Polityczna droga Donalda Tuska jest naznaczona politycznymi trupami. Premier konsekwentnie eliminował przeciwników, do perfekcji doszedł podczas bratobójczej walki trzech tenorów, którzy założyli Platformę Obywatelską. W ciągu 10 lat jego ofiarami zostali politycy takiego formatu jak Andrzej Olechowski, Jan Rokita czy Grzegorz Schetyna.
Donald Tusk, pomimo że nie zostawi po sobie żadnych wielkich reform i tak zapisze się w historii III RP jako pierwszy premier, który ponownie wygrał wybory. Rafał Kalukin w "Newsweeku" przyczyn sukcesu upatruje w odrobieniu lekcji z błędów poprzedników i z "Księcia" Machiavellego. Tusk utrzymuje się u władzy dzięki sprawnemu eliminowaniu konkurencji. Szef Platformy wystarczająco wcześnie odkrył to, na co dopiero po aferze Rywina wpadł Leszek Miller. Były premier w wywiadzie-rzece "Anatomia siły" mówił, że w polityce nie ma przyjaciół.
Jednak wyrzucenie z rządu Andrzeja Czumy, Adama Szejnfelda, Rafała Grupińskiego i Sławomira Nowaka to było bolesne, ale nieskomplikowane cięcie. Poza tym byli oni tylko pionkami w znacznie poważniejszej rozgrywce. Znacznie większej, chirurgicznej precyzji wymagało wycięcie z rządu Grzegorza Schetyny. Afera hazardowa dopełniła tylko długotrwały proces, który pokazał, że Tusk doprowadził do perfekcji wielokrotnie ćwiczony mechanizm.
Wtedy już Tusk wiedział, że frontalne ataki są mniej skutecznie niż "podgryzanie". Bolesną lekcją były wybory szefa Unii Wolności w grudniu 2000 roku. Tusk poniósł bolesną klęskę i przegrał z Bronisławem Geremkiem. Wkrótce zebrał jeszcze wokół siebie dwóch niezadowolonych – Macieja Płażyńskiego i Andrzeja Olechowskiego.
To powstająca Platforma Obywatelska była najlepszą szkołą "wykaszania konkurentów". Z pierwotnego triumwiratu ostał się tylko jeden. Książę Donald I – jak nazwał go w "Newsweeku" Rafał Kalukin.
Jako pierwszy poddał się Maciej Płażyński, który początkowo miał najsilniejszą pozycję z trójki założycieli. Kiedy ruch społeczny Platforma Obywatelska przekształcił się w partię, to właśnie on został pierwszym przewodniczącym. Jednak w klubie swoje wpływy poszerzał Tusk, stojący na czele grupy oddanych współpracowników z czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. To oni nadawali ton partii, która w pierwszym okresie przypominała nieco KLD bis. Płażyński chciał bardziej konserwatywnego wizerunku, ale widząc, że nic nie wskóra, odszedł z partii w 2003 roku.
Równolegle trwało marginalizowanie Andrzeja Olechowskiego. Był znacznie popularniejszy od Tuska (drugie miejsce w wyborach prezydenckich w 2000 roku), ale nie miał zaplecza politycznego – nie zdecydował się nawet na startowanie do Sejmu w 2001 roku. Jednak spróbował swoich sił w innych wyborach i był to początek jego końca. Wybory na prezydenta Warszawy w 2002 roku pokazały, że czar Olechowskiego prysł. Trzecie miejsce (za Lechem Kaczyńskim i Markiem Balickim) było sromotną klęską.
Tusk wyczuł słabość i zaczął systematycznie spychać Olechowskiego do defensywy. Po tym, jak na pierwszej Konwencji Krajowej partii przewodniczącym PO został Tusk, Olechowskiego zmarginalizowano dając mu stanowisko przewodniczącego Rady Programowej, która była zupełnie bez znaczenia. Jeszcze przez kilka lat (do lipca 2009 roku) pozostawał na marginesie partii, którą sam zakładał, ale nie miał w niej już nic do powiedzenia. Rządził triumwirat, ale już zupełnie inny: Tusk-Gilowska-Rokita.
