W sprawie Borysa nikt nie zwrócił na to uwagi. "Dowódca powinien przynajmniej zaapelować"
redakcja naTemat.pl
02 listopada 2023, 16:13·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 listopada 2023, 16:13
Poszukiwania Grzegorza Borysa ściągnęły na siebie uwagę całej Polski, ale jak to możliwe, że nikt nie dostrzegł, co działo się z 44-latkiem? – To nie jest możliwe, żeby degradacja tego człowieka nastąpiła z dnia na dzień. Na pewno były jakieś symptomy, które trzeba było zauważyć i zareagować – mówi w naTemat gen. Roman Polko, po czym dodaje: – Nie możemy przejść obojętnie nad tym, że jeden z nas dokonał takiego barbarzyństwa.
Reklama.
Reklama.
"W sprawie Grzegorza Borysa nie usłyszałem dowódcy, który poczułby się odpowiedzialny"
Grzegorz Borys to czynny żołnierz Komendy Portu Wojennego w Gdyni w stopniu marynarza. Służbę w KPW zaczął w 2017 roku. W dniu zabójstwa przebywał na zwolnieniu lekarskim.
W rozmowie z Katarzyną Zuchowicz głos zabrał jeden z wojskowych, który miał okazję służyć z Grzegorzem Borysem. – To było niedowierzanie, że osoba, którą znam, mogła się tego dopuścić. On zupełnie nie był wtedy agresywny. To kompletnie nie było do niego podobne. Tym większe niedowierzanie, że to ten Borys, cichy, spokojny, może coś takiego zrobić – powiedział.
A co o sprawie mówi nam gen. Roman Polko? – Armia jest specyficzną organizacją. My czasami decydujemy o ludzkim życiu. W sprawie Grzegorza Borysa nie usłyszałem jakiegoś głosu kolegów z jednostki, czy dowódcy, który poczułby się odpowiedzialny za podwładnego. Nawet jeśli on teraz nie jest w służbie, to dowódca powinien przynajmniej zaapelować do niego – słyszymy od byłego dowódcy GROM.
Co dzieje się z Grzegorzem Borysem? "Na pewno były jakieś symptomy"
– Jeśli to była aż tak patologiczna postać, że zamordował małe dziecko, to nie jest możliwe, żeby degradacja tego człowieka nastąpiła z dnia na dzień. Na pewno były jakieś symptomy, które trzeba było zauważyć i zareagować – dodaje.
Czy w takim razie należałoby przyjrzeć się jednostce wojskowej lub wyciągnąć konsekwencje wobec kierownictwa?
– Mimo tego, że z Grzegorzem Borysem nie miałem do czynienia, to jest mi po prostu wstyd, że on był żołnierzem. Czuję się zakłopotany, a nawet zobowiązany, żeby się tłumaczyć z tego. Ci, którzy z nim pracowali, naprawdę powinni wyciągnąć z tego wnioski – ocenia gen. Polko.
– Nie chodzi o naganę, oficjalne ukaranie tylko o podjęcie działań, które budowałyby tę strukturę tak, jak powinna wyglądać. Oczekujemy od zawodów zaufania publicznego, do jakich ja zaliczam armię, że ten kręgosłup żołnierzy będzie silny i że będzie poczucie odpowiedzialności za partnera – dodaje.
– Nowoczesne, dobrze funkcjonujące armie właśnie na tym się opierają. Dlatego ja chciałbym usłyszeć głos jego przełożonych, żeby oni złożyli jakieś wytłumaczenie. To się opinii publicznej po prostu należy. Nie możemy udawać, że ten człowiek nie wyszedł z naszego grona, chociaż oczywiście czarne owce się zdarzają – zaznacza.
– Najważniejsze dla armii nie są Abramsy, Himarsy czy super nowoczesne sprzęty, tylko właśnie czynnik ludzki. A my nie możemy przejść obojętnie nad tym, że jeden z nas dokonał takiego barbarzyństwa – wyjaśnia.
Poszukiwania Grzegorza Borysa. "Prędzej czy później z tego lasu wyjdzie"
A jak sprawę widzi gen. Polko? – Ja trochę biegałem po tych górach. Nawet przez pół roku służyłem w desancie morskim. Ten teren to góry, lasy i morze. Tam jest gdzie się schować – mówi.
