Bartłomiej M. jest byłym aktorem, w przeszłości dwa razy startował też z list PiS w wyborach. Mężczyzna został oskarżony o popełnienie dziewięciu gwałtów, w tym czterech na małoletniej poniżej 15. roku życia. Okazuje się, że w procesie pojawiły się komplikacje – chodzi o płyty, na których znajdują się zeznania pokrzywdzonych kobiet.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O sprawie pisze Radio ZET. Dziennikarze Radosław Gruca i Mariusz Gierszewski ustalili, że niektóre płyty z nagraniami zeznań pokrzywdzonych nie działają prawidłowo. Pełnomocniczka jednej z kobiet mówi wręcz o "kolejnym z serii dziwnych zdarzeń w tym procesie".
Bartłomiej M. oskarżony o gwałty. Proces toczy się z problemami
Przypomnijmy, proces Bartłomieja M. ruszył pod koniec listopada 2022 roku przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Mężczyzna usłyszał 14 zarzutów o popełnienie przestępstw przeciwko wolności seksualnej, w tym o gwałty na nieletnich. Jak jednak przypomina rozgłośnia, decyzją sędziego prowadzącego sprawę proces rozpoczął się od nowa.
Jak ustaliło Radio ZET, powodem była zmiana składu orzekającego. "Zasiadająca w składzie ławniczka poprosiła o zwolnienie z obecności na rozprawach przez okres około dwóch miesięcy" – czytamy. Pierwsza rozprawa po tej decyzji odbyła się 10 października. Oskarżony odpowiada przed sądem z wolnej stopy.
Teraz okazuje się, że dwie płyty DVD z zapisem zeznań pokrzywdzonych nie działają prawidłowo. Informację o tym, że podczas odtwarzania nagrań pojawiły się problemy, potwierdziła dziennikarzom Mirosława Chyr, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie.
"W odniesieniu do jednej z płyt DVD z nagraniem przesłuchania świadka ujawniły się problemy techniczne w zakresie odtworzenia w całości plików multimedialnych. Jakość nagrania przesłuchania świadka na dwóch płytach DVD utrudnia natomiast zrozumienie wypowiedzi uczestników czynności" – przekazała Chyr.
Głos zabrała też mecenas Marta Lech, pełnomocniczka jednej z pokrzywdzonych. – Uszkodzone płyty to kolejne z serii dziwnych zdarzeń w tym procesie. Ich wspólnym mianownikiem jest to, że mogą poprawiać ciężką sytuację procesową Bartłomieja M. – powiedziała.
Jak dodała, "niezrozumiałe i niezwykłe" dla niej jest także to, że Bartłomiej M. wciąż przebywa na wolności. – Wiem, że spotykał swoje ofiary na ulicy, a takie spotkania wpędzają je w traumy – stwierdziła mecenas.
Kim jest Bartłomiej M.?
Bartłomiej M. jest byłym aktorem. Przed rokiem 2005 związany był z Platformą Obywatelską. Później dwa razy startował z list Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do Sejmu – w 2011 i 2015 roku. Był też dziennikarzem TVP i doktorantem na Uniwersytecie Opolskim. Występował również w spotach reklamowych obecnego obozu rządzącego i pozował do wspólnych zdjęć z Beatą Szydło.
M. zasłynął między innymi tym, że w 2015 roku – kiedy kandydował na posła – oburzony przerwał występ dziecięcego duetu na kiermaszu w Krapkowicach. W czasie, kiedy młodzi artyści prezentowali publiczności niemiecką piosenkę, rzucił w ich stronę "Tu jest Polska!" i zakazał dalszego występu.
Mniejszość niemiecka zareagowała natychmiast, nazywając jego zachowanie skandalicznym. Wytknięto mu także brak "wyrozumiałości wobec innych kultur i języków", mimo że spędził wiele lat za granicą, występując jako aktor.
Na początku czerwca 2021 roku Bartłomiej M. został zatrzymany i usłyszał zarzuty gwałtu na trzech nastolatkach – w wieku od 15 do 17 lat, a także "nawiązywania kontaktów z małoletnimi w celu dokonywania na nich przestępstw seksualnych oraz posiadania pornografii z udziałem osób poniżej 15. roku życia".
Sprawę Bartłomieja M. opisywało szeroko wiele mediów, sugerując, że robi on wszystko, by uniknąć wymiaru sprawiedliwości. W naTemat.pl informowaliśmy, że niejednokrotnie oskarżano go o wykorzystywanie seksualne i – pomimo postępowania karnego w jednej z tych spraw – spędził w areszcie tylko dwa dni.
Jak przekazała prokuratura, do przestępstw miało dochodzić w latach 2004-2016. Najmłodsze ofiary miały po 14 lat, a najstarsza – 17 lat. W toku śledztwa doszedł zarzut posiadania treści pornograficznych z udziałem osób poniżej 15. roku życia, a także "nawiązywanie kontaktu celem utrwalania takich treści".
Niestety, nie wszystkie sprawy mogły zostać objęte postępowaniem przez wzgląd na przedawnienie. Historia jednej z ofiar, która miała zostać wykorzystana jako dziecko, sięga bowiem lat 90.
Mężczyzna konsekwentnie nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Grozi mu kara od 3 do 15 lat więzienia.