Krzysztof Daukszewicz kilka miesięcy temu swoim "żartem" w "Szkle kontaktowym" wywołał niemałą aferę. Satyryk po wszystkim odsunął się w cień. Teraz jednak udzielił wywiadu, w którym opowiedział, z jakimi zachowaniami wciąż się spotyka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Odcinek "Szkła kontaktowego" z udziałem KrzysztofaDaukszewicza, który wywołał takie zamieszanie, został wyemitowany w maju. Wówczas na wizji satyryk skierował w stronę Piotra Jaconia, ojca transpłciowej córki, niewybredny żart. Niedługo później przygoda publicysty w programie TVN24 się zakończyła. Jacoń nie przeszedł obok tego obojętnie, a na komika wylała się fala hejtu.
Daukszewicz o skutkach afery w "Szkle..."
Krzysztof Daukszewicz był gościem podcastu "Wprost Przeciwnie", gdzie opowiedział, z jakimi reakcjami widzów spotykał się po aferze.
– Po tej całej aferze i tym całym g***o hejcie, który się tam na nas wylał, to Wiola bała się wyjść do miasta, że gdzieś ludzie będą się nas czepiać. Pamiętam, jak po tygodniu wyszliśmy do galerii i okazało się wręcz odwrotnie. Ludzie podchodzili do nas w tej galerii całkiem obcy, że bardzo współczują i są po naszej stronie. Muszę Pani powiedzieć, że to trwa do dzisiaj. Przeogromne wyrazy sympatii nawet się tego nie spodziewałem, że do tego stopnia – opowiadał.
Ludzie dają mu nawet prezenty. – I od tego czasu do dzisiaj dostaję tyle różnych fajnych gadżetów, które ludzie przynoszą na koncerty. Jakieś tam słoiczki z miodem, różne takie i: "Panie Krzysiu, nic się nie stało" – dodał.
Na zakończenie podsumował: – Gdybym miał to przeżyć drugi raz, to już się nie boję. Okazuje się, że g***o, które wylewa się na człowieka, nie jest takie straszne. W pewnym sensie może się zamienić w złoto.
O co chodzi w aferze z Daukszewiczem i "Szkłem kontaktowym"?
Przypomnijmy, że wszystko zaczęło się od sytuacji w majowym wydaniu "Szkła kontaktowego" na antenie TVN24. Gospodarzem był wówczas Tomasz Sianecki, a gościem Krzysztof Daukszewicz.
Panowiewyśmiewali wypowiedzi polityków PiS o osobach transpłciowych. Chodziło dokładnie o nagrania, na których minister Michał Wójcik oraz Jarosław Kaczyński oznajmiają, że "czują się kobietami".
Po wszystkim połączono się z dziennikarzem Piotrem Jaconiem. Kiedy pojawił się na antenie, Daukszewicz ciągnął temat dalej i zapytał "A jakiej płci on dzisiaj jest?". Wyszło co najmniej niezręcznie, ponieważ dziennikarz jest ojcem transpłciowej córki Wiktorii.
Satyryk starał się prostować sprawę, mówiąc, że "palnął głupotę" i przepraszając Jaconia. Ten jednak nie przyjął przeprosin. Zaznaczył, że problem jednak jest szerszy niż ta pojedyncza wpadka.
Nie był to jednak koniec. Daukszewicz miesiąc po tym incydencie wydał oświadczenie, w którym przekazał, że nie zamierza wracać do "Szkła kontaktowego". Wspomniał, że na niego i jego rodzinę wylała się fala hejtu. Ponadto zwrócił się do dziennikarza, stwierdzając, że "z ofiary zamienił się w kata". Solidarnie razem z satyrykiem ze "Szkła" odeszli Robert Górskii Artur Andrus.
Jacoń nie przeszedł wobec tego obojętnie. We wpisie przyznał, że "po powrocie z urlopu dowiedział się, że zniszczył rodzinę Daukszewiczów" i ujawnił treść wiadomość od satyryka.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.