Nazywany "rzecznikiem Donalda Trumpa" publicysta Tucker Carlson złamał niepisaną umowę, że od wybuchu wojny w Ukrainie nikt z wolnego świata nie przeprowadza wywiadów z Władimirem Putinem. Amerykanin poleciał do Moskwy, aby nagrać dwugodzinny strumień świadomości zbrodniarza wojennego. Carlson uzyskał jednak to, co dla niego zapewne było najważniejsze – kilka ciepłych słów pod adresem Donalda Trumpa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak wspominaliśmy już w naTemat.pl, Tucker Carlson dotrzymał słowa i odwiedził Władimira Putinaw Moskwie, ale z rozmowy idola amerykańskiej prawicy populistycznej ze zbrodniarzem wojennym świat wiele nowego się nie dowiedział. Gospodarz Kremla opowiadał zgrane historyjki i dał upust swoim rewizjonistycznym poglądom.
Putin u Carlsona solennie przyrzekał również, że nigdy pierwszy nie zaatakuje Polski czy państw bałtyckich. Co można włożyć między te same bajki, którymi dyktator raczył nas przed wybuchem wojny w Ukrainie, gdy setki tysięcy żołnierzy na granice wysłał jedynie na "rutynowe ćwiczenia"...
Tucker Carlson do Rosji zapewne nie wybrał się jednak tylko po to, aby usłyszeć propagandowe bzdury. Poza udowodnieniem, iż ma w głębokim poważaniu przyzwoitość dziennikarską, prawdopodobnym celem Amerykanina było zdobycie czegoś, co może przydać się w kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa.
Tucker Carlson u Władimira Putina. Zbrodniarz wspomniał "osobiste relacje" z Donaldem Trumpem
Przez dwie godziny Carlson swojego politycznego mocodawcy z imienia nie wymienił ani razu, ale wielokrotnie próbował sprowadzić rozmowę na tory prowadzące ku kilku ciepłym słowom Putina o liderze republikanów. Te zabiegi udały się po pytaniu o ostatnią rozmowę przywódcy Rosji z prezydentem USA.
Władimir Putin nie mógł sobie przypomnieć dokładnej daty, ale potwierdził, że od chwili napaści na Ukrainę nie miał żadnego kontaktu z Joe Bidenem. W tej części rozmowy wspomniał za to poprzednich prezydentów Stanów Zjednoczonych.
Billowi Clintonowi wbił on szpilę, przypominając historię o tym, iż demokrata miał proponować rozszerzenie NATO o Rosję, ale szybko się z tego pomysłu wycofał. Następnie zbrodniarz wspomniał "bardzo dobre stosunki" z Georgem W. Bushem.
Aż wreszcie padło nazwisko, o którym Putin wypowiedział się z wyczuwalnym ciepłem w głosie. – Miałem również takie osobiste relacje z Trumpem... – zauważył.
Słowa dyktatora cenne w kampanii wyborczej. Amerykanie patrzą na Rosję inaczej niż kiedyś
Przed laty taki komentarz rosyjskiego przywódcy pod adresem kandydata na prezydenta USA byłby pocałunkiem śmierci. Sprawy pozmieniały się jednak po zakończeniu tzw. zimnej wojny.
Znaczna część Amerykanów nie widzi już w Rosji bezpośredniego zagrożenia dla swojej ojczyzny, a republikanie często wykazują wręcz fascynację Putinem. Uznają go za człowieka silniejszego od przywódców demokratycznych.
W "tak osobistej relacji" Władimira Putina z Donaldem Trumpem wielu upatruje też prostych recept na zapewnienie pokoju na świecie. Opowieściami o "zakończeniu wojny w 24 godziny" ujęto zresztą nie tylko prostych wyborców Partii Republikańskiej. Podczas podróży po Afryce wiarą w cudowne zdolności Trumpa podzielił się nawet prezydent Polski.
– Opierając się na moim osobistym doświadczeniu jako prezydenta, który kiedyś pracował z prezydentem Trumpem, mogę powiedzieć – to, co mi obiecał, zostało spełnione. Jeśli więc otrzymałem jakąkolwiek obietnicę od Trumpa, jeśli coś mi obiecał, to zostało to spełnione – stwierdził Andrzej Duda, na konferencji prasowej w Rwandzie.
Niestety, zapowiadając łatwe zakończenie wojny w Ukrainie, Donald Trump nie wspomniał o tym, która strona miałaby wyjść z konfliktu zwycięsko. Należy jednak pamiętać, że niedługo po putinowskiej inwazji nawoływał on władze w Kijowie do oddania Rosji części terytorium, w tym Krymu.
Czołowi politycy państw członkowskich NATO, generałowie i eksperci taki scenariusz chóralnie podsumowują jednym wnioskiem – najpóźniej po kilku latach rozzuchwaliłoby to Rosjan do kolejnego ataku na Ukrainę, podobnych działań w Gruzji i Mołdawii, a później rzucenia rękawicy Sojuszowi Północnoatlantyckiemu.