Błaszczak może mieć poważne kłopoty. Chodzi o niefortunną decyzję sprzed wyborów
Nina Nowakowska
04 kwietnia 2024, 10:26·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 04 kwietnia 2024, 10:26
"Dziennik Gazeta Prawna" informuje, że w najbliższych tygodniach były minister obrony Mariusz Błaszczak i jego bliscy współpracownicy mogą się spodziewać konsekwencji za odtajnienie części planu obrony Polski. Jak stwierdzono, sprawa zostanie skierowana do prokuratury i całej trójce mogą zostać postawione zarzuty.
Reklama.
Reklama.
Plan użycia Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej Warta – 00101 – to dokument, w którym szczegółowo opisano sposób, w jaki przed ewentualnym atakiem Rosji miało nas w 2011 r. bronić Wojsko Polskie.
W artykule zacytowano generała będącego w rezerwie. Wojskowy ocenia, że odtajnienie nawet kilku fragmentów, pokazuje doświadczonym operacyjnie generałom, co miało się dziać wcześniej, przed obroną na linii Wisły.
Dziennik donosi, że za przygotowanie projektu decyzji o odtajnieniu fragmentu planu "Warta" miała odpowiadać Agnieszka Glapiak. Prawdopodobnie decyzję miał podpisać osobiście samMariusz Błaszczak, a w proces decyzyjny miał być zaangażowany również Piotr Zuzankiewicz, czyli ówczesny dyrektor departamentu strategii i planowania MON.
Zarówno Glapiak jak i Zuzankiewicz byli w gronie najbliższych współpracowników ówczesnego ministra obrony. Glapiak pełniła funkcję dyrektor Centrum Operacyjnego MON od 2018 r. Co ciekawe, nawet po swoim odejściu miała być w ministerstwie szarą eminencją.
"Mogą zostać postawione zarzuty"
"Najpewniej w ciągu kilku najbliższych tygodni sprawa zostanie skierowana do prokuratury i całej trójce mogą zostać postawione zarzuty w związku z ujawnieniem tego dokumentu" – wskazała "DGP". Jak dodano, sam proces odbył się poza wiedzą ówczesnego szefa Sztabu Generalnego gen. Rajmunda Andrzejczaka. Cała sytuacja stanowi kolejny przykład, że będąc ministrem, Błaszczak starał się go omijać.
Autorzy wspominają, że w związku z ujawnieniem informacji niejawnych, zarzutów może spodziewać się również Sławomir Cenckiewicz. Prawicowy historyk był szefem tzw. ruskomisji, czyli państwowej komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022.
"W trakcie swoich działań komisja odtajniła m.in. protokoły przesłuchań Donalda Tuska (dziś premiera) i Tomasza Siemoniaka (dziś ministra koordynatora ds. służb specjalnych) dotyczących współpracy Służby Kontrwywiadu Wojskowego z rosyjską służbą FSB w latach, gdy sprawowali funkcje premiera i ministra obrony narodowej" – opisała "DGP".
– 16 grudnia 2022 roku nad ranem minister Błaszczak otrzymał informację z Centrum Operacyjnego o zagrożeniu rakietowym dla Polski. Rakieta została zaobserwowana 60 km od polskiej granicy, na wysokości miejscowości Chełm – oznajmił Tomczyk w Sejmie.
– Minister Błaszczak wiedział o zagrożeniu, które pojawiło się po stronie ukraińskiej i które mogło spowodować zagrożenie dla Polski – podkreślił wiceminister obrony. Jak dodał, 2 stycznia 2023 Błaszczak zapoznał się z meldunkiem, w którym znalazła się informacja o śledzeniu niezidentyfikowanego obiektu powietrznego przez około 20 minut w polskiej przestrzeni powietrznej oraz o zaniku sygnału w okolicach Bydgoszczy.
Wada systemu czy błąd człowieka?
– Mogę się poruszać w obszarze tych informacji, które przekazał minister Tomczyk, ale one jednoznacznie wskazują, że po pierwsze minister obrony narodowej wiedział o naruszeniu przestrzeni powietrznej. Podejmował w tym celu rozmowy i jakieś ustalenia, a jednocześnie na żadnym etapie nie doszło do potwierdzenia, aż do momentu znalezienia szczątków, że mamy do czynienia z rakietą – ocenił na antenie Polsat News Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
To samo podkreślali zarówno Błaszczak, jak i Tomczyk. – Rodzi się pytanie, czy to wada systemu, czy błąd człowieka doprowadził do tej sytuacji – dodał szef BBN.