
Do dramatu przy ul. Koronacyjnej na warszawskim Ursusie doszło w Niedzielę Wielkanocną. W domu znaleziono cztery ciała i już wiadomo, że wszyscy byli członkami jednej rodziny. Śledczy, policjanci i technicy kryminalni prowadzili działania na miejscu jeszcze w drugi dzień świąt wielkanocnych.
Pierwsze informacje, jakie uzyskaliśmy w Komendzie Stołecznej Policji, były jednak zdawkowe. – Mogę potwierdzić, że doszło do zdarzenia o charakterze kryminalnym. W sprawie prowadzone jest śledztwo prokuratury – przekazała redakcji naTemat.pl Barbara Szczerba z sekcji prasowej KSP. Dziś już wiadomo więcej na temat tej tragedii.
Tragedia w Ursusie. Zabił żonę i teściów, a potem popełnił samobójstwo?
Policja i prokuratura nadal nie udzielają zbyt wielu informacji w tej sprawie, ale reporterzy "Faktu" ustalili nieoficjalnie, że w domu przy ul. Koronacyjnej mieszkało starsze małżeństwo, ich córka i jej mąż. W święta rodziców i dziadków przyjechał odwiedzić 33-latek. To on – według gazety – miał zawiadomić policję.
Czy obawiasz się o bezpieczeństwo w swojej okolicy?
135 odpowiedzi
Ze wstępnych informacji wynikało także, że trzy osoby zostały znalezione z ranami ciała, a czwarta osoba odebrała sobie życie. Śledczy od początku nie wykluczali też hipotezy o tzw. rozszerzonym samobójstwie.
"Fakt" podaje, że w salonie na parterze znaleziono ciała starszego małżeństwa i oboje mieli rany tłuczone głowy. Na piętrze znaleziono ich córkę – kobieta miała podobne obrażenia i w dodatku miała być przykryta kocem.
W pokoju obok leżał z kolei jej mąż. "Fakt" – powołując się na swoje źródła – sugeruje, że to on zabił swoich najbliższych, a następnie popełnił samobójstwo. Wcześniej tabloid rozmawiał też z sąsiadami.
– Mieszkali tu rodzice i córka z zięciem. Ci starsi mieli ok. 80 lat, a młodsi ok. 60. Z tymi drugimi czasem rozmawiałam. Mili ludzie – powiedziała jedna z kobiet. Jak dodała, z tego domu nigdy nie słychać było awantur, dlatego wszyscy są zszokowani tym, co się stało.
Karawan z pierwszymi ciałami wyjechał z domu dopiero w niedzielę wieczorem. Mundurowi mieli także ponoć źle znosić widok miejsca zbrodni, przez co często wychodzili z budynku.
Sprawę bada Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota.
Zobacz także