17 dni służby szukały Grzegorza Borysa, który był podejrzany o zamordowanie swojego 6-letniego syna. Znaleziono zwłoki mężczyzny, ale wątpliwości pozostawia sam przebieg akcji poszukiwawczej. Okazuje się, że tropy, przyjęte przez opinię publiczną jako kluczowe w sprawie, mogły nie mieć żadnego związku z przemieszczaniem się poszukiwanego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nowe fakty w sprawie przedstawił rozmówca Onetu, który nie chciał zdradzić swojego nazwiska, funkcji czy jednostki. Wiadomo jednak, że to człowiek, który był blisko akcji poszukiwawczej. Zwrócił uwagę na istotne fakty, które przewijały się w mediach przez cały okres poszukiwań Grzegorza Borysa.
Kiedy służby szukały podejrzanego, pojawiały się doniesienia o kryjówkach w lesie, w których podobno zatrzymywał się Borys. Te spekulacje mogły być jednak nieprawdziwe. – Takie rzeczy znajdują się we wszystkich lasach. Nie miały związku ze sprawą i tylko niepotrzebnie podgrzewały atmosferę. I wprowadzały zamieszanie – przekonywał rozmówca.
A czy służby mogły widzieć Borysa, ale zabrakło odpowiedniej reakcji? – Wątpię, żeby takie sytuacje były. Teren poszukiwań był, co prawda, szczelnie zamknięty, ale jeśli funkcjonariusze i żołnierze obecni na miejscu zdarzenia kogoś widzieli, to nie był to Borys. To mógł być cywil, jakiś zagubiony grzybiarz, a nawet "żartowniś" – wskazywał informator Onetu.
Jedna z kwestii dotyczyła plecaka Borysa, który miał być znaleziony w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Informator Onetu to potwierdził, ale dlaczego plecak odkryto tak późno? – Jego umiejscowienie w okolicach zbiornika uniemożliwiało znalezienie go w pierwszych dniach poszukiwań. Był za daleko od brzegu – wyjaśnił.
Śmierć Grzegorza Borysa
Prokuratura podała, że bezpośrednią przyczyną śmierci Grzegorza Borysa było utonięcie. Poza tym znaleziono na jego ciele liczne rany cięte i ślady na skroniach po strzałach z broni pneumatycznej.
– Borys się utopił i był pod wodą. Muł go mógł przykryć. Później gazy w ciele napęczniały wskutek procesów gnilnych i ciało wypływało. Kto pracował z utopionymi zwłokami, ten wie, że zazwyczaj na drugi tydzień wypływają – podkreślił rozmówca Onetu.
Rozmawialiśmy o tym z dr. Pawłem Moczydłowskim, profesorem Krakowskiej Akademii Andrzeja F. Modrzewskiego, socjologiem, kryminologiem i szefem więziennictwa w latach 1990-94. Ekspert podważył oficjalną wersję podaną przez śledczych, zwracając uwagę na jej "absurdalność" i "tragikomiczność".