Sąsiedzi Grzegorza Borysa mówią, że dwa dni przed zamordowaniem 6-letniego chłopca, w domu żołnierza doszło do awantury. Te relacje w rozmowie z "Faktem" miały potwierdzić aż trzy różne osoby. – To było na pewno dwa dni wcześniej, zwróciłem uwagę, bo strasznie głośno było z tego mieszkania, było słychać awanturę – przytacza tabloid.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sąsiedzi Grzegorza Borysa: To było dwa dni wcześniej, było słychać awanturę
Reportery "Faktu" dotarli do sąsiadów Grzegorza Borysa, którzy uważają, że dwa dni przed zabójstwem 6-letniego dziecka, w domu żołnierza doszło do awantury. Wspomnieli też o stojącym w okolicy radiowozie.
– To było na pewno dwa dni wcześniej, zwróciłem uwagę, bo strasznie głośno było z tego mieszkania, było słychać awanturę – powiedział jeden z sąsiadów. – Słyszałam awanturę, nie dało się tego nie słyszeć, tak było głośno, a potem przed blokiem stał radiowóz policyjny – dodał inny sąsiad.
Z relacji tabloidu wynika, że doniesienia o awanturze potwierdziły łącznie trzy osoby mieszkające w bloku, w którym żył Grzegorz Borys. "Fakt" skontaktował się z rzecznikiem policji, jednak ten wyjaśnił, że służby nie prowadziły żadnych interwencji w domu Grzegorza Borysa przed popełnieniem zbrodni.
Jak pisaliśmy w naTemat, w rozmowie z "Faktem" o możliwym motywie Grzegorza Borysa powiedział emerytowany funkcjonariusz, ekspert ds. bezpieczeństwa i czołowy negocjator policyjny w III RP, Dariusz Loranty.
– Moja opinia jest taka, że działał pod wpływem jakiegoś szaleńczego impulsu, a zabójstwo dziecka miało być najdotkliwszą karą dla jego żony. Za co? Tego nie wiem, ale bez wątpienia chodziło mu o to, żeby sprawić jej ogromny ból – ocenił.
– Nie wykluczam, że Borys mógł już popełnić samobójstwo, a jeśli nie, to przyjmuję też wersję, że mógł udać się w kierunku rosyjskiej granicy – dodał.
W rozmowie z Katarzyną Zuchowicz głos zabrał jeden z wojskowych, który miał okazję służyć z Grzegorzem Borysem. – To było niedowierzanie, że osoba, którą znam, mogła się tego dopuścić. On zupełnie nie był wtedy agresywny. To kompletnie nie było do niego podobne. Tym większe niedowierzanie, że to ten Borys, cichy, spokojny, może coś takiego zrobić – powiedział.
– To był dziwny facet. On długi czas w kominiarkach chodził albo w ciemnych okularach. Nikt o to nie pytał. No bo wojskowy. Myślałam, że może on nie chce pokazywać twarzy ze względu na swoją pracę. Bo na przykład był komandosem – wyznała
– Jak zobaczyłam tu policję, to od razu wiedziałam, że chodzi o tego mężczyznę. Nie wiem, po prostu to czułam. To był facet, który sprawiał wrażenie, że wszystko go wkurza. Miałam wrażenie, że syn się go obawia, że jest przy nim wycofany. Tak samo, jak jego żona – dodała.