Na portalu wPolityce.pl ukazał się list pracowników mediów prawicowych, którzy sprzeciwiają się "czystkom". Te zapowiadać mają przedstawiciele dotychczasowej opozycji. Wbrew intencjom, list nie spotkał się w sieci ze zbytnim zrozumieniem, a internauci kpią z inicjatorów.
Reklama.
Reklama.
"Ostrzegamy Polaków - wolność słowa jest zagrożona jak nigdy wcześniej! Ważny głos środowiska dziennikarskiego w obliczu zapowiadanych czystek" – brzmi twitterowa zapowiedź, opublikowanego na portalu wPolityce.pl listu otwartego.
Na komentarze, które wyśmiewają inicjatywę, nie trzeba było długo czekać. List do czytelników mają kierować "dziennikarze mediów publicznych i prywatnych" i już samo określenie "dziennikarze" wzbudziło liczne drwiny.
"A gdzie tam są podpisani dziennikarze, bo jakoś nie widać?"; "Biuletyny partyjne to nie są media, spokojnie. Prawdziwych mediów nikt nie rusza"; "Nie ma co płakać, tylko trzeba działać i to szybko. Żadne media nie przyjmą szczujni z TVP, więc radzę się przebranżowić. Widzę, że boli. To dobrze, ma boleć" – czytamy w komentarzach.
List poparcia dla prawicowych mediów. Co napisali?
Treść samego listu nie jest zbyt zaskakująca. Czytamy w nim o zapowiadanych planach ugrupowań "skupionych wokół Donalda Tuska" i "niepokojących stwierdzeniach".
Dalej czytamy, że "system medialny próbowano domknąć po katastrofie smoleńskiej", a także, że "środowiska polityczne i medialne skupione wokół Donalda Tuska zapowiadają działania bez poszanowania prawa". Do tych ma się zaliczać "atak na Radę Mediów Narodowych i jej uprawnienia oraz na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji". (Warto podkreślić, że powyższy cytat został zredagowany, bo w liście są literówki).
"Niezależne" media
Zmiana, jaka nastąpiła w mediach publicznych, kiedy do władzy doszło Prawo i Sprawiedliwość, była zauważalna. W rolach prowadzących programy informacyjne, w miejsce dziennikarzy, zostali obsadzeni między innymi byli politycy. Przykładem jest Michał Rachoń, który przed rozpoczęciem kariery w Telewizji Polskiej, był rzecznikiem prasowym sopockich struktur PiS.
Inną gwiazdą telewizji publicznej jest Magdalena Ogórek. Przypomnijmy, że pracownica TVP także była polityczką, którą Sojusz Lewicy Demokratycznej wystawił jako kandydatkę na prezydentkę Polski. Po "nawróceniu" stała się gwiazdą publicznego nadawcy.
Brak obiektywizmu, który panował w ostatnich latach w mediach publicznych, a szczególnie w okresie przedwyborczym, dostrzegła także OBWE. Podczas misji obserwacyjnej zwrócono uwagę, że partia rządząca była między innymi znacznie lepiej pozycjonowana, a także poświęcano jej więcej czasu antenowego.
Stronniczość publicznego nadawcy dostrzegali widzowie, a po wyborach nawet współpracownicy. Przykładem może być tu wypowiedź Marcina Wolskiego. Ten powiedział: "Stworzyliśmy propagandę gorszą niż w latach 70."
Co więcej, sprawa nie dotyczy tylko mediów publicznych. W 2021 roku spółkę medialną Polska Press, do której należała przeważająca większość dzienników, głównie lokalnych z całego kraju, kupiła spółka PKN Orlen, która podlegała pod jurysdykcję polityczną partii rządzącej. W związku ze zmianą strategii zarządzania, zmuszonych do odejścia zostało wielu dziennikarzy, w tym na stanowiskach kierowniczych.
Słyszymy skandaliczne zapowiedzi politycznych czystek w mediach publicznych i prywatnych. Grozi się zemstą dziennikarzom pracującym w mediach ogólnopolskich i regionalnych. Tworzone są listy proskrypcyjne dziennikarzy, których ma dotknąć faktyczny zakaz uprawiania zawodu. Taka sytuacja zdarza się po raz pierwszy w Polsce od 1989 roku i przypomina praktyki żywcem wyjęte ze stanu wojennego.