Nazywana siostrą Donalda Tuska Gilowska była medialnym pistoletem PO, łączyła ostry język z wiedzą ekspercką. Zdobywała poparcie i popularność, tym samym przyćmiewała Tuska w mediach. Była wiceprzewodniczącą partii i szefową ważnej Komisji Finansów Publicznych. Jednak w 2005 roku Tusk uznał, że nie może pozwolić Gilowskiej wzmocnić pozycji i doprowadził do jej usunięcia z partii. Wykorzystał do tego znany od wielu miesięcy fakt, że syn Gilowskiej jest mężem jednej z pracownic jej biura.
Osłabienie Gilowskiej wzmocniło pozycję Jana Rokity, ale jednocześnie było wyrokiem i na niego. Z jego wpływami Tusk musiał się liczyć już od powstania PO, bo Rokita był przywódcą silnej grupy polityków Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, które w 2001 roku en bloc weszło do tworzącej się partii. Popularny śledczy z komisji Rywinowskiej został szefem gabinetu cieni, ale już wtedy Tusk zaczął ograniczać jego wpływy.
Dowodem rozpaczy ze strony przyszłego "premiera z Krakowa" była nieuzgodniona z partią publikacja wyników prac zespołu, któremu Rokita przewodniczył. W 2005 roku z list wyborczych wycięto ludzi Rokity i w nowej kadencji został bez zaplecza politycznego i bez znaczenia. Sytuacja była dla niego tak beznadziejna, że w 2005 roku odszedł z polityki.
Przez pewien czas zagrożeniem dla Tuska był Bogdan Zdrojewski – niezwykle popularny były prezydent Wrocławia. W gabinecie Rokity zajmował się obroną narodową i po wyborach w 2007 roku wydawał się naturalnym kandydatem na fotel w MON. Ministrem został, ale nie obrony narodowej, tylko kultury. Z politycznego punktu widzenia to było pokazanie miejsca w szeregu.
Na koniec trzeba wrócić do wspomnianej na początku rozgrywki Tusk-Schetyna. Kiedy związali swe polityczne drugi, Schetyna był przyjacielem z boiska i najbliższym przybocznym Tuska. Wspierał go w wykańczaniu kolejnych przeciwników, część posunięć pewnie sam inspirował, aż stał się ofiarą gry, którą przez kilka lat sam aktywnie tworzył. Wspomniana afera hazardowa złamała karierę partyjną Schetyny. Został przewodniczącym klubu, a po odejściu Bronisława Komorowskiego Marszałkiem Sejmu.
Teraz Schetyna zajmuje ładny, obszerny gabinet szefa komisji spraw zagranicznych. To pokazuje w jak głęboką otchłań został strącony przez Tuska. I raczej się z niej nie wydostanie, pozostając na zawsze "wielka rezerwa strategiczna PO", bo Tusk stoi nad jego głową i trzyma w rękach kamień z napisem "śledztwo w sprawie informatyzacji MSWiA.
Donald Tusk wciąż jest górą. Dlatego możemy tylko zastanawiać się, co myślał sobie Jarosław Gowin, stając z otwartą przyłbicą przeciwko Tuskowi. Książę Donald I radził sobie ze znacznie poważniejszymi konkurentami niż on. Zamiast spektakularnie gilotynować przeciwników osłabia ich i uzależnia od dozowanej przez siebie kroplówki. Ci, którzy się na to nie godzą, są skazani na polityczny niebyt jak Andrzej Olechowski, Maciej Płażyński czy Jan Rokita.
Co więc zrobił Tusk postawiony wobec afery hazardowej? Z dnia na dzień posłał na szafot cały swój "dwór", nie różnicując zanadto skali indywidualnych przewin i nie oglądając się na dawne zasługi wieloletnie przyjaźnie.
"Newsweek"
Piotr Gursztyn
publicysta
Niektórzy porównują jego sytuację do pobytu w celi śmierci. To stan oczekiwania na wyrok – np. ujawnienie jakichś rewelacji ze śledztwa w sprawie informatyzacji MSWiA. Słychać w PO głosy, że przeciek może nastąpić jesienią, czyli wtedy, gdy w partii zaczną się wewnętrzne wybory oraz w momencie, gdy Schetyna będzie musiał zadeklarować, czy staje w szranki z Tuskiem w wyborach na stanowisko szefa Platformy. Niepewna pozycja utrudnia też utrzymywanie wpływów w partii. Bo po co się wiązać z kimś, kto może zostać zniszczony?