Trudno nie odnieść wrażenia, że to wszystko już słyszeliśmy. Z północnych Chin przychodzą informacje na temat dużej liczby zachorowań na chorobę układu oddechowego, która przypomina w objawach zapalenie płuc. Sytuacja ma być kryzysowa – cztery lata po pierwszym pojawieniu się COVID-19 w tym kraju, dochodzi do zgonów z powodu "tajemniczej choroby".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wszystko zaczęło się od chorób dzieci. Informacje na temat epidemii przekazuje NTD. Od połowy października w całym kraju odnotowano tysiące przypadków "chorób grypopodobnych", które przetoczyły się przez szpitale pediatryczne w Pekinie i prowincji Liaoning.
Ale w tym momencie w północnych Chinach gwałtownie rośnie liczba przypadków chorób układu oddechowego, już nie tylko wśród dzieci, ale i wśród dorosłych.
Kraj w końcu odpowiedział na pytania płynące do niego od WHO. Chiny przekazały, że rosnąca liczba infekcji jest spowodowana przez znane czynniki zakaźne. Nie podano jednak konkretnych danych na temat zachorowań i zgonów, ale podkreślono, że do śmierci dochodzi.
System nadzoru chorób ProMED, ten sam, który kiedyś wydał wczesne ostrzeżenie o tajemniczych przypadkach zapalenia płuc, które okazało się być chorobą COVID-19, przekazał, że niektóre z chińskich szpitali są "przepełnione chorymi dziećmi" z powodu wybuchu zapalenia płuc.
Pekin zwrócił się do szpitali w całym kraju, by wydłużyć godziny pracy i utworzyć większą liczbę przychodni, by poradzić sobie z gwałtownym wzrostem liczby zachorowań.
Władze chińskie mają swoją teorię na temat ich nagłego wzrostu. Przypisują rosnącą liczbę przypadków: "wygaśnięciu ograniczeń związanych z Covid, nadejściem zimnej pory roku i rozprzestrzenianiem się znanych patogenów, w tym grypy, mykoplazmowego zapalenia płuc, syncytialnego wirusa oddechowego (RSV) i SARS-CoV-2, wirusa wywołującego powoduje Covid".
Jak przekazuje Wp.pl, pojawiają się jednak głosy o kolejnych śmierciach osób, które miały objawy zapalenia płuc oraz o kolejkach w krematorium.
Maseczki wracają – na pokłady samolotów
Czasy pandemii mogą dzisiaj jawić się nam jako zamierzchła przeszłość, ale warto pamiętać, że zachorowania na Covid także w Polsce nadal się pojawiają. Są także miejsca i strefy, w których obostrzenia sanitarne obowiązują. Niektóre linie lotnicze deklarują, że są gotowe na wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek na pokładach swoich samolotów.
Jak już pisaliśmy w naTemat, o możliwości wprowadzenia maseczek mówił w rozmowie z serwisem portalsamorzadowy.pl doktor Paweł Grzesiowski. Zdradził między innymi, jakie jest ryzyko powrotu trudnej sytuacji i czy powinniśmy już teraz zachowywać większą ostrożność. Z jego wypowiedzi jasno wynikało też, że jeśli zachorowań będzie przybywać, to powinniśmy rozważyć powrót noszenia maseczek w miejscach publicznych.
Dziennikarze serwisu rozmawiali także z Andrzejem Kobielskim, wiceprezesem ds. handlowych w liniach lotniczych Enter Air. Ten, zapytany omożliwość powrotu nakazu noszenia maseczek na pokładach samolotów, przyznał, że na ten moment nie mają tego w planach. Podkreślił jednak, że nie jest to wykluczone i obostrzenia mogą wrócić. LOT, Wizz Air oraz Ryanair zdradzili, że obostrzenia na pokładach ich samolotów będą zależały od ogólnej sytuacji epidemiologicznej.