– Krzysztof Włodarczyk może zawalczyć z Witalijem Kliczką tylko dla kasy. Szanse miałby minimalne. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie nie widać dziś nikogo, kto mógłby dorównać braciom Kliczko – mówi w rozmowie z naTemat Albert Sosnowski.
Po porażce z Martinem Roganem w Anglii kibice pytają: co dalej z Albertem Sosnowskim?
Albert Sosnowski: Mam teraz 45 dni obowiązkowej karencji. Od kwietnia zaczynamy szukać jakiejś walki. Realne szanse na powrót powinienem mieć pod koniec maja albo na początku kwietnia.
Mało kto spodziewał się, że pokona Pana mało doświadczony Irlandczyk.
Pojechałem na Węgry i wydawało mi się, że zbuduję tam dobrą formę, a okazało się, że forma nie była nawet niezła. W dniu walki wszystko wyszło inaczej, niż planowałem: pierwsza runda była nie po mojej myśli i automatycznie musiałem zacząć gonić wynik. Dodatkowo przyszedł moment dekoncentracji…
Wypadł Pan z ringu.
Ten wypadek bardziej niż na bokserski ring nadawałoby się na pierwsze miejsce w rankingu gagów. Wybiło mnie to z rytmu i już wtedy wiedziałem, że uratuje mnie tylko nokaut. I znów: zamiast zachować spokój, zacząłem popełniać błędy.
Walczył Pan bardzo chaotycznie.
Włączyły się stare, niedobre nawyki. Zacząłem opuszczać gardę, biłem na siłę. Zamiast walki zrobiłem bijatykę. Mogłem poszukać innego rozwiązania. Wyszła z tego chałturka. No i Rogan wykorzystał moją słabość. Walnął mocniej, wstrząsnęło mną. Sędzia przerwał walkę i nie było nawet czasu na dyskusję.
Występ w turnieju „Prizefighter” był błędem?
To specyficzne zawody: trzy rundy po trzy minuty. A ja byłem źle przygotowany, za słaby. Zabrakło chyba walk w poprzednim roku.
Po tej walce było Panu wstyd?
Nie będę się biczował. Przemyślałem wszystko, poukładałem sobie w głowie i robię wszystko, żeby taki start w mojej karierze już się nie pojawił. Chcę wrócić do wygrywania.
Kibice drwili jednak, że przegrał Pan z taksówkarzem.
Słyszałem te złośliwe komentarze, ale wszystkim nie dogodzisz. Jak wygrywasz, to wynoszą cię pod niebo, a jak przegrasz, to nie zostawią na tobie suchej nitki. Niektórzy wysłali mnie już na emeryturę, ale muszę ich rozczarować i nie dam im tej przyjemności. Stać mnie jeszcze na to, żeby robić dobre walki. Porażkę wziąłem do siebie, skupiam się na treningu, i mam nadzieję, że zauważycie zmianę na lepsze.
Gdzie znów będziemy mogli Pana zobaczyć?
Raczej nie w Polsce. Jeżeli pojawiłaby się ciekawa oferta, to oczywiście porozmawiam, ale mój promotor jest Anglikiem i raczej tam będzie szukał mi walki. Nie ma dla mnie znaczenia, czy będzie to Londyn, czy Manchester. Jeżeli pojawi się możliwość podłączenia do jakiejś gali, a rywal będzie miał wszelkie badania i zaakceptuje go British Boxing Board of Control [organ brytyjskiej federacji bokserskiej – red.], to ja będę gotowy.
A co z pomysłem walki w Ameryce?
Jest na to szansa. Jeżeli pokażę się i wygram, to mogę wejść na drogę amerykańską. Decyduje jednak o tym wiele czynników, których nie chcę zdradzać, ale szukam coraz lepszych rozwiązań.
Kilka tygodni temu pojawił się pomysł walki Krzysztofa Włodarczyka z Witalijem Kliczką. Taki pojedynek miałby jakikolwiek sens?
