przez telefon. Jedna z kobiet mówi tylko, że wszyscy w okolicy są zdruzgotani. Ale już chyba zmęczeni, bo co chwila ktoś przychodzi i pyta o tragedię.
Ktoś inny: – Dziennikarze czatowali wczoraj przy przedszkolu, żeby kogoś zaatakować aparatem, czy zapytać. Było mnóstwo dziennikarzy. Różne ekipy czatowały i przed przedszkolem, i na miejscu zdarzenia. A to bardzo delikatna sprawa, szczególnie dla rodziców.
I jeszcze taki głos z Poznania: – Słyszę od młodych mam bardzo dużo emocji. Pojawił się strach i niepokój. Wyobraźnia działa. Każdy zaczął myśleć, że to mogło przydarzyć się każdemu. Jednocześnie w mieście są bardzo szczelne informacje o 5-letnim Maurycym i jego rodzinie. Myślę, że wiele osób stara się uszanować intymność tej sytuacji rodzinnej. To potworna tragedia tego dziecka, jego rodziców i całej rodziny. Ale też wielka trauma na przyszłe lata dla dzieci, które to wszystko widziały.
Według relacji świadka zdarzenia, które pojawiło się w mediach, dzieci zaczęły płakać. "Początkowo nie połączyłam faktów, że mógł je zaatakować. Pomyślałam, że płaczą, bo widzą, jak policja kogoś aresztuje" – relacjonowała Jessica Plecha.
Miasto organizuje pomoc psychologiczną
W czwartek 19 października przedszkole pracowało jak co dzień. Tu również nikt nie chciał o tragedii rozmawiać. Ale dzieci, jak słyszymy, było mniej niż normalnie. Dla wszystkich – dzieci, rodziców, nauczycielek – miasto zorganizowało pomoc psychologiczną.
– Od wczoraj w przedszkolu działają psycholodzy, którzy wspierają dzieci, rodziców, nauczycieli. Będą tam przez najbliższe dni albo tygodnie. Tak długo, jak pomoc będzie potrzebna. Dla każdego, kto miał z tym zdarzeniem kontakt, jest to sytuacja traumatyczna. To jest ogromny smutek. Jestem w stałym kontakcie z panią dyrektor i dyrektorem poradni psychologiczno-pedagogicznej, który organizuje tę pomoc i wiem, że pomoc psychologiczno-pedagogiczna jest tam bardzo potrzebna – mówi dyr. Wiesław Banaś.
W mediach społecznościowych obserwuje ogromne wsparcie, jakie płynie dla poznańskiego przedszkola z różnych miast Polski.
Wiesław Banaś: – Jest ogrom wsparcia, ale żałobę trzeba przejść. Stało się. Życia już temu chłopcu nie przywrócimy.
"Musimy pomóc rodzicom, dzieciom, nauczycielkom"
Jak wygląda pomoc psychologiczna?
– Wszyscy byli przekonani, że czwartek to będzie najgorszy dzień, zwłaszcza o poranku. Do pomocy została skierowana nasza Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna przy ul. Słowackiego w Poznaniu, która obsługuje ten rejon miasta. Od rana są tam panie psycholożki. Jeśli będzie potrzeba, do pomocy włączy się jeszcze jedna poradnia, po sąsiedzku – mówi wiceprezydent.
Wydarzenia w innych przedszkolach, festyny, zabawy, które miały odbyć się w najbliższych dniach – jak mówi – pozostawiono decyzjom dyrekcji poszczególnych placówek.
– Z relacji policjantów wynika, że ten mężczyzna w pewnych momentach wypowiadał się dosyć logicznie. Mówił np., żeby go puścić, że on nic złego nie zrobił. Ale były też momenty takie, w których wypowiadał się zupełnie bezsensownie. Na pewno lekarze oraz prokuratorzy, którzy oceniają tę całą sytuację, będą to musieli wziąć pod uwagę. Będzie się to prawdopodobnie wiązać w przyszłości z badaniami psychologicznymi, psychiatrycznymi – tak mówił w "Rozmowie dnia" naTemat rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu mł. insp. Andrzej Borowiak.
