Wszędzie wpadał w tarapaty. W Paryżu kłócił się o wykonywanie rzutów karnych, w Stuttgarcie poszło o pieniądze, a w Hamburgu nie chciało mu się chodzić na przedmeczowe odprawy. Teraz mieszka w Warszawie. Krzyczy na młodszych kolegów, niemal codziennie imprezuje i… jest najlepszym piłkarzem ligi. W tym sezonie Danijel Ljuboja zamierza poprowadzić Legię prosto do mistrzostwa Polski.
Irytuje, bo zamiast grać, biega i macha rękoma. Za każdym razem, kiedy jest niezadowolony, zachowuje się jak rozwydrzone dziecko. Jego miny zrobiłyby karierę w każdym teatrze. A mimo to ludzie go kochają, a koledzy szanują. Bo to Ljuboja. Piłkarz, jakiego w naszej Ekstraklasie dawno nie było.
Na treningach nieraz ma pretensje do młodych zawodników, krzyczy na nich, poucza. Trener Jan Urban wielokrotnie prosił go, aby tego nie robił – nie umie przestać. Jego gorąca, serbska krew wygrywa. A przynajmniej sam tak twierdzi. W ubiegłym sezonie zdarzyło się, że podczas treningu jeden z Polaków grających w Legii nie wytrzymał i zwrócił mu uwagę. Natychmiast doszło do spięcia, stronę Ljuboji wziął jego rodak Miroslav Radović. – Może niektórym zachowanie „Ljubo” przeszkadza, ale mi jest ono obojętne. Grałem w Legii z Maćkiem Iwańskim, który wydzierał się za każdym razem, kiedy ktoś mu nie podał piłki. Najważniejsze, aby Danijel strzelał bramki – mówi naTemat Jakub Rzeźniczak, kolega Luboij z Legii.
Okazję do machania ma jednak tylko wtedy, kiedy… jest na treningu. A bardzo często zdarza się, że Serb prosi trenera Jana Urbana o zwolnienie ze względu na jakąś dolegliwość, a ten pozwala mu wziąć dzień, dwa odpoczynku. Czasami symuluje, ale wszyscy znają ograniczenia nie najmłodszego organizmu gwiazdora. Na początku wywoływało to sprzeciw niektórych piłkarzy Legii, ale ostatecznie „Ljubo” obronił się swoją grą. – Nawet po meczu z Koroną narzekał, że bolą go pachwiny. Jest już w takim wieku, że czasami musi odpuszczać i trenować mniej. Myślę, że jemu to wyjątkowo nie szkodzi – mówi „Rzeźnik”.
I faktycznie nie szkodzi. Ljuboja na polskich murawach panuje. W ubiegłym sezonie zdobył dla Wojskowych 14 bramek – 11 w lidze, dwie w Pucharze Polski i jedną w Lidze Europejskiej. W tym – na półmetku rozgrywek – trafień ma… tyle samo. Dziesięciokrotnie trafiał w Ekstraklasie, do tego dorzucił trzy gole w Lidze Europejskiej i jeden w Superpucharze.
Król życia i warszawskich lokali
Ljuboja w Legii jest bezapelacyjnie gwiazdą numer 1. Kiedy stołeczni grali w Moskwie z tamtejszym Spartakiem, Rosjanie na Placu Czerwonym rozpoznawali tylko jego. Któryś z kibiców miał przy sobie zdjęcie piłkarza z czasów, kiedy grał on w… VfB Stuttgart. W futbolu panuje niepisana reguła, że najlepszym wybacza się więcej i z pewnością wie to nowy prezes Legii Bogusław Leśnodorski, który w wywiadzie dla weszło.com powiedział: „Słyszałem, że Ljuboja jest co wieczór na mieście. Spotkałem go nawet ze dwa-trzy razy. Ale ma status gwiazdy, jakoś gra i daje radę”.
Serb faktycznie bardzo szybko poznał rozrywkową stronę Warszawy. Poznał i polubił. Niewiele osób chce powiedzieć to głośno, ale „Ljubo” niemal codziennie gości w najlepszych klubach stolicy: Charlotte, Space, Sketch, Foksal XVIII i DeLite. Okolice Placu Zbawiciela i Foksal to jego poza boiskowe królestwo. A ma tam rzut beretem, bo wynajmuje ekskluzywny apartament w niemal samym centrum Warszawy. – Lubi potańczyć tak jak większość piłkarzy. Szczególnie po wygranym meczu. Ale czy przesadza? Nie wiem – mówi Kuba Rzeźniczak.
Mimo statusu gwiazdy Serb dba o atmosferę w szatni. Potrafi zażartować, co jakiś czas podpowiada młodszym kolegom. Kiedy Legia w Tel-Awiwie grała z Hapoelem w Lidze Europejskiej, piłkarze wykorzystali okazję i wybrali się pod Ścianę Płaczu do Jerozolimy. Miejscowi zauważyli kilkunastoosobową grupę ubraną w sportowe dresy.