Krzysiek jest mistrzem świata WBC w swojej wadze, kilkukrotnie bronił tytułu i chce spróbować czegoś nowego. Oferty, które otrzymywał, nie są dla niego finansowo lukratywne, a federacja WBC umożliwia walkę z Kliczką komuś z niższej wagi. To na pewno wielka szansa finansowa. Boks to przecież biznes.
To byłby jednak pojedynek Dawida z Goliatem.
Nieważne, jaki byłby wynik tej walki, ale dałaby ona Włodarczykowi bardzo wiele: finansowo, sportowo, medialnie. Natomiast o szansach można powiedzieć tyle: przed walką teoretycznie każdy może wygrać, ale oczywiście szanse Krzyśka byłyby minimalne.
Czyli jeżeli doszłoby do tego pojedynku, to celem byłby jedynie skok na kasę?
Krzysiek mógłby zrobić niespodziankę, chociaż wiadomo, że szansa na to jest niewielka. Dlatego wydaje mi się, że do tej walki jednak nie dojdzie. Krzyśka co prawda wielu zawodników w jego kategorii wagowej unika, może z powodu pieniędzy, może z powodów sportowych, ale w końcu ktoś chętny się znajdzie. Wiesz przecież, że o boksie zawodowym mówi się, że 70 proc. to biznes, a 30 proc. to sport.
Taka jedna przegrana walka, choć lukratywna, może zastopować karierę.
Gdyby Włodarczyk otrzymał szansę walki z Kliczką, a federacja zaakceptowałaby jego kandydaturę, to Krzysiek pewnie by się nie zastanawiał. Teraz z Władymir zmierzy się z Francesco Pianetą, z którym ja zremisowałem. To nie jest wielki bokser, ale dostał możliwość i ją zaakceptował. Warto ryzykować.
Pan odczuł siłę ciosów Witalija Kliczki. Jest dziś jakikolwiek polski bokser, który może nawiązać z nim równą walkę?
Witalij to bardzo niekomfortowy zawodnik. Na pewno może to potwierdzić Tomek Adamek. Derek Chisora przetrzymał co prawda dwanaście rund, ale krzywdy Ukraińcowi nie zrobił. Na dzień dzisiejszy, nie tylko w Polsce, ale na świecie, nie widać nikogo, kto mógłby się Kliczce przeciwstawić. Skończy się więc pewnie tak, że Kliczko na dobre zajmie się polityką i skończy boksowanie.
Niemieccy dziennikarze piszą, że w planach są jeszcze dwie, trzy jego walki.
Aspekt finansowy w jego przypadku nie gra roli, bo Kliczko jest milionerem, ale może ma jeszcze jakąś ambicję? Nawet jeżeli tak to pewnie w 2014 roku już walczyć nie będzie. Dla niektórych to wielka strata, bo bracia to maszynki do zarabiania pieniędzy. Chętnych do walki z nimi jest naprawdę wielu.
Derek Chisora, z którym spotkałem się w grudniu, mówił, że polskie zawodowstwo właściwie nie istnieje. O Tomku Adamku powiedział, że jest Amerykaninem.
(śmiech). Może Chisora jest ogrodnikiem, bo przesadził. Nie zgadzam się z nim. Boks zawodowy w Polsce ciągle się rozwija. Nasi zawodnicy będą walczyć o tytuły międzynarodowe, będą wspinać się w rankingach. Wierzę, że z boksu amatorskiego przejdą do zawodowstwa następcy Gołoty, Adamka czy Michalczewskiego.
Powinien. Był bokserem, który był uwielbiany, który dwa razy powinien być mistrzem świata, ale został oszukany. Andrzej był też prekursorem boksu zawodowego w naszym kraju, stał się legendą i chociażby z tego powodu należy mu się szacunek. Nie osiągnął tego, co mógł i już tego nie zrobi, dlatego chyba nadszedł czas aby zająć się czymś przyjemniejszym. Może zostanie promotorem, albo trenerem?
A Pan?
A ja jeszcze się nie poddaję. Wieku się nie oszuka, biologia działa, ale to jeszcze nie czas, abym schodził ze sceny.