Sam często jeżdżę rowerem. W ogóle uważam, że w Warszawie i każdym większym mieście to jest genialny sposób na uliczne korki. Tylko dlaczego co roku rowerzyści sami pracują na miano... intruzów? Ledwo poczuliśmy wiosnę i już zaczęła się drogowa wojna. Sorry, ale piesi i kierowcy mają sporo racji. Ludzie na rowerach po prostu przeginają.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Osiedlowa uliczka. Poranny szczyt, przejście dla pieszych, przez które spokojnie przechodzi matka z dzieckiem. I nagle wjeżdżający prosto przed maskę rowerzysta, którego kierowca osobówki chciał przywołać do porządku klaksonem. Rowerzysta odwrócił głowę, zaśmiał się pod nosem i pojechał dalej.
Brzmi znajomo? Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o hejtowanie rowerzystów dla zasady. Takie incydenty jak ten powyżej to jednak codzienność z perspektywy kierowcy samochodu czy pieszego w mieście – nie tylko w Warszawie. Aż chciałoby się czasami krzyknąć.
Rowerzyści, ogarnijcie się!
Jasne, że czasem to pieszy może bezczelnie wejść pod koła, albo kierowca auta wymusi pierwszeństwo na przejściu. Drogowy bandytyzm ma jednak parę twarzy, a rowerzyści są wysoko na czarnej liście.
"Pewnych rzeczy u rowerzystów po prostu bronić się nie da. Numer popisowy to jazda po przejściu dla pieszych i to taka, że ludzie uciekają na boki, by nie zostać rozjechanymi" – pisał niedawno w naTemat Rafał Badowski, który w zasadzie nie rozstaje się z rowerem. I to niezależnie od pory roku. Jeśli jemu puszczają nerwy, coś naprawdę jest na rzeczy.
Czytaj także:
Wiosna na drogach to zderzenie z rzeczywistością, bo większość rowerzystów budzi się z zimowego snu. Nie ma sensu narzekać na infrastrukturę, akurat w dużych miastach nadążamy z budową dróg dla rowerów. Może nie jest idealnie, ale nawet z wąskiej sieci udogodnień trzeba korzystać z głową. Czyli z myślą o innych uczestnikach ruchu.
A tego brakuje i mnożą się rażące przykłady. Brawurowa, szybka jazda też Was dotyczy, rowerzyści. Rower nie daje nieśmiertelności na drodze, podobnie jak hulajnoga, ale to akurat oddzielny temat. Mówiąc brutalnie, jadąc na rowerze, też można zabić kogoś lub siebie. To oczywiste, ale wielu niestety zdaje się o tym zapominać.
Wyprzedzanie, zajeżdżanie drogi pieszym i innym rowerzystom – przykładów nie trzeba byłoby długo szukać. Już w lutym widziałem pewnego pana, który rowerem przeciskał się między pieszymi na wąskim chodniku przy placu budowy. A za nim (prawdopodobnie) jego syn, może 8-latek. Świetny przykład, tylko pogratulować. Piesi zwracali uwagę, że dla własnego bezpieczeństwa powinni zejść z rowerów, ale starszy pan wdał się w dyskusję, że przecież on może tędy jechać.
Jeśli dziecko naprawdę miało 8 lat – mógł. Tylko zabrakło refleksji, że stworzył zagrożenie dla siebie, nieletniego z tyłu i dużej grupy przechodzących osób.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
I jeszcze te nieszczęsne sytuacje, kiedy to naprawdę rowerzysta ma pierwszeństwo, ale nie pomyśli, że kierowca auta mimo wszystko może go nie zauważyć. I warto byłoby zwolnić. Sam jestem kierowcą i nie mam zamiaru wszystkich bronić, ale uwaga musi być podzielona 50/50.
Jeśli człowiek z auta zlekceważy człowieka na rowerze, może dojść do tragedii. Jeśli człowiek na rowerze zlekceważy człowieka w aucie – może dojść do tragedii. I w każdej z tych sytuacji to rowerzysta będzie na przegranej pozycji, bo w najlepszym przypadku chroni go tylko kask. To daje do myślenia.
Wychodzę na marudzącego kierowcę – niech będzie. Ale słyszę też głos osób, które nawet nie mają prawa jazdy i nie zostawiają na rowerzystach-piratach suchej nitki. Za brawurę, bezmyślność w skrajnych sytuacjach, jazdę bez odblasków czy nawet bez świateł (!) po zmroku. Coś takiego szczególnie poza miastem to już proszenie się o śmierć.
Mam wrażenie, że niektórzy rowerzyści mogą poczuć się bezkarnie, bo uznają rower za bardziej "lajtowy" środek transportu. Bo przecież po chodniku da się jechać, między samochodami da się przecisnąć, a pieszych da się ominąć slalomem. Czasami dzieje się to seryjnie, co pokazała w ubiegłym roku jedna kontrola policyjna w Lublińcu. Dziewięciu drogowych piratów mundurowi zgarnęli w cztery godziny. Aż strach pomyśleć, co byłoby w większym mieście.
W ten sposób nikt na ulicy czy chodniku nie może poczuć się bezpiecznie. Może pomysł mojej redakcyjnej koleżanki z obowiązkowymi tablicami rejestracyjnymi dla rowerów nie jest taki zły? Najpierw pomyślałem, że to przesada. Potem jednak, że byłby to bat na tych, którzy na rowerze czują się anonimowo i popisują się własną głupotą.
Rowerzyści, nie jesteście pępkiem świata
Rowerzystów przybywa w każdym sezonie. W Warszawie rowerowe korki w godzinach szczytu już nikogo nie dziwią. Aż głupio mi powtarzać ten zdarty slogan, ale na progu wiosny nie mam wyjścia: ogarnijcie się. Jeśli nie macie "prawka", nauczcie się przepisów. Kupcie lampę, dzwonek, kask i przede wszystkim myślcie też o innych.
Nikt na drodze nie jest święty, ale nikt też nie powinien poczuć się najważniejszy. A to, co widzę na ulicach z udziałem ludzi na rowerach, bywa żenujące.