W TVP miało dojść już do zmian w umowach kluczowych pracowników stacji. Wszystko po to, by zapewnić im "miękkie lądowanie" po możliwych zmianach w telewizji publicznej, kiedy PiS straci władzę. Problem w tym, że korekty w dokumentach mogą stanowić poważny problem nie tylko etyczny, ale i prawny.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Chodzi o ostatnie doniesienia dotyczące zmian w TVP. Jak ustalił "Press", mają trwać uzgodnienia ws. aneksów do umów niektórych pracowników Telewizji Polskiej. Dzięki zmianom ci mają zyskać cenne miesiące.
Jak wynikało z informacji portalu, w gronie osób, którym już zmieniono umowy, mają być: Michał Adamczyk, Magdalena Ogórek, Jacek Łęski, Michał Rachoń oraz Miłosz Kłeczek.
Mowa choćby o przedłużeniu okresów wypowiedzenia. Jeśli te zostałyby pracownikom zagwarantowane po zmianie władzy, dłużej dostawaliby oni pieniądze.
Ile miałby trwać okres wypowiedzenia? Z relacji informatorów portalu ma wynikać, że nawet rok. To oznacza, że zwolnieni pracownicy mieliby przez taki okres dostawać pieniądze.
Czy można unieważnić umowy pracowników TVP?
Jak się okazuje, pospieszne zmiany w umowach mogą skutkować poważnymi problemami. – Są skazane z góry na niepowodzenie – i nie chodzi tylko o kwestie etyczne, ale przede wszystkim prawne – mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Michał Romanowski.
Jego zdaniem ostatnie doniesienia wskazują na klasyczny "złoty spadochron", czyli miękkie lądowanie beneficjentów tego układu.
– Prawo polskie i unijne określa je terminem "świadczenie stabilizacyjne". Składają się z trzech, najbardziej popularnych świadczeń: okres wypowiedzenia, odprawa i zakaz konkurencji. Analizując legalność tych umownych postanowień, zawsze trzeba określić, jaką korzyść zapewniają one obu stronom – pracodawcy i pracownikowi – dodał Romanowski.
Rozmówca dziennika zaznaczył, że dziś zawieranie takich umów należy odczytywać w kontekście czasu, w jakim są wprowadzane – czyli gdy spodziewane jest zakończenie stosunku pracy.
– Wynika z tego, że korzyść uzyska tylko jedna strona umowy – i będzie to tzw. gwiazda telewizji, która jednak ze względu na swą rolę jest postrzegana negatywnie i nie każdy chce jej przyznać miano dziennikarza – wskazał.
I tu dochodzimy do ewentualnej odpowiedzialności za zmiany. Jak wskazał Romanowski, mowa m.in. o art. 65 par 1 i 2 Kodeksu cywilnego, który nakazuje odczytywać znaczenie i rzeczywiste cele wprowadzania postanowień umownych w kontekście zasad współżycia społecznego.
Na tym nie koniec, bo jest też płaszczyzna karna, związana z koniecznością wykazania, że tego typu umowa leżała w interesie spółki – a nie tylko jej pracownika. – Jeśli tego nie wykażą, pojawia się przesłanka do postawienia zarzutu działania na szkodę spółki. – wyjaśnił ekspert. A tutaj wchodzą już w grę poważne konsekwencje, łącznie z karą pozbawienia wolności.
Dodajmy, że po przejęciu władzy nowa sejmowa większość może postawić spółki mediów publicznych w stan likwidacji. Sebastian Urban, radca prawny z Kancelarii Prawnej Media w rozmowie z Wirtualnemedia.pl zauważa, że wiąże się to z wyznaczeniem likwidatorów w TVP i Polskim Radiu. Tylko sąd może nakazać im powstrzymanie się od wykonywania swoich funkcji.