– To w ogóle jest bardzo ciekawy teren, a do tego pogoda nie jest sprzyjająca. Prędzej czy później Grzegorz Borys z tego lasu wyjdzie. Tak się nie da żyć czy spędzić dajmy na to kilku lat – ocenia.
– Pytanie brzmi, czy Grzegorz Borys spróbuje popełnić samobójstwo, czy uciec za granicę? Nie siedzę w jego głowie, ale mam nadzieję, że sztab sensownych psychologów już rozmawia z jego kolegami z jednostki, rodziną i na tej bazie wyciągają wnioski co do jego dalszego postępowania i planów – komentuje.
Poprosiliśmy również o ocenę przebiegu poszukiwań. Gen. Polko zaznaczył, że bazuje tylko na materiałach medialnych. – Ale wynika z tego, że to wszystko było spóźnione. Obszar poszukiwań był tak ogromny, że trudno mówić o jakiś sensownych działaniach na szeroką skalę – reaguje.
– Nie da się zamknąć całej Polski, żeby go znaleźć. Trzeba bazować na konkretnych informacjach ze śledztwa i działać kierunkowo – komentuje i od razu ocenia: – Tu nawet nie trzeba mieć specjalnego przeszkolenia, żeby z takiego pierścienia wyjść, bo nie da się tego pierścienia w tak dużym obszarze szczelnie zamknąć.
– Zabrakło szybkiej reakcji i z tym zawsze mamy problem. Też mi się zdarzały takie problemy z moim podwładnym. To nie oznacza, że poszukiwania są skazane na niepowodzenie. Ale teraz raczej trzeba poczekać aż Grzegorz Borys popełni błąd – podsumowuje.
Grzegorz Borys obnażył problemy wojska? "Przez całą służbę nie widziałem jednego dobrego psychologa"
Czy w jednostkach wojskowych można liczyć w ogóle na pomoc psychologiczną? Czy istnieją metody monitorowania kondycji psychicznej żołnierzy?
– Krótko mówiąc: z tymi psychologami jest trochę jak z informatykami w administracji państwowej czy samorządowej – reaguje gen. Polko, po czym dodaje: – Niekoniecznie zatrudnia się doświadczonych i niekoniecznie za takie pieniądze, jakie mogliby dostać na rynku cywilnym.
– Przez całą moją służbę wojskową nie widziałem jednego dobrego psychologa, chociaż różnych mi wysyłano. Moim świetnym "psychologiem" w byłej Jugosławii był lekarz-chirurg Mirosław Batko. On doskonale znał żołnierzy i cieszył się ich zaufaniem – wspomina.
Warto podkreślić, że generał Polko służył od 1981 do 2009 roku. Przeszedł szkolenia w USA, realizował misje między innymi w byłej Jugosławii, Afganistanie, a także w Iraku.
– Trafił się taki chirurg, trafił się taki kapelan, ale nie mieli oni niestety nic wspólnego z wykształceniem psychologicznym. Brakuje czegoś takiego, co widziałem w zachodnich armiach. Tam psycholog był człowiekiem, który był w armii, miał doświadczenie i autorytet – mówi.
– Nie chcę nic odbierać osobom świeżo po studiach, ale żeby dogadać się z weteranami misji czy żołnierzami o ambicjach bycia samcem alfa, to jednak pewne doświadczenie w tym zawodzie jest potrzebne – zauważa.
Gen. Polko wskazał, że kolejna kwestia to kultura organizacyjna armii. – Ja miałem okazję służyć w elitarnych jednostkach, gdzie każdy czuł odpowiedzialność za siebie nawzajem. Od samego początku się wspieraliśmy. W jednostkach wojskowych brakuje tej odpowiedzialności za partnera – zaznacza.
– To jest "system buddy" (z ang. przyjaciel - red.). To system odpowiedzialności jeden za drugiego, który sprawia, że armia, jednostka to prawdziwa kompania braci, a nie zlepka ludzi, który po prostu traktują wojsko jako godziny pracy. W wielu jednostkach tak jest, że żołnierze traktują swój zawód jako zwykłą pracę, a nie służbę, gdzie zasady braterstwa obowiązują – podsumowuje.