Do tragedii doszło 1 grudnia ok. godz. 22:30 przy ulicy Sudeckiej we Wrocławiu, kiedy policjanci przewozili nieoznakowanym radiowozem Maksymiliana F. do izby zatrzymań.
W pewnym momencie mężczyzna użył broni, strzelając konwojującym go policjantom w głowy. Asp. szt. Daniel Łuczyński (45 l.) i asp. szt. Ireneusz Michalak (47 l.) zmarli kilka dni później w szpitalach.
Maksymilian F. uciekł, ale został ujęty w trakcie policyjnej obławy. Jak podkreśla "Fakt" wciąż nie wiadomo oficjalnie, czy posłużył się własną bronią, czy też zabrał ją policjantowi.
W związku z licznymi wątpliwościami odnośnie okoliczności strasznego zdarzenia, redakcja tabloidu postanowiła zadać dolnośląskiej policji siedem pytań. Policja odpowiedziała szczegółowo tylko na jedno z nich, które dotyczyło kwestii kajdanek.
Póki co potwierdzono, że mężczyzna podczas przewożenia był w kajdankach, a jeden z funkcjonariuszy siedział z nim z tyłu. Na resztę pytań śledczy odmawiają odpowiedzi.
Odpowiedzi udzielił "Faktowi" rzecznik asp. szt. Łukasz Dutkowiak. Jak podkreśla dziennik, na jedno z zadanych pytań padła odpowiedź, która w ogóle nie była na temat. Do zdecydowanej większości innych, policja nie chciała się ustosunkować.
7 grudnia rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Łukasz Łapczyński ogłosił, że Maksymilian F. został doprowadzony do Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej we Wrocławiu. Wówczas okazało się, że prokuratura zmieniła kwalifikację czynu i mężczyzna odpowie za zabójstwo funkcjonariuszy na służbie.
Prokurator poinformował Maksymiliana F. o postawieniu zarzutów zabójstwa dwóch policjantów na służbie poprzez oddanie do nich strzałów i spowodowanie obrażeń głowy, które spowodowały ich śmierć.
– Podejrzany nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił złożenia wyjaśnień – podsumował cytowany przez Interię śledczy.