– Jeśli mogą być jakieś wnioski po tej tragedii, to przede wszystkim apel do wszystkich nas. Żeby nie było znieczulicy. Że jeśli jesteśmy świadkami zachowań, które wykraczają poza jakąś normę, np. gdy ktoś się dziwnie zachowuje na ulicy, ktoś zaczepia dzieci, ktoś bije dziecko za ścianą, to musimy to zgłaszać. Reagujmy! – mówi wiceprezydent Poznania.
– Jak czytam dziś, że ten człowiek chodził po rynku, krzyczał. Pytam więc: Gdzie byli ludzie? Dlaczego nikt nie zgłosił tego na policję? To jest przerażające – dodaje.
Ta tragedia, jak uważa, może też być sygnałem dla niektórych rodziców.
– Niektórzy zżymają się, że panie dyrektorki przedszkoli za bardzo rygorystycznie podchodzą do pewnych zasad. A ja mówię: w sprawie bezpieczeństwa dzieci nie ma konsultacji społecznych. Jest decyzja dyrekcji – podkreśla wiceprezydent Poznania.
Co ma na myśli? Wspomina skargę na jedno z przedszkoli i dyskusję na Radzie Miasta o tym, że pani dyrektor nie wpuszcza rodziców na teren przedszkola, poza szatnię.
– A ja mówię: I bardzo dobrze! Rodzice nie powinni chodzić po przedszkolu, bo to też jest potencjalne stwarzanie możliwości, że ktoś niepożądany wejdzie do przedszkola. To są rzeczy, które my – jako społeczeństwo – nie zawsze dostrzegamy przed szkodą. Słyszę czasem: "Panie, tu nigdy nic się nie stało, tu nikt nikogo nie potrącił, po co zakładacie słupki przy przejściu dla pieszych?". Odpowiadam: "Ale kiedyś może się zdarzyć ten pierwszy raz. I ktoś potrąci dziecko" – dzieli się doświadczeniami Mariusz Wiśniewski.
I jeszcze raz apeluje: – Na Łazarzu stała się straszna tragedia. Nikt już temu dziecku życia nie zwróci. To olbrzymia tragedia dla rodziców. Cały czas będziemy starali się pomóc psychologicznie przedszkolu i rodzicom. Ale apeluję: musimy reagować, jeśli widzimy jakieś odchylenia zachowań kogoś w przestrzeni publicznej albo w zaciszu domowym. Żeby uniknąć innych tragedii.
Wszystkie podchodzą do tego bardzo osobiście. Każda z tych osób zdaje sobie sprawę, że ta tragedia mogła wydarzyć się wszędzie. Przeżywają ją tak, jakby dotknęła ich. Wszyscy są w emocjach. Rozmawiałem z panią dyrektor. Wszyscy są wstrząśnięci. Całe przedszkole to przeżywa. Myślę, że teraz jeszcze działa adrenalina, jeszcze w pełni nie do końca dociera do wszystkich, co się stało. Jest bardzo wdzięczna za wsparcie całego środowiska. Że nie są sami.
Mariusz Wiśniewski
wiceprezydent Poznania
Musimy pomóc rodzicom, nauczycielkom przedszkola i dzieciom. Stosownie do wieku pedagodzy i psycholodzy będą starali się im to wyjaśnić. Pan dyrektor poradni powiedział, że pierwsze dni po tragedii będą kluczowe. Szczególna pomoc potrzebna jest dwóm nauczycielkom, które były z dziećmi. To jest dla nich tragedia.
Mariusz Wiśniewski
wiceprezydent Poznania
Sam tydzień temu byłem świadkiem, jak jakiś mężczyzna na przystanku zachowuje się dziwnie, kopie ławki, próbuje zaczepiać ludzi. Zadzwoniłem na policję, przekazałem informację, powiedziałem, w którym kierunku odszedł. Bo może ten mężczyzna nie wyrządził krzywdy nikomu na przystanku. Ale pół kilometra dalej może zrobić coś złego.