"Rozdrażniona, poirytowana, niewyspana? Czujesz, że stres cię wypala..." - taką zachętą do sięgnięcia po swój specyfik zaczyna jedna z wielu firma farmaceutycznych produkujących tzw. leki na stres. W reklamach działają one jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, są lekiem na całe zło. A jak jest w rzeczywistości? - Ludzie mówią nam, że kupili takich leków całą masę, a nadal czują się źle. Czasami jeszcze gorzej, niż przed ich zażyciem - mówi w rozmowie z naTemat psychiatra, dr Ewa Kramarz.
Stres dotyka dziś wszystkich. Nic więc dziwnego, że w najlepszym czasie reklamowym codziennie jesteśmy kuszeni reklamą coraz to nowych "leków na stres". Suplementy diety albo leki homeopatyczne działają w telewizji niczym pigułki szczęścia. Rozdrażnienie, problemy z koncentracją, lęk? Wystarczy łykać to, co w kolorowej reklamie, a natychmiast poczujemy się lepiej. Staniemy się spokojniejsi i o wiele zdrowsi. W jednej z najpopularniejszych internetowych aptek "leków na stres" dostępnych bez recepty jest prawie osiemdziesiąt (innym problemem o którym pisaliśmy, jest łączenie alkoholu, z takimi lekami jak benzodiazepiny i kokainą).
A w nich głównie żeń-szeń, miód, magnez, w niektórych lawenda i melisa. Jedne firmy farmaceutyczne wolą przekonywać, że stresu pozbędziemy się, łykając ich pigułki z "homeopatycznymi biopierwiastkami". Takie hasło być może trafi przecież do klientów z umysłem ścisłym. Tradycjonaliści, którzy lubią leczyć się babcinymi metodami, z pewnością będą woleli natomiast "syrop na stres". W dziale z "lekami na stres" można kupić "toniki witalne" i specyfiki zawierające tajemniczo brzmiące indyjskie zioło ashwagandha, które ma pomóc w pozbyciu się stresu w pracy.
Psychiatra dr Ewa Kramarz uważa, że najlepszym sposobem na uniknięcie takich poważnych schorzeń jak depresja jest właśnie stronienie od leków reklamowanych jako panaceum na każdy problem. - To tak nie działa. Wszelkiego rodzaju prawdziwe leki na stres, sprawdzone, te które podajemy naszym pacjentom, nie działają błyskawicznie. Nie powodują nagle, że człowiek przestaje reagować na stres, martwić się. Tymczasem w przypadku pozostałych specyfików to zwykły chwyt marketingowy, który ma przekonać naiwnych ludzi do kupowania ich, by zarobił ich producent - ocenia.
Doświadczona lekarka stanowczo podkreśla, że specjaliści nigdy po znane z reklam "leki na stres" nie sięgają. Nikomu nie są w stanie zagwarantować też, że leczenie farmakologiczne wybawi od stresu w kilka chwil. - By dobry lek antydepresyjny naprawdę zadziałał, potrzebujemy co najmniej dwóch, a czasami nawet sześciu tygodni. Owszem, są leki, które działają stosunkowo szybko, ale na pewno też nie po kilkudziesięciu minutach. Takich leków nie ma. To nieuczciwe, że producenci w ten sposób swoje substancje reklamują - mówi dr Kramarz.
Specjalistka twierdzi, że do niej i jej kolegów po fachu przychodzi ostatnio bardzo wiele osób, które nie potrafią zrozumieć, dlaczego nie pomogło im łykanie pigułek reklamowanych w mediach. - Ludzie mówią nam, że kupili takich leków całą masę, a nadal czują się źle. Czasami jeszcze gorzej niż przed ich zażyciem. Dlatego wszyscy, którzy czują, że mają problem ze stresem powinni przychodzić do lekarzy, a nie ufać reklamom - radzi.
Kolejny objaw polskiej lekomanii
Zwiększająca się popularność "leków na stres" to także kolejny rozdział w wieloletniej debacie nad dostępnością w Polsce leków bez recepty. Od dawna mówi się, że Polacy popadają w powszechną lekomanię, bo zbyt liberalnie podchodzi się nad Wisłą do sprzedaży substancji przeciwbólowych. Tymczasem dla lekarzy wielkim problemem jest także dostępność bez recepty leków mających pomóc w walce ze stresem czy depresją. - Każdy lek na stres powinien być na receptę - twierdzi dr Ewa Kramarz. Nie dlatego, że homeopatyczne w większości specyfiki zniszczą nam organizm, a dlatego, że wybieramy je zamiast wizyty u specjalisty i tylko pogarszamy swój stan.
Poza tym, nie z wszystkimi problemami powinno się walczyć od razu sięgając po pigułki. - Jeżeli wszyscy będziemy brali leki na stres bez recepty, to przestaniemy się uodparniać na problemy tego świata. Bo prawda jest taka, że dziś żyjemy w stresie. Jesteśmy mu nieustannie poddawani i właśnie to nas hartuje. Nasza osobowość się w ten sposób wzbogaca, umacnia. Dlatego problemy muszą być częścią życia - przekonuje psychiatra. Jeżeli każdy problem będziemy tymczasem traktowali jako wielki stres i od razu sięgali po pigułkę, to nigdy nie uodpornimy się na życie. I dopiero wtedy naprawdę zaczniemy źle reagować na stres - dodaje.
Lekarka też radzi, iż osoby czujące, że być może pomoże im tylko lek z reklamy i nie potrzebują jeszcze pomocy specjalisty, powinny raczej zmierzyć się z tym, co rodzi w nich obawę. - Nikt nie powiedział nam, że będziemy żyć łatwo, lekko i przyjemnie. Jak wspomniałam, stres nas do pewnego momentu wzmacnia. I dopiero jeśli przestajemy sobie z nim radzić, gdy jest zbyt silny, należy szukać pomocy. Jednak nie w pigułkach łykanych na własną ręką, a u psychiatry czy psychologa - podsumowuje Ewa Kramarz.
Jeżeli wszyscy będziemy brali leki na stres bez recepty, to przestaniemy się uodparniać na problemy tego świata. Bo prawda jest taka, że dziś żyjemy w stresie. Jestemy mu nieustannie poddawani i właśnie to nas chartuje. Nasza osobowość się w ten sposób wzbogaca, umacnia.