Beata Kempa zamieściła w sieci nagranie, w którym mówiła o polskiej szkole. Europosłanka związana z Suwerenną Polską skrytykowała szefową MEN Barbarę Nowacką i stwierdziła, że to źle, iż pomysły na edukację "próbuje uzgadniać z dziećmi, a nie z rodzicami". Padły też słowa o montowniach, magazynach i podcinaniu korzeni.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Mam dzisiaj apel do pani minister Nowackiej. Jestem babcią dwójki wnuków. Pewnie niedługo pójdą, jak wszystkie dzieci, do polskiej szkoły. Chciałabym, żeby ta szkoła była na najwyższym poziomie – takimi słowami zaczyna się nagranie Beaty Kempy opublikowane w środę po południu w serwisie X.
W dalszej części europosłanka związana z Suwerenną Polską próbuje najwyraźniej wytłumaczyć, dlaczego – jej zdaniem – polska szkoła nie będzie jednak na najwyższym poziomie. Argumenty, jakich użyła, są – delikatnie mówiąc – mało zrozumiałe.
Kempa tak mówiła o polskiej szkole. Padły dziwne słowa
– Uważam, że te pomysły, które pani minister próbuje uzgadniać z dziećmi, a nie z rodzicami przede wszystkim, są bardzo szkodliwe. Ja rozumiem, że pani ugrupowanie chce, żeby za chwilę Polska była tylko krajem montowni i tylko krajem magazynów, gdzie dzieci znajdą tam pracę dlatego, że nie będą mogły osiągnąć odpowiedniego poziomu swojej edukacji – słyszymy.
I dalej: – Już raz Platforma Obywatelskaograniczyła do minimum lekcje historii, bo dobrze wie, że narodem, któremu podcina się korzenie, a dzisiaj pani chce podciąć korzenie edukacji dzieciom, po prostu łatwiej się manipuluje.
– Proszę nie mówić, że rodzice nie chcą pomagać dzieciom w odrabianiu prac domowych. Zawsze tak było, jest i, mam nadzieję, będzie, bo rodzice kochają swoje dzieci i chcą dla nich jak najlepiej, ale przede wszystkim chcą najlepszego wykształcenia, najlepszej edukacji. A pani tego nie gwarantuje – oceniła europosłanka.
Można się tylko domyślać, że Beacie Kempie chodzi prawdopodobnie o utrzymanie przeładowanego programu w szkole, który dobija dzieci psychicznie, ale też fizycznie (ciężkie od książek plecaki).
"To proszę podziękować Annie Zalewskiej i Przemysławowi Czarnkowi za zdemolowanie polskich szkół. Po 8 latach jest co naprawiać"; "Zadania domowe nie dają wykształcenia, są kolejnym obowiązkiem dziecka, które właściwie swoją pracę wykonuje od rana, od godziny 8:00 często do późnych godzin wieczornych, bo po szkole musi się dalej uczyć!" – czytamy w komentarzach.
Jeden z internautów zauważył, że "szkoła nie jest od tego, żeby nauczyć". "Ale, aby pokazać, wytłumaczyć, sprowokować do myślenia i samodzielnego rozwiązywania problemów, zaciekawić. Rola rodziców polega na motywowaniu do pracy, wspieraniu i pomocy jeżeli potrzeba. Nauczyć dzieciak musi się sam" – napisał.
Jakie pomysły na polską szkołę ma Barbara Nowacka?
Pojawiły się też komentarze do krytycznych słów Kempy o tym, że ministerka edukacji rozmawia o pomysłach z dziećmi, a nie rodzicami. "Straszne – minister rozmawia z dziećmi. Może wreszcie szkoła będzie miała szansę stać się miejscem przyjaznym dla dzieci, bo może pani nie wie, ale szkoła jest dla dzieci, a nie odwrotnie" – skomentował jeden z internautów.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O tym, że Barbara Nowacka frontem ustawia się do uczniów, przekonaliśmy się już kilka razy. I nie chodzi wyłącznie o likwidację prac domowych. Szefowa Ministerstwa Edukacji Narodowej odwiedza również szkoły, gdzie spotyka się z uczniami i nauczycielami. Chce też powołania rzecznika praw ucznia.
W planach ministerstwa jest ponadto odchudzenie podstawy programowej od nowego roku szkolnego, o czym słyszeliśmy już kilka miesięcy temu. – Dzieci przychodzą do szkoły smutne, przemęczone i przeuczone – mówiła Nowacka na początku stycznia w "Dzień Dobry TVN".
Jeśli chodzi o prace domowe, to przypomnijmy, żemają zniknąć od kwietnia – nie będzie ich w klasach 1-3 szkół podstawowych, a od 4 do 8 klasy mają być tylko dla chętnych i w dodatku bez oceniania.
– To nie oznacza, że dzieci nie będą pracować w domu. Oznacza to tylko, że nie będą godzinami zmuszone do odrabiania lekcji, które bardzo często właśnie wymagały pomocy rodzica, dodatkowych korepetycji – wyjaśniała Nowacka kilka dni temu w Polsat News.
Dodała, że nauczyciel powinien przerobić materiał z uczniami w klasie oraz zainspirować ich do pogłębiania tematu w domu.