Podczas wyprawy sympatyków "Gazety Polskiej" na Węgry zepsuła się lokomotywa.
Podczas wyprawy sympatyków "Gazety Polskiej" na Węgry zepsuła się lokomotywa. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

Wyprawa środowisk "Gazety Polskiej" na Węgry jest teraz niekwestionowanym tematem numer jeden na prawicy. Jakby inaczej, ktoś przecież spiskował, żeby nie dojechali na miejsce. – Relacje z wyprawy kwiatu polskiej prawicy czytam z prawdziwym rozrzewnieniem. Mają one potęgę narracji wizyty w Ziemi Świętej – pisze na łamach "Gazety Wyborczej" Paweł Wroński.

REKLAMA
Sympatycy "Gazety Polskiej" chcieli świętować z Victorem Orbanem i jego węgierskimi zwolennikami. "II Wielki Wyjazd na Węgry" nie może zostać zaliczony do udanych, bo w trakcie podróży zepsuła się lokomotywa. Zdaniem poszkodowanych, awaria jakich pełno, tym razem miała inny podtekst. Jaki? Oczywiście spiskowy.
Podróżni przez kilka godzin stali w nieogrzewanym pociągu. Taka wizja nie należy do najprzyjemniejszych, ale autor felietonu zauważa, że dla "prawdziwego prawicowca" lepsze jest utknięcie w ciemnym i zimnym pociągu niż Polska w rękach Platformy Obywatelskiej. Paweł Wroński zauważa, że prawica nie domaga się po takim skandalu dymisji węgierskiego odpowiednika ministra Nowaka, co w Polsce zapewne miałoby miejsce w ciągu kilku chwil. – Lepszy wszak zimny wagon w Budapeszcie niźli Tusk w Warszawie – czytamy w "Wyborczej".

Internetowe i prasowe relacje z wyprawy kwiatu polskiej prawicy skupionego wokół Klubów "Gazety Polskiej" na Węgry czytam z prawdziwym rozrzewnieniem. Mają one potęgę narracji wizyty w Ziemi Świętej, gdzie czuć stałą obecność boga polskiej prawicy Viktora Orbána. CZYTAJ WIĘCEJ


źródło: "Gazeta Wyborcza"

Zobacz: Sekta czy korporacja? Czyli jak prawica niszczy tych, którzy zmieniają poglądy i chcą odejść

Wroński ironizuje także na temat "Obywatelskiego kodeksu etycznego", jaki podpisał Tomasz Sakiewicz. Jego zdaniem podpisanie przez tego dziennikarza jakiegokolwiek kodeksu zakładającego szacunek do drugiego człowieka "budzi największe uznanie".
Dziennikarz sugeruje także, że skoro takie pielgrzymki, aż tak się prawicowcom podobają, to może lepiej z nich nie wracać. Ma dla nich nawet radę: niech zmienią nazwę na "Gazetę Węgierską" i tam publikują swoje "bojowe i krytyczne sądy wyważone".
Co do samej "wycieczki". Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" uznał, że zbyt wiele się wydarzyło, by nieprzyjemną przygodę "II Wielkiego Wyjazdu" uznać za zbieg okoliczności. Zdaniem dziennikarza nie można wykluczyć, że polscy sympatycy Victora Orbana padli ofiarą spisku, a spółka PKP z premedytacją udostępniła wycieczce stary pociąg o wątpliwej sprawności. Zapowiada złożenie w tej sprawie zawiadomienia do prokuratury.

Cały felieton w "Gazecie Wyborczej"