– W co gracie?
– W tenisa! – odpowiedział natychmiast Ljubo, zachowując kamienną minę.
W karierze 34-letniego dobra atmosfera wokół niego to coś nowego. Urodzony w chorwackiej Vinkovci Ljuboja nigdy nie unika tarapatów, a wręcz przeciwnie – z rywalami lubi się brać za rogi. Grając w Paris Saint-Germain potrafił pokłócić się z kolegą z zespołu Reinaldo da Cruzem o wykonywanie karnego… w trakcie meczu. Wyznaczony do wykonywania „jedenastki” Brazylijczyk przekonywał, żeby „Ljubo” zostawił piłkę, interweniować musiał kapitan PSG. Kiedy ostatecznie Rienaldo przestrzelił karnego, Serb specjalnie przebiegł przed nosem kolegi i obdzielił go zawistnym spojrzeniem.
Niedługo po tej sytuacji opuścił Paryż.
Kłótnie o kasie
Jego problemy często wynikały także z kłótni o pieniądze. W Stuttgarcie zamarzył o zarobkach podobnych do tych, jakie miał w Paryżu, co niemieccy działacze jedynie wyśmiali i… wysłali Ljuboję do rezerw. W 2006 roku Serb został wypożyczony do Hamburgera SV, ale tam za nieprzychodzenie na odprawy trener Thomas Doll… wysłał go do rezerw. Skruszony Ljuboja wrócił więc do VfB by… po raz trzeci wylądować w rezerwach. Gorzej być już nie mogło. Również w Wolfsburgu Ljuboja narzekał, że pieniądze mu nie pasują, że to, że tamto…
W Legii nie może jednak narzekać. Co prawda jego aktualne zarobki nie mogą równać się do milionowych gaż z lat 2004-2008, ale w polskiej Ekstraklasie ma najwyższy kontrakt nie tylko w tym sezonie, ale w całej jej historii. Francuski agent Serba wynegocjował mu 150 tys. zł miesięcznie (37 tys. euro) plus wyjściówki (pieniądze, które zawodnik otrzymuje za udział w meczu). Ljuboja jest w stanie zarobić rocznie nawet dwa miliony złotych. Takiej umowy przed Serbem nie miał nikt i ciężko wyobrazić sobie, aby w najbliższym czasie ktoś dostał kontrakt na tym poziomie. Dla porównania młodszemu Marcinowi Wasilewskiemu, reprezentantowi Polski z Anderlechtu Bruksela, prezes Legii Bogusław Leśnodorski zaproponował „tylko” 100 tys. zł za każdy miesiąc gry.
Mimo rekordowych zarobków, imprezowego stylu życia i trudnego charakteru Ljuboja prywatnie – co podkreślają nasi rozmówcy – jest człowiekiem bardzo rodzinnym i religijnym. Non stop ma przy sobie różaniec, a podczas wspomnianej wizyty w Izraelu postanowił przedłużyć swój pobyt o kilka dni i razem z bratem zwiedzał Święte Miasto.
Zna trzy języki, nosi najlepsze ubrania, ma fryzurę na "borsuka"
Świetnie mówi po francusku, dobrze po niemiecku i całkiem nieźle po polsku. W szatni Legii podobnym lingwistą co on jest tylko Michał Żewłakow, który także zna trzy języki obce. To właśnie z aktualnym kapitanem Legii, a także Miroslavem Radoviciem, Ivicą Vrdoljakiem i Mirko Sulerem trzyma się najbliżej. Z tym ostatnim mieszkał pokoju podczas zgrupowań Legii w Hiszpanii i na Cyprze.
Powodów do żartów jest zazwyczaj sporo, czasami z ekstrawaganckiej, „borsuczej” fryzury Ljuboji. Charakterystyczny styl Serba, którego główną częścią jest blond pióropusz na czubku głowy, to jego znak rozpoznawczy. Podczas ostatniego zgrupowania Ljuboja wrócił na chwilę do klasyki, ale już na meczu Legii z Koroną Kielce zaprezentował dawną fryzury. – Jeszcze we Francji przegrałem zakład z kolegą i musiałem przefarbować włosy. I wtedy zacząłem strzelać bramki. No i postanowiłem ten fryz zostawić – tłumaczy ze śmiechem Serb.
Żadnych śmiechów nie ma jednak z ubioru Ljuboji. Ten jest nienaganny. – Widać, że z Francji przywiózł tamtejszy sznyt. Przywiązuje bardzo dużą wagę do ubioru – mówi jeden z pracowników Legii. – Ma swój styl. Ubiera się drogo i dobrze. Czasami jak ktoś przyjdzie w śmiesznej koszulce albo sweterku, to potrafi go obśmiać – wyjaśnia Rzeźniczak. I dodaje, że sumując wady i atuty Serba, jest on kluczową w Legii postacią. Gwiazdom można więcej wybaczyć, jeżeli są najlepsze. A Ljuboja jest.